Eddie pov.Obudziły mnie ciepłe promienie słońca wpadające przez okno. Leniwie otworzyłem oczy i nie chcąc patrzeć prosto na słońce, spróbowałem się obrócić, ale wtedy uświadomiłem siebie że na kimś leżę. Podniosłem lekko głowę. Leżałem wtulony w klatkę piersiową śpiącego Stevea. Uśmiechnąłem się lekko, wygląda tak słodko i bezbronne jak śpi. Nie chciałem go budzić więc tylko patrzyłem jak oddycha. Po kilku minutach usłyszałem kroki. Popatrzyłem w tamtą stronę i okazało się że był to Jonathan który wracał z kuchni z talerzem pełnym gofrów. Położył talerz na stole i wrócił po coś do kuchni. Ja w tym czasie rozejrzałem się w około. Na podłodze walały się kubeczki, okruszki po ciastkach i chipsy. Na stoliku stały puste butelki po alkoholu a kanapa na której leżeliśmy była zawalona papierkami i serwetkami. Na podłodze obok kanapy leżała Robin a obok niej Nancy. Na fotelu leżał Argyle a prawdopodobnie zanim się obudziłem, również Jonathan. Dustin i Lucas leżeli na środku podłogi a eleven i Max leżały przytulone przy kominku. Podniosłem się na rękach tak żeby nie obudzić Stevea ale niestety moje starania poszły na marne. Harrington otworzył leniwie oczy i uśmiechał się do mnie.
-Hej kochanie- powiedział zachrypniętym głosem i dał mi całusa w policzek.
-H-hej- powiedziałem rumieniąc się szaleńczo i opadając przytuliłem go mocno- jak tam po wczorajszej imprezie ?- spytałem z głową na jego klatce piersiowej.
-Boli mnie głowa- jęknął brunet i zaczął narzekać na alkohol. I pewnie trwało by to dość długo gdyby nie przerwał mu Jonathan wchodząc z syropami do gofrów w rękach.
-Masz słaba głowę Harrington- zaśmiał się i położył sosy na stole obok gofrów. Potem wygrzebał z nikąd butelek wody i poszedł po szklanki. W tym czasie ja i Steve wygramoliliśmy się z kanapy i zaczęliśmy nakładać sobie gofry. Po chwili Byers wrócił i kładąc szklanki na stole zaczął uderzać jedna od druga budząc przy tym pozostałych.
-Mamo jeszcze pięć minut- wybełkotał Dustin i obrócił się na podłodze.
-Gdybym był mamą to może dał być ci pospać ale że nie jestem to wstawaj i chodź na gofry- powiedział Jonathan. Zaśmiałem się i zachęciłem Hendersona żeby jednak wstał. Po kilku minutach wszyscy siedzieliśmy i zajadaliśmy się goframi.
-Gdzie jest Will i Mike?- spytała nagle Jane. Faktycznie chłopaków nie ma z nami.
-Sa na górze- odpowiedziała przeżuwając kawałek gofra Jonathan- wczoraj mieli bardzo ciekawy wieczór- dokończył mówiąc to z dużym przekąsem w głosie. Uśmiechnąłem się niegrzecznie pod nosem i popatrzyłem na resztę. Nancy wyciągnęła z kieszeni 10 dolców i rzuciła je Robin.
-A nie mówiłam, prawdziwy shiper nigdy się nie myli- powiedziała. Popatrzyłem na resztę, wcale nie byli zdziwieni wręcz przeciwnie. Max Lucas i Jonathan zaczęli się śmiać i mówić że też wiedzieli a reszta, oprócz mnie i Stevea złościli się z nieznanego mi powodu.
- O co chodzi?- spytał Harrington kończąc swoje śniadanie- o co się zakładałyście?
-O to kto przeżyje dziś romantiko noc we dwoje- odpowiedziała Robin- ja obstawiałam Willa i Mikea a nanc ciebie i Eddiego no i jak widać wygrałam- kiedy to usłyszałem z zaskoczenia zaksztusiłem się woda która akurat piłem. Zacząłem kaszleć a Steve uderzył mnie kilka razy w plecy.
-A-aleeheheh to zrobiheheehście?- spytałem kaszląc- mnie i Stevea nic nie łączy- powiedziałem chodź ledwo mi to przeszło przez gardło. Na moje słowa wszyscy popatrzyli na nas spodełba z uniesioną brwią a Robin zaczęła się śmiać.
-Takie życzy to ty możesz rodzicom mówić a nie nam- powiedział max. "A więc wiedzą o naszym związku" pomyślałem. Spojrzałem na Harringtona, był czerwony jak burak. Na ten widok zaśmiałem się i pocałowałem go w policzek na potwierdzenie ich przypuszczeń. Robin która siedział obok na zaczęła wiwatować a reszta klaskać i gwizdać. Wtedy ja też zrobiłem się czerwony. Nagle usłyszeliśmy dźwięk telefonu. Jonathan wstał i odebrał, chwilę stał zanim wpadł do salonu przy okazji poślizgując się na papierku od batona i prawdopodobnie by się przewrócił gdyby Argyle go w porę nie złapał.
-Łooo co tak pędzisz- spytałem chichocząc pod nosem.
-Musimy tu posprzątać, Hopper i mama będą tu za 15 minut!!- krzyknął i wstając pobiegł do kuchni po worki na śmieci. Wszyscy zerwaliśmy się na tą informację i zaczęliśmy sprzątać. Ja i Steve zabraliśmy się za kanapę, Nancy, Robin i Max zbierały puste butelki oraz miski i zanosiły je do kuchni gdzie El używając swoich mocy mylą je prędko w zlewie. Dustin zbierał papierki i wrzucał je do worka który trzyma Jonathan a Lucas w tym czasie odkurzał okruchy z dywanu i podłogi. Argyle otworzył wszystkie okna żeby zapach alkoholu i zioła ulotnił się. Skończyliśmy w samą porę bo gdy tylko usiedliśmy wokół stolika udając że gramy w uno zadzwonił dzwonek do drzwi a po chwili weszła pani Byers i policjant.
-Hej, jak tam było?- spytał Jonathan
-Świetnie, a wy jak się bawiliście?- odpowiedziała Joyce i rozejrzała się po domu- widzę że nie zruinowaliście domu- zaśmiała się.
-Oczywiscie że nie przecież jesteśmy odpowiedzialni i dorośli- powiedziałem próbując się nie śmiać. Mama Byersów uśmiechnęła się do mnie.
-A gdzie Will i Mike?- spytała nagle. No tak, zapomnieliśmy o nich a upokarzająca dla chłopców była by sytuacja w której mama Byersa zobaczyła by ich nago w łóżku. Nie możemy do tego dopuścić. Popatrzyłem znacząco na resztę i chyba zrozumieli o co mi chodzi bo po chwili Jane odezwała się.
-Niedawno wstali, Will się kapie a Mike chyba przebiera- przytakneliśmy jej a widać było że pani Byers chciała się zobaczyć z synem Jonathan wstał i skierował się w stronę pokoju Willa mówiąc.
-Pujde sprawdzić czy wszystko okej- skierował się tam i po kilku minutach wrócił ze skrywanym uśmiechem. No cóż dorastanie jest trudne.
-----------------
Hej! Dziękuję wam za 3 tysiące wyświetleń! A oto kolejny rozdział mam nadzieję że wam się spodoba bo mi nie za bardzo.
Miłego wieczoru <3!
CZYTASZ
You are my freak ||Steddie||
FanfictionWszystko dzieje się po pokonaniu Vecny. Eddie żyje a Max nie jest w śpiączce. Przepraszam za wszystkie błędy z góry i mam nadzieję że wam się spodoba. Zapraszam do przeczytania a jak macie jakiś pomysły albo uwagi to śmiało piszcie. Cringe, nie czy...