3. House Of Cards

197 17 5
                                    

Naciągam kaptur swojej bluzy, próbując uciec przed deszczem. Chwilę potem wchodzę szybko do księgarni, starając się nie zrobić za wielu mokrych śladów za sobą, po czym przebieram się w suchą, niebieską koszulkę. Bluzę rozwieszam na jakimś pustym kartonie, po czym zauważam papierowy kubek, pochodzący z kawiarni obok nas. Rozczulony tym, że Hobi o mnie pomyślał, biorę łyk kawy. Jednak nie jest to dyniowa kawa bez cukru na mleku bez laktozy. Czując cukier i śmietanę, krzywię się od razu, bo dawno nie piłem takiego ohydztwa.

- Czemu pijesz moją kawę? - pytanie pada z ust nowego, który właśnie wszedł na zaplecze.

- Myślałem, że Hobi przyniósł mi moją. - tłumaczę, odstawiając kubek. - nie powinieneś być dzisiaj w domu?

- Kierownikowi coś wypadło.

Chwilę się zastanawiam, po czym dochodzę do wniosku, że chodzi mu o Hoseoka. Nigdy tak na niego nie mówiłem i całkiem śmiesznie to dla mnie to brzmi. W moim odczuciu jest to jak nazywanie go królem tego salonu albo zaklinaczem książek.

- A od kiedy jesteś tu sam?

- Od jakiejś godziny. - wzrusza ramionami, po czym bierze do ręki swoją kawę. - Co mam dzisiaj robić?

- Muszę pomyśleć.

Staram skupić myśli na tym, co właściwie powinniśmy dzisiaj robić, ale nie umiem się skoncentrować. Po wczorajszych wydarzeniach moja koncentracja i motywacja do robienia czegokolwiek uleciały bezwiednie. Najchętniej zostałbym w domu, ale wtedy nie miałbym za co jeść, dodatkowo muszę zacząć oszczędzać, żeby w przyszłości móc nadal opłacać dom opieki mamy. Każdy kolejny wydatek staje się gwoździem do trumny.

Każe nowemu zająć się salonem, a ja stoję na kasie. Los chce mnie ukarać jeszcze bardziej, bo straszy facet, którego kompletnie nie kojarzę, zaczyna się awanturować o dokonanie zwrotu na książce, która nie ma już połowy stron. Zazwyczaj takie sprawy załatwia Hobi, ale dzisiaj jestem tu sam, więc muszę to załatwić. Mężczyzna uparcie twierdzi, że taką dostał w przesyłce, a my jesteśmy złodziejami i najgorszym złem jakie istnieje.
Kłócę się z nim dobre pół godziny, a on odpuszcza dopiero, gdy widzi łzy niemocy w moich oczach. Gdy odchodzi, chwytam się mocno blatu, bo zaczyna kręcić mi się w głowie.

- Nic Panu nie jest? - słyszę przed tym, jak moje nogi się uginają, a ja tracę powoli przytomność, osuwając się na ziemię.

Budzę się za jakiś czas, a naokoło siebie widzę szafki, kartony i moją bluzę na jednym z nich. Ktoś ułożył mnie na ławce na zapleczu i przykrył swoją kurtką. Kręci mi się nadal lekko w głowie, ale nie czuję się już aż tak tragicznie jak przed upadkiem. Chwilę jeszcze leżę, bo nie wiem czy dam radę się podnieść, ale zamiast tego widzę nowego, który zagląda do mnie zza drzwi.

- Żyjesz. - trafnie stwierdza, patrząc po mnie. - Zaraz do ciebie wrócę, bo mam kolejkę.

W tym momencie chce się podnieść, bo nie wierzę, że jest na sklepie sam, gdy ja tu śpię w najlepsze. Jakby Hobi to zobaczył, to ukręciłby mi głowę, a potem zwolnił.
Podnoszę się do siadu i czekam chwilę, żeby mój błędnik przestał wariować. Słyszę po kilku minutach ciche kroki obok mnie.

- Zemdlałeś, jakbyś zapomniał. - informuje mnie, szukając czegoś w swoim plecaku. - Ocuciłeś się szybko, ale zrobiłeś już zamieszanie, więc przeniosłem cię tutaj. Pytałem co z tobą, ale kazałeś mi spierdalać i poszedłeś spać.

Czuję maksymalne zażenowanie tą sytuacją, tym bardziej że kompletnie tego nie pamiętam ani przekleństw rzucanych w jego stronę.

- Nie wyglądałeś jakby coś Ci było, więc zająłem się robotą. Kasa fiskalna to mimo wszystko nie jest kod Enigma, zrobiłem wszystko jak trzeba. Zamknąłem już, bo nie wiem czy mam po kogoś zadzwonić? Do twojej dziewczyny, rodziców? - pyta, po czym wręcza mi swój jogurt i łyżkę. - zjedz coś, bo znowu zemdlejesz.

FRAGILE; taegiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz