Rozdział 7

357 21 20
                                    


Eddie pov.

Wszedłem po cichu do salonu, podszedłem do szafki z naczyniami i wyciągnąłem garnek i drewniana łyżkę. Zacząłem walić łyżka w garnek i krzyczeć

-Pobudka kochani, pobudka dzieciaczki słońce już wstało!- krzyczałem chodząc wokół kanapy i krzycząc.

-Yyh, jeszcze pięć minut- powiedział Dustin przewracając się na bok, dalej nie zauważając że leży na podłodze. Dalej waliłem w garnek dopiki Henderson nie wstał i nie próbował mi zabrać łyżki- Eddie, kurwa dawaj ją- powiedział zaspany i zaczął mnie gonić. Po kilku minutach odpuścił i wrzucił do Max i Lucasa z pretensjami że zrzucili go z kanapy.

-Oj no przepraszamy, to było niechcący- powiedział rozespany Sinclair. Kiedy Henderson prawił im kazania ja wrzuciłem do kuchni i zacząłem robić jajecznicę, no bo przecież musimy coś jeść. Po kilku minutach drzwi do mojej sypialni się otworzyły i wyszli z nich Wheeler i Byers trzymając się za ręce. Will popatrzył na mnie z rumieńcem na twarzy, ja tylko uśmiechnąłem się do niego ruszając brwiami w fire i w dół na co ten się jeszcze bardziej zarumienił.

-Witam nowożeńców, ja się spało w MOIM łóżku?- spytałem uśmiechając się do nich szeroko

-D-dobrze- powiedział Mike, spuszczając zawstydzony głowę. Zaśmiałem się pod nosem i wrzuciłem do robienia jajecznicy. Dzieciaki przestały się kłócić o to że zrzuciły Henderson a z kanapy i o to że Will i Mike za późno sie zeszli i usiadły do stołu.

-Prosze, jedzcie ile chcecie a potem won mi do domu- powiedziałem i nałożyłem każdemu z nich jajecznicę na talerz- A jeżeli jakaś matka będzie mi dzwonić na policję że nie wróciliście wczoraj do domu to wam nogi z dupy powyrywam. Macie się odrazu do matek zameldować że spaliście u kolegów albo co a potem możecie się nowy szlajać do woli- powiedziałem wynurzając w ich stronę drewniana szpatułką. Nie chciałem żeby ktoś myślał że coś im się stało. Kiedy jedliśmy spokojnie ktoś zapukał do drzwi. Wstałem i otworzyłem je. To był Jonathan.

-Stary jest może u ciebie mój brat albo czy go widziałeś?- spytał. Widać że był zaspany.

-Tak, dzieciaki zrobiły sobie wieczorek filmowy wczoraj u mnie a po moim wyjściu musiały zasnąć. Teraz je śniadanie możesz wejść jak chcesz- powiedziałem z lekkim uśmiechem widząc ją starszy Byers ledwo ogarnia gdzie się teraz znajduje.

-Dzięki za zaproszenie ale nie skorzystam idę do Argylea sprawdzić jak się czuje po wczorajszej imprezie- powiedział ziewając przy tym- powiedz mu żeby wrzucił do domu i powiedział mamie że nocował u kolegi- skończył i żegnając się zaczęła odchodzić. Zamknąłem drzwi i wrzuciłem do stołu. Mogłem przewidzieć że matka Byersa będzie się martwić jako pierwsza ale kto by się jej dziwił. Kiedy skończyliśmy pożegnałem dzieciaki i zacząłem sprzątać. Po około pół godzinie stwierdziłem że mi się nudzi więc wziąłem portfel, klucze, papieros, zapalniczkę i kurtkę i wyszedłem. Skierowałem się do sklepu z kasetami bo przewidywałem że mimo kaca Steve tak czy siak musiał przyjść do pracy. Szedłem spokojnie i gdy wyszedłem z za rogi zobaczyłem sklep . Byłem dosłownie kilka kroków od klamki kiedy ktoś pociągnął mnie za włosy do tyłu. Upadłem na ziemię i jęknąłem z lekkiego bulu.

-Patrzcie państwo, kogo my tu mamy. Witaj dziwaki ci tu robisz tak wcześnie hm?- blond chłopak stał na denna a obok niego drugi brunet- przyszedłeś odwiedzić swoich przyjaciół? A nie czekaj ty ich nie masz- zaśmiał się i kopnął mnie w brzuch. Zaczęli mnie wyzywać i miejscami kopać. Chciałem krzyczeć ale nie mogłem w tej chwili chciało mi się tylko płakać. Nagle usłyszałem głos dzwonka i uderzenie. Popatrzyłem na twórcę hałasu, to byli Steve i Robin. Steve przywalił blondynki a Robin podeszła do mnie pomagając mi wstać.

-Nic- cię nie będzie trochę cię poobijali, zaraz to opatrzymy- powiedział i pomogła mi iść. Kiedy weszliśmy do sklepu, posadziła mnie na krześle i poszła po apteczkę.

-Wszystko w porządku ?- spytał Steve z zatroskaną miną- nic ci nie zrobili? Coś cie boli? Krwawisz ?- pytał zaniepokojony przyciąć przy mnie.

-Steve spokojnie nic mi nie jest trochę mnie bolą plecy i brzuch ale tak to jest nawet okej- spróbowałem się lekko uśmiechnąć i chyba nie wyszło bo chłopak oddał uśmiech. Robin erucila z apteczka i zakleiła kilka zadrapań na twarzy. Przez resztę dnia rozmawialiśmy i się śmialiśmy. Kiedy miałem już się zbierać bo była jąkas 18 ktoś wszedł do sklepu.

-Eddie szukałem cię- wydyszała Henderson siadając na blacie co spotkało głośne westchnienie Stevea- mamy pomysł na nową kampanię ale potrzebujemy jeszcze jednej osoby- powiedział. Zastanowiłem się chwilę i popatrzyłem na Stevea.

-O nie, nie nie nie nie- zaprotestował- nie ma takiej opcji- zaczęliśmy go z Dustinen wręcz błagać aż w końcu się zgodził.

-No to git, spotkanie w środku u Eddiego. Nie później się- powiedział i wyszedł.

-Czemu zawsze u mnie?- Westchnąłem i już miałem wychodzić kiedy Steve się odezwał.

-O nie, nie będziesz mi sam do domu po ciemku wracał jeszcze cię te dupki napadną i co?- powiedział stanowczo Steve i wziął swoją kurtkę oraz kluczyki do auta- odwiozę cię- powiedział a ja nawet nie zdążyłem zaprotestować. Wsiedliśmy do auta i rozmawialiśmy. Kiedy dojechaliśmy pożegnałem się z brunetem i wszedłem do przyczepy. Szybko się ogarnąłem i skoczyłem na łóżko. Może dziś będę dobrze spał. Spytałem sam siebie i odrazu zasnąłem.

-------------------
Witajcie kochani! Oto kolejny rozdział. Przepraszam że tak późno i że musieliście tyle czekać ale nie byłem na siłach do robienia czego kolewiek przez ostatnie kilka dni ale teraz postaram się wrócić do wstawianie regularnie.
Miłego wieczoru wam życzę<3!

You are my freak ||Steddie||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz