Gdy przyszłam do pracy po minionym weekendzie to napotkała się moim oczom ciekawa niespodzianka.
Henry zatrudnił nowego pracownika, którego napis na plakietce brzmiał:
- Max Jake Evans -Jego głównym obowiązkiem było kontrolowanie i sterowanie animatronikami podczas ich show by te nie mogły robić żadnych niekontrolowanych ruchów i przede wszystkim nie mogły zaatakować nikogo z gości.
Nowy pracownik spowodował kolejne spotkanie integracyjne właśnie dziś po pracy. W mieście od bardzo dawna pojawiło się ogłoszenie czegoś w stylu „Wesołego Miasteczka" i każdy z nas był okropnie podekscytowany tym pomysłem. Szczególnie ja.
Jedyny kto nie chciał iść to William.
Od początku podejrzliwie patrzył na Max'a kiedy z nim rozmawiałam i cały dzień był strasznie rozdrażniony, ale jakoś namówiliśmy go pod pretekstem, że jako naczelna wróżka Aftonka, powinien dawać dobry przykład by dobrze się bawić i raz na jakiś czas rozerwać. Ten argument był zbyt mocny by mógł się wycofać także zgodził się, bo najwidoczniej nie miał dziś ochoty na sprzeczki.
Wracając, Max był to szatyn z kręconymi włosami, z jasno brązowymi, przyjaznymi oczami, był dobrze zbudowany, a wzrostem znacznie wyższy ode mnie, ale i tak niższy od olbrzyma Williama.
Jego uśmiech, w którym ukazywał szereg równych i białych zębów był niczym ten, który widuje się w reklamach pasty do zębów, a lekko zaróżowione policzki dodawały mu uroku.
Kiedy tylko udał się on do swojego miejsca pracy Melanie stwierdziła, że patrzył na mnie w sposób, cytuje; „pożerał cię wzrokiem". Mówiła też, że jest całkiem przystojny i powinnam się z nim dziś napić i przy tym lepiej go poznać.
I może to prawda. Może faktycznie powinnam wreszcie poznać kogoś, kogo być może polubie bardziej. Od dawna czułam się trochę, no nie wiem, samotnie? Chociaż i tak twierdze, że nie jestem gotowa, by darzyć kogoś takim silnym uczuciem. To wymaga wiele wyrzeczeń i zaufania, a taka osoba naprawdę musiała by być kimś wyjątkowym żebym poczuła do niej coś więcej niż tylko przyjaźń.
Od zawsze w mojej głowie miłość była jak ta z filmów. Spotykasz kogoś i już wiesz, że połączy was niesamowita głęboka więź. Zagłębiasz się w spojrzeniu tej drugiej osoby, a w jej obecności czujesz się jak w domu. To coś o czym zawsze marzyłam już jako dziecko, a jeszcze nigdy nie doświadczyłam. Doszłam więc do wniosku, że mam zbyt wiele oczekiwań, a sama nie jestem w stanie spełnić chociaż połowy z nich.
Po prostu.. Chciałbym mieć kogoś w kimś dostrzegę coś wyjątkowego. Kogoś kto będzie przy mnie na dobre i na złe. Może jestem głupia i naiwna ale wierzę, że jest na świecie ktoś kto pobudzi we mnie tę iskierkę ukrytego i wewnętrznego szczęścia.
– Pobudka.
Z rozmyśleń ocudził mnie znajomy zachrypnięty głos i czarne tęczówki przyglądające się moim z zainteresowaniem. Podniosłam wzrok, chwilę gapiąc się na niego jak na coś nierealnego, ale dopiero wtedy dotarło do mnie co miał na myśli.
– Już chwila – wymamrotałam i wstałam niechętnie z wygodnej kanapy, podążając tuż za Williamem i kierując się wprost do sali zabaw.
***
Praca dzisiaj szła dosyć sprawnie.
Było wyjątkowo mało gości zapewnie dlatego, że większość miasta przygotowywała się na Wesołe miasteczko. William w zamyśleniu obserwował rysujące dzieci, a z racji, że było w miarę spokojnie stwierdziłam, że go zostawię i pójdę sprawdzić jak wygląda praca Max'a. Zakradłam się za scenę i puknęłam trzy razy w drewniane drzwi.
CZYTASZ
LIE
FanfictionTa książka w większości dotyczy Five nights at Fredddy's i jest moją pierwszą książką, jaką kiedykolwiek napisałam. Liczę na wyrozumiałość. Grafika z okładki nie jest moja! Pochodzi z twittera Melokoii.