15. A.C.V.

12 3 0
                                    




Obudziła mnie zimny wiatr wdzierający się do mojego pokoju przez otwarte drzwi balkonowe. Owinęłam się szczelniej kołdrą zastanawiając się jakim cudem były otwarte, skoro wczoraj nawet do nich nie podchodziłam. W końcu wiatr był ta upierdliwy, że musiałam wstać by je zamknąć. Zmęczona przetarłam twarz i usiadłam na łóżku. Wszystko mnie bolało po wczorajszym stresie i nieprzespanej nocy, do późna zastanawiałam się czyje były te inicjały, ale żadne imię ani nazwisko nie przychodziło mi do głowy.

Przeszłam przez pokój starając się nie narobić za dużo hałasu wiedząc, że za ścianą rodzice odsypiają dosyć ciekawą dla siebie noc co również było moją przyczyna niewyspania. Mimo że nasza willa jest ogromna ściany wewnątrz nie są zbyt grube a co za tym idzie słychać wszystko co się dzieje w sąsiednim pokoju. Przez większą części ich zabawy zastanawiałam się jakim cudem nie nacieszyli się sobą nawzajem podczas parodniowego wyjazdu.

Podeszłam do wejścia a drzwi trzasnęły o wiele głośniej niż zamierzałam. Oparłam się o nie i przejechałam wzrokiem po pokoju. Zatrzymałam wzrok na komodzie, gdzie trzymałam głównie przybory do malowania. Leżało na niej czarne pudełko owinięte białą wstążką i mały kwiat irysa w kolorze fioletu.

-Co to do chuja jest? - Lekko odepchnęłam się od okien i podeszła do pakunku.

Poniosłam kwiat i przyjrzałam mu się dokładniej, był delikatny, ledwo co rozkwitł. Odłożyłam go obok na szafce i złapałam za białą wstążkę by rozwiązać kokardę. Szybko rozerwałam czarny papier podarunkowy a pod nim ukazała się tego samego koloru bielizna, która kupiłam wczoraj. Ogarnęło mnie przerażenie, zostawiłam ją w jego samochodzie, był tu, kiedy spałam, włamał się do mojego pokoju. ZNOWU. A ja nic nie słyszałam i jeszcze zamiast zostawić to w tej samej torbie, przepakował ją i zostawił jako prezent.

-Aaron, czemu? - szepnęłam sama do siebie wpatrując się w gorset w moich rękach.

Nagle z rozmyśleni wyrwał mnie głośny dźwięk budzika, podskoczyłam i przyłożyłam dłoń do serca. Szybko dołożyłam bieliznę i pobiegłam do telefonu by go wyłączyć. Rzuciłam go gdzieś między fałdy kołdry i równie szybko podbiegłam do okien i zasłoniłam zasłony. Zasnęłam prawie godzinę temu co oznaczało, że mógł być jeszcze gdzieś na terenie posiadłości.

-Dobra Queen, wdech i wydech. Nie jest psychopatą, oddał ci tylko twoją własność a zrobił to w takiej formie, bo chciałby było ci miło, bo przecież ostatnio się pokłóciliście- szepnęłam.

Aż roześmiałam się z tych myśli, przecież to ja wyrzuciłam mu, że to przez niego jego matka zmarła, dlaczego miałby być dla mnie miły. Ukradłam mu samochód, ośmieszyłam go przez całym sklepem karząc mu paradować w gorsecie i stroju królika i jeszcze myślę, że go to nie uraziło i będzie dla mnie miły, ale ja jestem głupia. Przecież jest cholernym psychopatą, wywiózł mnie na zadupie do jakiegoś opuszczonego teatru, próbował zaciągnąć mnie do łóżka, śledzi mnie i nie daje mi spokoju a teraz jeszcze włamał się do mojego pokoju, kiedy spałam! Jak inaczej ma go nazwać?

Dobra, jeżeli oddał mi to co moje to teraz jesteśmy kwita prawda? Ja nie mam nic co należy do niego a on co należy do mnie, już nie będzie zawracać mi dupy. Z tą myślą ruszyłam do garderoby by zabrać czysty mundurek i strój w którym będziemy występować na dzisiejszym meczu towarzyskim futbola. Strój wrzuciłam do torby leżącej koło drzwi razem ubraniami na zmianę propos wieczornej imprezy pomeczowej a mundurek zabrałam ze sobą do łazienki. Wzięłam szybki, zimny prysznic by pobudzić jakoś swoje mięśnie i samą siebie. Czułam się strasznie ze świadomością, że nie brałam prysznica od dwóch dni i do tej pory nie zmyłam z siebie jego zapachu.

Po ogarnięciu porannej toalety, wysuszeniu włosów i ubraniu w szkolny strój wyszłam z pomieszczenia by przykryć jakoś te wory pod oczami. Dopiero teraz czułam się sobą, czułam się tą silną i prawdziwą sobą, nakładając ostatnią warstwę czerwonej matowej pomadki.

Queen of All Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz