Kolejny tydzień, pierwszy października, co oznaczało że za chwilę ogłoszą kogo obrazy będą wisieć w ratusz przez kolejny semestr. Kolejny tydzień, który nie różnił się niczym od poprzednich. Codziennie po szkole jechaliśmy w odwiedziny do Kierana na oddział zamknięty w którym był na odwyku. Następnego dnia po balu opowiedziałam to tym co stało się mamie, pomijając mały szczegół, jak dostałam się do jego domu. Ona również nienawidzi jego ojca i chyba nawet bardziej niż my. Odnosi się to do jakiś starych interesów jaki również tego jak traktował swoje dzieci.
Siedziałam na balkonie, który był połączony z moim pokojem, i wychodził na ogród posiadłości. Przede mną stała sztaluga z kolejnym obrazem przedstawiającym portret kościotrupa palącego papierosa na czarny tle, obok sztalugi stał mały stoliczek z dwoma kubkami jeden z wodą do czyszczenia pędzli, drugi z herbatą. Dokoła walały się farby i buteleczka z terpentyną. Było ciepło więc miałam na sobie jedynie za dużą koszule którą zakładałam zawsze gdy malowałam i krótkie spodenki dresowe których w sumie nie było widać, włosy spięłam w wysokiego koka. Ostatnie pociągniecie pędzla i wszystko byłoby skończone.
-Queen- usłyszałam znajomy głos więc odwróciłam się w stronę wejścia do pokoju ale okazało się że nikogo tam nie było- Z drugiej kurwa.- Odwróciłam głowę w stronę balustrady i spojrzałam w dół na przybysza.
Co tu do kurwy nędzy robił Aaron i skąd znał mój adres.
-Co ty tu robisz?- nie siliłam się nawet na podniesienie głosu, spojrzałam na niego obojętnym wzrokiem i wzięłam łyk herbaty nie przerywając kontaktu wzrokowego.
-Chciałem porozmawiać.
-A mamy o czym?- odstawiłam kubek z powrotem na stolik, wstałam ze swojego stoliczka i podeszłam do balustrady opierając się o nią.
-Wydaje mi się że tak, zejdź na dół to wszystko ci wyjaśnię.
- To ty chcesz rozmawiać, więc albo będziemy rozmawiać tak albo w ogóle- widziałam jak z irytacją zwija usta w wąską linie i przez moment się nad czymś zastanawia. Chwile później bez najmniejszego ostrzeżenia zaczął wspinać się po drewnianym stelażu, na którym rosły kwiaty które moja mama.
-Nie radze- spojrzałam na niego z góry kiedy był już w połowie drogi na balkon.- Te róże moja mama hodowała od jakiś sześciu lat, jak zobaczy że są poobrywane będziesz miał przejebane.
-Nienawidzę czerwonego a róże są banalne. Zrobię jej tylko przysługę- odparł z uśmiechem puszczając mi oczko. Podciągną się ostatni raz i już stał obok mnie tak blisko że nasze oddechy zaczęły się mieszać.
-To o czym chcesz rozmawiać?- nie odsunęłam się nawet o milimetr tylko hardo patrzyłam mu w oczy.
-Nie odzywasz się od dwóch tygodni. Nie odpisujesz i nie obiecasz telefonów.
- Dziwisz się?- Odchyliłam głowę do tyłu dalej nie spuszczając z niego wzroku.- Po tym co chciałeś zrobić Kiranowi nie powinieneś pojawiać mi się na oczy przez resztę swojego życia.
-Oj już nie przesadzaj- żachnął i oparł się bokiem o barierki zakładając ręce na piersi- Nic mu się nie stało, poza tym nie powinnaś zadawać się z ćpunami, jeszcze ściągnie cię w dół.
Coś zaczęło we mnie buzować , zawsze zachowuje zimną krew ale jeżeli chodzi o moich przyjaciół tracę kontrole i nie radze nikomu żeby w tym monecie przebywał w moim otoczeniu. A co teraz zaczyna mnie najbardziej przerażać to to że przy nim również powoli tracę kontrolę.
- A ty to niby co? Lepsze towarzystwo? Wątpię- warknęłam i żeby znaleźć się jak najdalej od niego zaczęłam zbierać wszystkie przybory malarskie które znajdowały się w pobliżu by zanieść je z powrotem do pokoju.
CZYTASZ
Queen of All
AzioneDorośli pytają kiedy zamieniliśmy napoje gazowane na alkohol, lizaki na papierosy a cukierki na narkotyki. Ja chyba znam odpowiedź. Jest to dokładnie ten sam moment kiedy coś co powinno być piękne staje się toksyczne. Na przykład miłość. ~~~~ Wiem ż...