Eddie pov.Nie musiałem długo czekać bo po około 5 minutach Steve podjechał pod przyczepę. Otworzyłem drzwi i wsiadłem.
-Gdzie mieszka ten twój kolega?- spytałem bo byłem ciekawy gdzie szanowny Steve mnie wywozi.
-Niedaleko mnie czyli jakieś 15-20 minut z tąd- odpowiedział i uśmiechnął się do mnie co odwzajemniłam. oderwałem od niego wzrok i popatrzyłem przed siebie.
-Steve! Kurwa uważaj rowerzysta!!- krzyknąłem gdy z nikąd przed nami wyjechał jakiś chłopak na rowerze.
-Kurwa!- krzyknął Harrington i zrobił unik, wymijając go. Trzymałem się kurczowo uchwytu przy drzwiach i ciężko dyszałem- co. to. kurwa. miło. być.?!- zapytał równie przestraszony Steve
-Nie wiem- to tylko zdołałem mu odpowiedzieć. Przez resztę drogi nie odzywaliśmy się do siebie ale miejscami czułem na sobie jego wzrok i wcale nie byłem mu dłużny ( hehehehehe). Po około 10 minutach dojechaliśmy. Wysiedliśmy z auta i skierowaliśmy się w stronę drzwi wejściowych. Z domu dało się słyszeć głośna muzykę i wrzaski nastolatków. Zapukaliśmy dość głośno żeby ktokolwiek nas usłyszał, po chwili drzwi się otworzyły i ujrzeliśmy już trochę wstawionego typka.
-STEVEEEEEE- zawołał chłopak i objął Stevea. Zacząłem się z niego śmiać bo wyglądało to dość komicznie- o widzje żje przyprowidziałeś kogoś- powiedział uśmiechając się do mnie- Sam jestjem milo cje poznać- uśmiechnął się głupkowato i przepuścił nas w drzwiach. Gdy tam weszliśmy jedyne co dało się wyczuć to alkohol, papierosy i trawkę. Sam zamknął drzwi poszedł gdzieś i wrzucił z kubkami jakiegoś alkoholu- na dobry poczjontek- łowiecka i ponaglił nas do wypicia. Przechyliliśmy kieliszki i wypiliśmy zawartość. Wudka. Skrzywienie się trochę i odstawiłem kieliszek na jakiś stolik- Beacie się dobrze- powiedział Sam i sobie poszedł. Rozejrzałem się po pokoju i dostrzegłem dwie znajome mi twarze na kanapie, wziąłem Stevea za rękę i podeszliśmy do czerwonej kanapy. Wiedzieli na niej Jonathan z Argylem którzy byli zostanie w trzy dupy.
-Jonathan? Co ty tu robisz?- spytał zdziwiony Steve. Też tylko na niego popatrzył i wzruszył ramionami zaciągając się dymem- ehhhh- westchnął Harrington i usiadł obok ja zrobiłem to samo. Siedzieliśmy tą z 10 minut aż stwierdziłem że mieliśmy się przecież bawić a nie siedzieć jak te kołki, spojrzałem na Argylea i zabrałem od niego zioło zaciągając się nim a potem podałem je Steveowi.
-Nie- powiedział i odsunął się trochę.
-No weś ten jeden raz- próbowałem go przekonać. Po kilku nieudanych próbach chłopak wziął odemnie ziulko i zaciągnął się dymem, po chwili wypuszczając go. Wzięliśmy jeszcze kilka buchow i jak byliśmy już podjadanie to zabraliśmy się za alkohol. Potem już poszło z górki piliśmy paliliśmy i tańczyliśmy, jak głupie nastolatki.
Po około 3 godzinach opatrzyłem chwiejnym wzrokiem na zegar, dopiero 1? Pomyślałem, wtedy ktoś pociągnął mnie za ramię i usadowił na podłodze. Byłem tak zjarany i upity że zrozumiałem tylko tyle że kręcę butelka na kogo wypadnie z tym się całuje. Kiedy wypadła mina kolej na kręcenie zakręciłem niezdarnie butelką i oh jakie ja miałem szczęście wypadło na Stevea. Pochyliłem się lekko i zaliczyłem nasze usta w krótkim pocałunku. Gdy oderwaliśmy się od siebie Harrington miał głupia i zadowolona minę. Graliśmy tak przez 30 minut az mi się nie znudziło i poszedłem gdzieś. Zacząłem zwiedzać dom w poszukiwaniu łazienki. Otworzyłem każde drzwi i albo ktoś tam karał albo się obściskiwał. Po wielu nieudanych próbach i staraniach znalazłem łazienkę, okazało się że była zajęta więc oparłem się od ścianę i czekałem.
Eddieeeeeee- krzyknął ktoś za moimi plecami, to był Steve. W ręce trzymał kubek z alkoholem i szedł chwiejnym krokiem w moją stronę- szekalemm cię wszendzje i znajlazlem- uśmiechnął się głupkowato na co odpowiedziałem tym samym. Rozmawialiśmy przez chwilę o ile to wogule można było nazwać rozmowa dopiki drzwi do lazienkis je nie otworzyły.
-Muszre do łazienkji, poczejkaj- powiedziałem wtaczając się do łazienki. Załatwiłem swoje potrzeby i opuściłem toaletę, skierowałem się do salonu i popatrzyłem na zegar, za dziesięć trzecia. Poszukałem wzrokiem Stevea i znalazłem go rozmawiającego z Jonathanem który był jeszcze bardziej zjarany niż przedtem. Podszedłem do nich i stałem nad nimi bo na kanapie nie było miejsca.
-Siadaj- powiedzlas Steve klepiąc swoje uda, chwiejnie obróciłem się ale jak to ja musiałem się o coś podknac i przewróciłem się na Stevea
-No nieźle- powiedziała Jonathan i zaciągnął się dymem.
-Wracsmy do domu?- spytałem
-Taaa mogę cię odwieść- powiedział Harrington
-Podwiziecie mnie też?- spytał Byers. Pokiwalismy głowami i zaczęliśmy się gramolić. Wyszliśmy i jakimś cudem doszliśmy do auta. Steve prowadził w miarę równo, najpierw odwiózł Byersa a potem mnie
-Dobrajnoc- powiedzial mi na odchodne i odjechał. Ja udziałem na chwilę na kanapie która stała na werandzie i po kilku chwilach już chrapałem.
-------------------
Dobry wieczór kochani! Ten rozdział jest naprawdę późno, przepraszam was za to obiecuje że się poprawie. Mam nadzieję że wam się spodoba.
Dobrej nocy <3

CZYTASZ
You are my freak ||Steddie||
FanfictionWszystko dzieje się po pokonaniu Vecny. Eddie żyje a Max nie jest w śpiączce. Przepraszam za wszystkie błędy z góry i mam nadzieję że wam się spodoba. Zapraszam do przeczytania a jak macie jakiś pomysły albo uwagi to śmiało piszcie. Cringe, nie czy...