13.

244 18 33
                                    

Rano obudził mnie głośny dzwonek do drzwi i huk pukania. Zmarszczyłam brwi i jęknęłam przeciągłe, gdy jasne światło poraziło mnie w oczy. Miałam wolne, a i tak ktoś musiał mnie budzić. Westchnęłam i wyczołgałam się spod ciepłej kołdry, po czym złapałam i przekręciłam za klamkę w drzwiach wejściowych. Przecierając śpiące oczy dostrzegłam, szczerzącą się na przodzie Melanie, a za nią pozostałą szóstkę znajomych twarzy.

– Sto lat, sto lat niech żyje żyje nam! – wybuchnęli wszyscy, zapewne budząc przy tym cały blok, ale w tym momencie nie bardzo mnie to obchodziło.

– A kto? Ellie! – krzyknęła radośnie Melanie i wręczyła mi prezent w różowej torebce, na której wierzchu błyszczała ciemna, równie różowa kokarda.

– Nie wierzę! Pamiętałaś? – wydukałam zaskoczona z wymalowanym uśmiechem na twarzy. Henry wyszedł na przód z pączkiem, który miał w wbite w siebie trzy palące się świeczki.

Uśmiechnęłam się do siebie jak wariatka i wpuściłam ich do środka. Absolutnie nie spodziewałam się ich tutaj i to jeszcze o ósmej rano. Przywykłam do spędzania własnych urodzin w obecności jedynie mojej babci, dlatego widok takiego grona ludzi był dla mnie niemałym zaskoczeniem.

– Jesteśmy twoimi przyjaciółmi! – odpowiedziała ciepło i mocno mnie przytuliła.

Stałam przed nimi tylko w mojej jasno różowej piżamie i w puchatych klapkach. Włosy miałam rozczochrane i sterczące na wszystkie strony, ale to nie zmieniało faktu, że byłam niesamowicie szczęśliwa, a mój wygląd w tym momencie wydawał się być zupełnie nieistotny.

– Wypowiedz życzenie – zasugerował Max, a Henry przyłożył bliżej do mnie lukrowanego pączka.

Uśmiechnęłam się i wymyślając w głowie życzenie, zdmuchałam świeczki, na co Jeremy i Scott dmuchnęli w papierowe rozwijane trąbki.

– Dziękuję – wydukałam, czując jak łzy szczęścia stają w kącikach moich oczu.

– Przepraszam, ale nie mogę być długo –powiedział Henry i usiadł na kanapie, odkładając pączka na stolik – Za godzinę przyjeżdża inspekcja. Muszę być na miejscu.

– Jasne – skinęłam głową.

– Dlatego wieczorem idziemy się napić do klubu! – krzyknął radośnie Michael i przytulił mnie od tyłu, układając swoją głowę przy mojej szyi. Zaśmiałam się, gdy jego włosy zaczęły łaskotać mój policzek – Już czuje smak tych pysznych drinków – wyszeptał mi do ucha i oddalił się, tak, by Melanie mogła przejść.

– O 22:00 spotykamy się obok pizzerii –odezwała się blondynka – Otwórz – wskazała na prezent.

Zrobiłam to co nakazała cały czas szczerząc się z powodu ich nagłego przybycia. Z dna prezentowej torebki wyciągnęłam krótką i błyszcząca, czarną sukienkę z rozcięciem.

– O Boże! Śliczna jest – wydukałam i spojrzałam na szeroko uśmiechniętą Melanie.

– Mam nadzieje, że Cię w niej dziś zobaczę –wtrącił się Max i spojrzał na mnie świdrującym brązowym wzrokiem.

– Pomagał mi wybierać – wytłumaczyła Melanie.

– Macie zajebiście dobry gust – uśmiechnęłam się i jeszcze raz przeglądnęłam czarnej sukience.

Uniosłam wzrok, który nadal pozostawał lekko zaszklony. Dawno nie czułam się tak ciepło w czyjejś obecności. Większość moich wcześniejszych lat spędzałam sama przy nauce i rzadko kiedy wychodziłam gdziekolwiek. Kiedy Hannah, Cassie i Connor wyjechali - nic mi po nich nie zostało. Nawet kontakt nam sie urwał, a ja nie chciałam zmuszać ich do dalszej przyjaźni ze mną. Wiedziałam, że nie jestem na tyle ciekawa, by specjalnie musiali tu wracać. A teraz? Ci ludzie spadli mi prosto z nieba.

LIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz