11.

213 8 0
                                    

Pierwsze oficjalne spotkanie Gwardii było conajmniej ekscytujące. Sama myśl, że bierzemy udział w czymś nielegalnym sprawiła, że rumieńce same pojawiały się na policzkach. Początkowo próbowaliśmy zachować ciszę. Trochę się baliśmy, że ktoś z zewnątrz usłyszy niepokojące dźwięki i wpadniemy. Potem zorientowaliśmy się, że Pokój Życzeń tłumi jakiekolwiek hałasy, co pozwoliło poczuć nam się zdecydowanie luźniej.

Harry stał na środku zgrupowania, a po jego twarzy wnioskowałam, że nie był przygotowany na tak wysoką frekwencję. Uśmiechał się nieśmiało, kiwając głową na przywitanie, dopiero co przybyłym.

- Cześć wszystkim - zaczął, a jego cichy głos, echem odbijał się od lustrzanych ścian pomieszczenia. W jednym momencie stworzyliśmy wokół niego koło, na chwilę zapominając o fantastyczności tego, co nas otacza. - Miło mi, że tak tłumnie przyszliście na pierwsze spotkanie Gwardii Dumbledore'a. Mam nadzieję, że razem uda nam się czegoś nauczyć, dzięki czemu zyskacie umiejętności niezbędne do obrony.

Zaklaskaliśmy ochoczo.

- Dzisiaj skupimy się na zaklęciu expelliarmus. Jest ono absolutną podstawą i nieraz uratowało mi skórę - zapewnił, próbując nawiązać z każdym członkiem GD, choć sekundę kontaktu wzrokowego. W końcu zatrzymał się na swoim przyjacielu. - Ron, wystąp proszę.

Weasley zamrugał kilkakrotnie, zdziwiony. Niespodziewanie Harry umieścił go w blasku fleszy, co po chwili zaczęło mu odpowiadać. Obserwując sylwetkę chłopaka, przeciskającego się przez skromny tłum, doszłam do wniosku, że czas ukrócić plotki o naszym związku. Miałam dosyć oskarżycielskiego spojrzenia Zabiniego i głupich rechotów Malfoya.

- Pokaż co potrafisz - poprosił Potter, stając przed rudym.

Ron zrobił krok do przodu i krzyknął z całych sił:

- Expelliarmus!

Różdżka jego przyjaciela wykonała kilka obrotów w powietrzu i z trzaskiem wylądowała przed wygaszonym kominkiem, z tyłu sali.

Cała sala zaczęła wiwatować, a Weasley wypiął pierś do przodu.

- Tak właśnie działa zaklęcie. No, na co czekacie? Dobierzcie się w pary i zacznijcie ćwiczyć! - Doszedł nas głos Harry'ego, który poszukiwał swojej własności, gdzieś na posadzce.

Rozejrzałam się po sali, nie dostrzegając chętnych na pracę ze mną. Prawdą było, że nikt nie pałał miłością do Ślizgonów, stąd też poczułam się lekko osamotniona.

- Lysandro, mogę do ciebie dołączyć?

Odwróciłam się zaskoczona, dostrzegając uśmiechniętą Lunę Lovegood. Nigdy nie miałam okazji bliżej jej poznać, zważając, że nasze szkolne życia znajdowały się na dwóch, różnych biegunach. Często jednak słyszałam, jak inni uczniowie nabijają się z jej oryginalnego stylu i ekscentrycznego zachowania.

Myślę jednak, że dziewczyna, doskonale wiedziała, że wkładając kolczyki zrobione z rzodkiewek, nie przysporzy sobie popularności.

- Jasne - odparłam po sekundzie.

Usłyszenie swojego pełnego imienia w ustach inne niż te babcine, było mocno dziwne.

- Świetnie!

Luna, bez słowa poszła na przeciwległą część sali, gotowa do ćwiczeń. Przerzuciła pukle blond włosów na lewe ramię, lekko zgarbiła i wyciągnęła różdżkę. Zrobiłam dokładnie to samo, a na znak dany przez Pottera, płynnie zamachałam dłonią i twardo wypowiedziałam:

- Expelliarmus!

Rozbrojona Luna, uniosła dwa kciuki go góry i pogratulowała mi na odległość. Prawdą było, że wystarczyły sekundy zawahania, a to moja różdżka znajdowałaby się właśnie na podłodze.

Love From A SlytherinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz