2.

327 19 15
                                    

Cały dzień pilnowałam z Williamem dzieci, które w ogóle się nie słuchały. Nawet wdałam się w mini sprzeczkę pomiędzy dwoma chłopakami, którzy niepotrafili roztrzygnąć sporu o to kto wygrał w piłkarzykach. Przez dobre 20 minut słuchałam wywodów jednego, a potem drugiego, aż w końcu oznajmiłam remis i zachęciłam ich do dogrywki.

Pobawiłam się trochę w komentatora sportowego, bacznie obserwując rozgrywającego się „meczu", a przy tym napotykając kilka krzywych spojrzeń Williama.

Nie rozumiałam co w jego mniemaniu robiłam nie tak skoro próbowałam wszystkiego co w mojej mocy, by dostarczyć dzieciakom trochę rozrywki.

Mimo wszystko on nie odezwał się do mnie ani jednym słowem aczkolwiek raz przyłapałam go na obserwowaniu mnie podczas tłumaczenia dziecku jak działa automat do gier. Gdy ponownie zerknełam w jego stronę, wzrok miał już skoncentrowany na innym punkcie, tak jakby udawał, że wcale przed chwilą nie gapił się prosto na mnie.

To kłamstwo prawdopodobnie uszłoby mu na sucho, gdyby nie fakt, że przez większość czasu czułam te podążające za moimi ruchami czarne tęczówki i nawet gdy nie dostrzegałam go w tłumie to i tak czułam ten nieprzyjemny wzrok wlepiony we mnie.

I muszę przyznać, że było to nieco niekomfortowe, ale być może Henry nasłał go, by mnie obserwować czy aby napewno daję sobie radę wśród tak dużego ruchu.

I mogłam mieć tylko nadzieję, że jak narazie dobrze się prezentowałam.

***

Kiedy ostatnie dziecko wyszło z Pizzerii opadłam zmęczona na fotel, a zaraz koło mnie zrobiła to Melanie i Scott.

– Jak pierwszy dzień? – zapytał po dłuższej chwili milczenia.

– Było w porządku – odpowiedziałam tak, by nie wypaść źle w ich oczach.

– Rozmawiałaś z Williamem? – dopytywała się ciekawsko dziewczyna.

– Nawet się nie przywitał – odparłam z lekkim poirytowaniem i ułożyłam usta w grymas – Jego obecność jest trochę przytłaczająca.

– Nic nowego – wtrącił się Scott – Ma ciężki charakter, a przez całe dwa miesiące mojej pracy odezwał się do mnie może z dwa słowa.

Nagle z biura wyszedł Henry, przerywając naszą rozmowę trzaśnięciem drzwi i zawołał aby wszyscy znaleźli się w sali głównej.

Wstaliśmy i usiedliśmy przy jednym z okrągłych, czerwonych stolików. Henry wziął krzesełko z innego stolika i siadł na przeciwko nas. Oparł się o tył i spojrzał prosto na mnie.

Przestraszyłam się, że już na pierwszy dzień zrobiłam coś nie tak. Przeanalizowałam moją dzisiejszą zmianę i naprawdę starałam się z całych sił by wypaść jak najlepiej.

Poprawiłam się niespokojnie i zaczęłam ugniatać palcami dół mojej luźnej koszulki. Niespokojnie przygryzłam policzek wpatrując się w jasno brązowe oczy z nutką mieszającej się pomarańczy. Pierwszy raz widziałam takie oczy, ale trzeba przyznać, że odzwierciedlały potulny charakter Henrego.

W miedzy czasie do jadalni wszedł również William i usiadł naprzeciwko Jeremiego przy tym wyciągając się na krześle jakby było mu całkowicie obojętne to co się dzieje i marzył już tylko o natychmiastowym wyjściu z budynku.

Pasemka jego czarnych lśniących włosów wpadały mu do oczu, ale wydawało się jakby mu to szczególnie nie przeszkadzało. Kiedy mrugnęłam jego czarne oczy napotkały się z moimi i moje ciało sztywnie się spięło.

Posłał mi pytające, ale jednocześnie pełne przenikliwości spojrzenie i zmarszczył swoje czarne, grube brwi. Wtedy zrozumiałam, że gapię się w niego jak w obrazek i prędko odwróciłam wzrok karcąc się w myślach za to co robiłam.

LIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz