8 - Wherever I go...

974 67 21
                                    

Miłego czytania! Ja idę płakać, bo nie usłyszę H, Puchatki!

Sylwester Harrego był tak samo nudny jak święta. Sam odliczał ostatnie sekundy do północy, mając nadzieję, że nadchodzący rok przyniesie mu coś więcej, niż samotne rodzicielstwo.

Nowy rok się zaczął, a wraz z nim nastąpił powrót na uczelnię. Z jednej strony cieszył się, że nie będzie już tylko siedział w domu sam jak palec, ale jednocześnie obawiał się, że nie da rady dłużej ukrywać swojego brzucha.

Był już naprawdę okrągły, w końcu to dwudziesty szósty tydzień, więc nawet najszersze bluzy, nie dawały rady go zakryć. Ominął ostatnią wizytę, podczas której miał zobaczyć swoje maleństwo, ponieważ czuł się naprawdę źle tamtego dnia i nie umiał się nawet podnieść z łóżka. Jego nogi dramatycznie opuchły, wszystko go bolało, a nawet poleciała mu krew z nosa, co zrzucił na przemęczenie.

W ostatnich dniach coraz częściej bawił się ze swoją dziewczynka, naciskając na skórę brzucha i czekając aż pojawi się tam mała stópka lub rączka. Niestety czasem podczas ich małej zabawy, dostawał porządnego kopniaka w żebro, jednak przyzwyczaił się już do ciągłego bólu w jego ciele, który odczuwał od tylu tygodni.

Udało mu się przełożyć wizytę na obecny dzień, więc mimo wciąż nie najlepszego samopoczucia, wstał, ubrał się i udał do przychodni.

Zawsze był tam sam, mimo że Kendall proponowała swoją obecność. Miło byłoby mieć kogoś obok siebie, jednak wiedział, że tym kimś powinien być Louis. Nie mógł go oczywiście winić za to, że go nie było, bo przecież nic nie wiedział. To Styles mu nie powiedział.

Idąc na wizytę, myślał o rzeczach, które kupił już dla dziecka. W jego mieszkaniu pojawiła się dodatkowa, mała komoda, którą dostał od Belli. Początkowo nie chciał jej przyjąć, ale zgodził się, gdy kobieta powiedziała mu, że ona i jej partnerka remontują mieszkanie i już nie potrzebują tego mebla, więc go wyrzucą, jeśli nie jest mu potrzebny.

W komodzie znalazło się mnóstwo ubranek dla dziewczynki, a także smoczków i butelek. Część z tych rzeczy dostał od przyjaciółek, które musiały zaszaleć jako wzorowe ciocie. Cieszył się, że je miał. Był wdzięczny za ich pomoc.

Wiedział, że w najbliższych tygodniach musiał zainwestować w jeszcze sporo artykułów dla niemowląt, jednak starał się rozkładać wydatki w czasie, najbardziej jak mógł.

Akurat dotarł do przychodzi, lekko spóźniony, mając nadzieję, że nadal będzie mógł wejść do gabinetu.

Na szczęście mu się udało i z uśmiechem, zaczął przepraszać lekarkę.

— Nic się nie stało, Harry. Nie denerwuj się — poprosiła, otwierając folder z jego danymi, na swoim komputerze. — Czemu nie pojawiłeś się tydzień temu?

— Gorzej się czułem i stwierdziłem, że nie będę ryzykował dłuższego spaceru — wyjaśnił.

— Mhmm, dobrze — zapisała to, stukając w klawiaturę. — Pamiętaj, że możesz również przyspieszyć wizytę, jeśli czujesz taką potrzebę — przypomniała. — Dobrze, najpierw zobaczymy twojego dzidziusia, a później zmierzymy ci ciśnienie i pobierzemy krew — oznajmiła i już po chwili jeździła różdżką po brzuchu Stylesa. — Trochę martwi mnie ułożenie dziecka — przyznała, marszcząc brwi.

— Coś się dzieję? — wystraszył się.

— Nie jestem pewna, ale popatrz — wskazała na ekran. — Dziecko powinno być ustawione pionowo, przynajmniej na tym etapie ciąży, a jest ustawione w poprzek. Wygląda jakby bardzo powoli przygotowywało się do porodu, jednak równie dobrze, może to być przypadek. Czasem się tak zdarza.

Two hearts in one HOME II Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz