Rozdział 43

109 18 7
                                    

Naprawdę nienawidziłam mieć tego uczucia w brzuchu, które jasno dawało mi znać, że stresowałam się swoim powrotem. Nie mogłam się już tego wyprzeć. Obserwując mijane drzewa, czułam, jakby z każdym z nich supeł w moim żołądku zaciskał się jeszcze bardziej. Ale dopiero kiedy zauważyłam wyłaniający się ogromny budynek, zdałam sobie sprawę, że dopiero teraz najchętniej schowałabym się gdzieś w tym małym samochodzie, mając nadzieję, że o mnie zapomną.

Tak się jednak nie stało i od razu gdy ojciec chłopca wysiadł z pojazdu, podeszła do nas nieznajoma para. Zaczęli rozmowę z moim kierowcą, a wzrok kobiety przeniósł się na szybę, za którą się schowałam. Udawałam, że nie obchodziło mnie to, jak uważnie mi się przyglądała, ale tak naprawdę miałam ochotę powiedzieć jej, by przestała. Zamiast tego wybrałam milczenie.

Nagle drzwi otworzyły się, na co podskoczyłam zlękniona, ale od razu zamaskowałam to, poprawiając się na fotelu. Gest, jaki wykonał ojciec Max'a odebrałam jako zachętę do opuszczenia samochodu. Nie chciałam wystawiać się tym wilkołakom, ale po to właśnie tu przyjechałam. No i raczej siedząc w samochodzie, nie dostałabym się do domu.

— O niej wspominał nasz alfa — powiedział mój tymczasowy szofer, a ja czułam w jego głosie, z jaką niechęcią to wypowiedział. Ewidentnie mnie nie lubił. Może jego syn powiedział mu, że nazwałam go zapchlonym kundlem? Albo wciąż mi nie ufał.

Nie rozumiałam, dlaczego zamiast wysadzić mnie po drodze, on przyniósł mnie do sąsiedniej watahy. Mógł mnie zostawić kawałek dalej i może sama dostałabym się do domu po dłuższych poszukiwaniach, ale jednak bez większych problemów. A tutaj wszystko zapowiadało kłopoty. Może faktycznie chcieli przeprowadzić jakiś test? To już mi się mniej podobało, bo jedyne, z czym mi się to kojarzyło, to właśnie z łowcami i ich testem, który dla mnie przygotowali, a teraz bardzo chciałam o tym zapomnieć.

Automatycznie skrzywiłam się na swoje wspomnienia, co nie uszło uwadze kobiety.

— No dobrze, to wy załatwiajcie swoje sprawy, a my pójdziemy rozejrzeć się po posiadłości — odparła z uśmiechem i wystawiła rękę, chcąc, bym za nią złapała.

Opuściłam wzrok i nawet nie musiałam się zastanawiać nad tym czy podać jej swoją dłoń. Juz od samego początku wiedziałam, że tego nie zrobię. Miałam rękawiczki na sobie, ale nawet z nimi wciąż nie lubiłam kontaktu fizycznego. Chyba nie łatwo było mi się tego pozbyć, a sukces uzyskany przy pomocy Johna, szybko zniknął gdy przestałam go pielęgnować. No i przy małej pomocy doktorków proces ten przyspieszył.

Widziałam zakłopotanie na twarzy kobiety, dlatego zrobiłam krok w jej stronę, pamiętając, by zachować bezpieczna odległość, co było dobre dla mnie jak i dla niej, ponieważ widziała mnie pierwszy raz i również nie wiedziała, do czego byłam zdolna.

Na jej twarzy ponownie zawitał ciepły uśmiech i zachęcając mnie ruchem ręki, udała się w kierunku wejścia do posiadłości. Ruszyłam za nią, lecz podczas gdy ona szła przez siebie pewnym krokiem, tak jak przyglądałam się wszystkiemu dookoła z nieukrywaną niepewnością. Ogród otaczającym dom był niesamowity. Przystrzyżone krzaczki zachwycały swoim wyglądem, a nie mniej szczegółowe rzeźby witały nas na schodach prowadzących do głównych drzwi. Właściciel wcale nie oszczędzał na wyglądzie, ale skoro był to główny dom alfy, to nawet mnie to nie dziwiło. Był tak jakby królem. Podobno. A przynajmniej dla wilkołaków z tej watahy.

— Słyszałam tylko trochę o tym, że przyjedziesz, ale nic więcej — zaczęła kobieta, otwierając mi drzwi głównego budynku. Weszłam do środka, od razu zauważając, że ogród to był dopiero przedsmak tego, co było w środku. Brunetka jednak jakby nie zauważając mojego zachwyty, kontynuowała. — Powiesz, co robiłaś tak daleko od domu?

Kolor Jej DuszyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz