Rozdział 41

145 13 2
                                    

Pierwszy raz w mojej głowie siedziała głęboko zaczepiona nadzieja. Nawet w momencie kiedy powoli zaczynałam zyskiwać kontrolę nad swoją mocą, nie czułam jej tak mocno. Gdzieś w podświadomości wciąż obawiałam się, że nagle mogło wszystko się posypać. Z każdym dniem, w którym robiłam małe kroczki w kierunku całkowitej kontroli, nadzieja znikała, bo zaczynałam wierzyć, że to, co się działo, było zasługą moją i Johna, dlatego nie musiałam liczyć na szczęście. Jednak tym razem było trochę inaczej.

Następnego ranka, zaraz po otworzeniu oczu, chciałam znaleźć się w miejscu, gdzie będę mogła sprawdzić, czy byłam w stanie kontrolować swoją moc. Nadzieja z każdą sekundą rosła coraz bardziej, a wraz z nią strach, że mogło być inaczej. Tak bardzo chciałam, by okazało się to moim przewrażliwieniem, że niemal czułam ból brzucha kiedy usłyszałam dźwięk przekręcanego zamka do drzwi. 

Do środka pokoju weszło dwóch łowców. Żaden z nich nie miał na sobie stroju ochronnego. Uspokoiłam się na temat widok. Skoro oni się mnie nie obawiali, to lek, który mi podali, musiał mieć działanie tylko czasowe. Nie tylko na moją niekorzyść zadziałałoby gdyby było inaczej.

Zostałam wyprowadzona z pokoju i z tego co się dowiedziałam, zaraz miało być śniadanie. Przynajmniej nas nie głodzili. Co prawda nie widziałam, by inni chodzili wychudzeni, ale nie byłam przekonana czy takich jak ja traktowali podobnie. Jak wspomniał wampir, oni się tu urodzili. Nie znali innego życia więc byli im posłuszni. Przynajmniej większość, ale ja wiedziałam, co czeka mnie poza tym budynkiem. Na pewno nie zdziwiłoby ich gdybym chciała uciec, dlatego pomimo przyzwoitego, jak na moje wyobrażenia, traktowania, ja wciąż pozostawałam czujna.

Zanim udaliśmy się na stołówkę, zostałam najpierw zaprowadzona do łazienki. Czułam się bardzo dziwnie. Jednocześnie jakbym była w więzieniu, albo zakładzie psychiatrycznym. Wszędzie mnie pilnowali. Miałam wyznaczone godziny kiedy miałam załatwiać swoje potrzeby, nawet ubrania dostałam. Oczywiście były białe jak wszystko dookoła. Dlaczego akurat ten kolor? Przecież trudniej jest zmyć z niego krew. Im to też pewnie nie było na rękę.

Gdy wyszłam z łazienek, łowcy wciąż na mnie czekali. Oczywiście szli przy mnie, jakbym miała jak uciec. Bo nie wierzyłam, że chcieli mnie oprowadzić.

Weszłam na salę, która miała służyć za stołówkę. W jej wnętrzu znajdowało się już kilka osób. Zauważyłam nawet w jednym kącie pomieszczenia wampira i dziewczynę, która została poprzedniego dnia wyniesiona przez łowców. Nie rozmawiali ze sobą, ale siedzieli naprzeciwko. Gdybym znała się trochę bardziej na tym pokręconym świecie, może wiedziałabym, co kryje się za ich krótkimi spojrzeniami. Na ten moment jedyne co podejrzewałam to telepatię. 

Mogłam podejść do ich stolika, ale wolałam jednak nie zbliżać się do nich. Jak sam chłopak przyznał, miałam teraz na sobie podsłuch. Może właśnie dlatego nie rozmawiał z dziewczyną. 

Usiadłam kilka stolików obok nich. Na tacy przede mną znalazła się jajecznica. Skoro tłumaczyli im, że świat na zewnątrz jest zniszczony, to ciekawe czy mieli tu kurniki, by mieć wytłumaczenie, skąd posiadali jajka. A może trzymali się teorii, że istniał jeszcze jeden taki obiekt, który zajmował się hodowlom zwierząt. Czy osoby z tej placówki wiedziały w ogóle, jak wygląda pies, czy kot? Było to trochę smutne, ale jakby spojrzeć na to trochę inaczej to ja również większość życia byłam zamknięta. Wiedziałam o świecie więcej od nich, ale nigdy nie widziałam morza, nie wspięłam się na szczyt góry, nie licząc mojej wyprawy z Johnem. Z tą różnicą, że ja miałam jeszcze szanse wydostać się z klatki i poznać na własną rękę to, o czym oni nawet nie wiedzieli, że istnieje.

Kolor Jej DuszyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz