18.

282 18 10
                                    

– Przepraszam – powiedział nonszalancko i przetarł wierzchem dłoni swoje usta – Nie widzisz chłopcze, że jestem nieco zajęty? – Spojrzał prosto w twarde oczy Williama.

Brunet ręce trzymał swobodnie w kieszeniach czarnych luźnych dresów i gapił się swoim typowym morderczym spojrzeniem, którym wyniszczał każdego od środka. Nawet ja odczułam gęsią skórkę na ciele, a czarnowłosy nawet na mnie nie patrzył. Poza tym byłam przekonana, że William nigdy by mnie nie skrzywdził. Po prostu to wiedziałam.

Było dosyć ciemno i padało na niego tylko pomarańczowe światło lampy od boku, co sprawiało, że prezentował się niczym jakiś super złoczyńca w jednym z filmów Marvel'a. Kosmyki włosów opadały mu na twarz, a w jego oczach dostrzec można było tylko gotującą się złość.

Zamknęłam powieki, dając łzom upust i podziekowałam w duszy wszystkiemu co sprawiło, że William przybył w idealnym momencie. Gdyby zjawił się 5 minut później być może nigdy więcej nie spojrzałabym na drugiego człowieka tak samo. Lub co podpowiadał najgorszy scenariusz – Może byłabym w ciąży z przypadkowym staruchem z ulicy.

Przeszła mnie kolejna fala deszczy. Po takim czymś nigdy nie byłabym już tą samą Ellie.

– Przepraszam, ale przyszedłem odebrać to co moje – odpowiedział przerażającym, ale zdecydowanym tonem. Zerknął na mnie, jakby cholernie bolał go widok mnie w tym stanie, ale szybko powrócił do zaciętego kontaktu wzrokowego z mężczyzną – Więc albo spierdalasz albo inaczej to załatwimy.

Uniosłam lekko nieobecny wzrok by wiedzieć co dzieje się wokół mnie, lecz niestety nie byłam w stanie powstrzymać kolejnego wodospadu łez i wydostającego się cichego szlochu.

– Dobra! Luz – odparł mężczyzna z głupim uśmiechem, który jedynie pogłębiał irytację Williama. Uniósł ręce w geście obronnym, po czym spojrzał na mnie, a potem znowu na czarnowłosego – Fajna ta twoja suka – wypalił, a Williamowi puściły nerwy.

Brutalnie chwycił go za kołnierz w jego pomiętej koszuli i przyszpilił do ściany tuż obok mnie, ignorując przeraźliwy jęk bólu faceta.

Przycisnął go tak agresywnie, że nieznajomy mężczyzna ledwo mógł sie poruszyć. Zakryłam usta jedną ręką, a z moich oczu polały się kolejne łzy. Nie przepadałam za rozwiązywaniem spraw przemocą jednak wiedziałam, że w tym przypadku jest ona jedynym sensownym wyjściem. Nie mogłam z tego powodu winić Williama, a wręcz przeciwnie, byłam wdzięczna za to, że się tu zjawił i robił wszystko by pomścić moją bezbronność.

– Przeproś ją – wycedził przez zęby wkurwiony, przy tym gapiąc się prosto w obrzydliwe oczy mężczyzny.

Ta scena naprawdę przypominała ujęcia z jakiegoś dramatycznego filmu o zabijaniu. William wyglądał naprawdę na wkurzonego. Zacisnął szczękę i bez żadnego pochamowania trzymał duszącego się starca za szyje.

Miał na sobie czarny T-shirt, który opinał się idealnie na jego mięśniach i wcześniej wspomniane dresy, a mimo tego i tak wyglądał jak bohater, który właśnie przyszedł ratować jakąś cholernie nieodpowiedzialną idiotkę –czyli to właśnie moja rola w tym durnym świecie.

– Przeproś, kurwa – wrzasnął William, a starzec gwałtownie się wzdrygnął.

Nigdy dotąd nie słyszałam by jego głos był aż tak głęboki i ostry, a na dodatek sama poczułam gęsią skórkę, przez to z jakim jadem wyrzucał każde słowo.

– P-przepraszam – wysapał, a William nadal gapił się na niego z odrazą i rosnącym obrzydzeniem.

Lekko go puścił, tak, by dać mu swobodę jednak ten oblech nie dawał tak łatwo za wygraną i próbował rzucić się na bruneta.

LIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz