❝PROLOGUE❞

561 16 66
                                    

Rosja, Moskwa, 1 października 1989 roku

DOCHODZIŁA godzina dwunasta po południu, a na ulicach pokrytych złocistymi liśćmi, przechadzali się ludzie oraz jechały samochody, powodując głośny warkot. Tegoroczna jesień była wyjątkowo piękna. Spacerując po ulicach lub parkach, można było poczuć przyjemny nastrój tej z pozoru depresyjnej pory roku.

Dzisiejszy dzień, jako iż była to niedziela, nikt nie miał obowiązku pójścia do szkoły albo do pracy. Korzystając z ostatniego dnia weekendu siedemnastoletnia Milena Volkov, siedziała zamknięta w swoim pokoju, ze słuchawkami na uszach, w których rozbrzmiewały uspokajające ją piosenki, puszczane z niewielkich rozmiarów czarnej MP3. Siedziała przy biurku i usiłowała skupić się na rysowaniu, co zwykle ją odprężało i wyciszało. Jednak tego dnia była tak rozproszona, że nawet muzyka nie była w stanie przywołać jej do porządku. W dodatku przez słabej jakości słuchawki słyszała kolejną awanturę rodziców, kłócących się o to, które z nich bardziej nie radzi sobie w życiu.

Nie mogąc znieść rozdrażniających ją krzyków, zdjęła słuchawki z uszu i rzuciła je na biurko, a następnie podeszła do szafy, z której wyjęła krótki, czarny top na ramiączkach, koszulę w czarno-czerwoną kratę, jasnoniebieskie jeansy z wysokim stanem i dziurami na kolanach oraz czarne botki. Zrzuciła z siebie szare dresy i przebrała w przygotowany przez nią strój. Rozwiązała niedbałego koka, w który związywała swoje długie, do połowy pleców, jasnobrązowe włosy, a następnie jedynie przeczesała je ręką, aby jakoś wyglądały. Ubrana w taki sposób, wyszła z pokoju i pobiegła do drzwi wyjściowych, aby skłóceni rodzice jej nie zauważyli.

Jedynie czego aktualnie potrzebowała, to wyjścia z domu na jesienny spacer. Chodzenie po mieście, a już w szczególności po jednym z jej ulubionych parków sprawiało jej przyjemność i przez chwilę zapominała o tym, że ojciec ma kochankę, a matka prostytuuje się przed napalonymi fagasami. Obaj byli bardzo toksyczni, co niestety przeniosło się również na Milenę. We wszelkiego rodzaju przyjaźniach albo jakiś bliższych znajomościach, to ona zawsze była tą osobą, która prowokowała kłótnie, albo z jakiegoś powodu zaczynała zachowywać się tajemniczo, na przykład zaczęła tę osobę bez powodu unikać. Problem jednak polegał na tym, że robiła to wszystko nieświadomie, bo w swoim otoczeniu nie miała nikogo kto uświadomiłby jej jak się zachowuje.

Dotarła do parku i usiadła na ławce, po to aby w samotności porozmyślać. To może wydawać się dziwne, ale lubiła to robić, zwłaszcza w miejscach publicznych, co jest nietypowe dla osoby, która nie lubi tłumu ani nawiązywania nowych relacji międzyludzkich. Rozglądała się po parku i wzięła głęboki wdech, aby zaczerpnąć trochę jesiennego powietrza. Kolorowe, o ciepłej barwie liście spadały z drzew, ukazując ich rozłożyste gałęzie, przez które przedostawało się słońce, które padało na zmęczoną twarz ciemnowłosej. Lekko przymrużyła powieki i pozwoliła promieniom słonecznym, aby chwilowo otuliły ją swoim ciepłem.

—Milena?— na dźwięk swojego imienia, momentalnie otworzyła oczy i rozejrzała się po bokach. Jak się okazało po parku spacerował również jej chłopak Nikolai, który natychmiast do niej podszedł.— Martwiłem się— usiadł obok niej i objął ją ramieniem.— Nie było cię w szkole od tygodnia. Dlaczego?

—Nie miałam siły— wtuliła się w niego.— Mogłeś do mnie przecież przyjść.

—Ale oboje wiemy, że twoi rodzice mnie nie trawią, więc wolałem uniknąć awantury— zaczął głaskać ją po głowie.

Tak, typowy Nikolai. Miał taki charakter, że zawsze wolał trzymać się z dala od problemów, nawet jeśli byli nim rodzice jego dziewczyny. Zależało mu na Milenie, jednak ona przez tą jedną cechę w jego charakterze uważała go za słabeusza, a co jak co, ale jej zdaniem, mężczyzna powinien umieć się postawić.

Siedzieli przez chwilę ciszy i jedynie zerkali na przypadkowych ludzi, którzy przechodzili obok nich na ulicy. Wszystko przebiegało dobrze, do momentu, gdy ciemnowłosą zaczął trochę pobolewać brzuch. Położyła na nim dłoń i lekko się skrzywiła, gdyż ból dalej nie ustawał.

—Wszystko dobrze?— jej zachowanie natychmiast zauważył jasnowłosy chłopak.

—Tak, ale...— podniosła się z ławki i automatycznie zgięła się w pół.— Pójdę już.

—Nie, nie, nie— momentalnie zerwał się z miejsca i objął ją ramieniem.— Nigdzie nie pójdziesz w takim stanie.

Dziewczyna wsparła dłonie na kolana i wzięła głęboki wdech, gdy nagle ból na kilka sekund ustał. Milena przez chwilę myślała, że nagły ból brzucha był może spowodowany stresem albo jeszcze czymś innym. W tamtym momencie bardzo się przeliczyła, a zrozumiała to w momencie, w którym jej szczupły brzuch niespodziewanie urósł do wielkości brzucha ciążowego. Nastolatka głośno krzyknęła i upadła ziemię, gdyż nie była w stanie dać rady paraliżującemu bólu, który właśnie przeszywał jej ciało. Momentalnie podbiegła do nich gromada ludzi, którzy zaczęli ją uspokajać i z przerażeniem patrzyli się na ten wstrząsający widok. No cóż, nie na codzień ma się okazję zobaczyć nastolatkę, rodzącą w parku, dodatkowo jesienią.

Pewna kobieta chwyciła ją za rękę, w którą ciemnooka dziewczyna odruchowo wbiła paznokcie, aby jakoś uporać się z bólem, który z każdą kolejną chwilą robił się coraz bardziej nie do wytrzymania.

Spanikowany Nikolai, jedynie patrzył się na całą sytuację, gdy nagle w pewnym momencie tej wstrząsającej akcji, o mało, co nie wypuścił telefonu z dłoni, z którego dzwonił na pogotowie. Jedna z kobiet, która chwilowo zaopiekowała się Mileną, nagle wyjęła z jej łona dziecko. Nastolatka słysząc płacz, charakterystyczny dla niemowlęcia, momentalnie otworzyła mocno zaciśnięte powieki, tak że zetknęła się niemalże twarzą w twarz ze swoim potomkiem. Otarła pot spływający po jej bladym czole i ostrożnie wsparła się na dłonie, aby uważniej przyjrzeć się dziewczynce, którą nieznajoma kobieta trzymała w rękach.

W tamtym momencie, w głowie Mileny zrodziła się niewyobrażalna ilość pytań, a jedno z nich brzmiało: „Dlaczego nie byłam wcześniej w ciąży?"

Pierwszego października tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego dziewiątego roku o godzinie dwunastej w południe, szesnaście kobiet w różnych częściach świata urodziło dzieci. Było to coś nadzwyczajnego, ponieważ żadna z nich nie była w ciąży.

Sir Reginald Hargreeves, ekscentryczny miliarder i awanturnik, postanowił odnaleźć i adoptować jak najwięcej tych dzieci.

—Niezwykłe!— powiedział zdumiony mężczyzna, gdy znalazł się w domu państwa Volkov, którzy na wieść o niespodziewanym porodzie swojej córki, ku zdziwieniu nastolatki wykazali się dużym wsparciem. Starzec bez żadnych skrupułów bezpośrednio wyciągnął swoją kościstą dłoń w stronę bezbronnej dziewczynki, którą jej matka trzymała w dłoniach.— Ile za nie chcesz? Przecież go nie zatrzymasz! Za ile je sprzedasz?— spytał, co kompletnie wytrąciło zdezorientowaną nastolatkę z rytmu. Urodziła niecały tydzień temu, a już miała oddawać swoje dziecko jakiemuś nieznanemu, podejrzanemu mężczyźnie w białym smokingu?

—Jak zrobisz coś mojej wnuczce, to popamiętasz!— zagroziła matka roztrzęsionej Mileny, która jedynie przyciskała do piersi swoją małą córeczkę, która słodko spała.

—Wyśmienicie, lubię twarde negocjacje— kącik jego wąskich ust, przysłoniętych przez siwą brodą, powędrował ku górze.

Przygarnął ośmioro z nich, a zespół jaki tworzyli nazwał Akademią Sparrow.

***

1081 słów <3

❝ALINA❞- THE UMBRELLA ACADEMYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz