14.

260 12 2
                                    

Przez wczorajsze wariacje, nie spałam zbyt dobrze. Pewnie dlatego wstałam w humorze mocno zepsutym, gdzie dodatkowo towarzyszyły mi radosne okrzyki Millicenty. Nim uniosłam swoją zaspaną twarz i spiorunowałam dziewczynę wzrokiem, przeżyłam zaskoczenie. Bo przecież Milicenta nie zwykła być osobą głośną, a jej spokojny charakter aż nie pasował do naszego dormitorium.

Coś musiało być przyczyną tego ewenementu.

- Dobrze się czujesz? - zachrypiałam, walcząc z opadającymi powiekami.

Gdy Ślizgonka dostrzegła moją niepocieszoną minę i wory pod oczami, zamilkła i oblała się rumieńcem. Już za chwilę usiadła na krześle i przygładziła swoje nieokiełznane loki.

- Przepraszam, Lys. Po prostu McGonagall zaliczyła mi semestr – wyjaśniła.

Automatycznie porzuciłam jakikolwiek gniew, przybierając wyrozumiały uśmiech. Co jak co, ale są rzeczy warte krzyków, nawet z samego rana. Zwłaszcza zdane egzaminy z transmutacji.

- Gratuluję – powiedziałam, rozprostowując kości.

Milicenta rozpromieniła się.

- Która godzina? - zapytałam, próbując zmusić swoje ciało do opuszczenia łóżka.

Jak na złość, kołderka była ciepła i przytulna, a świat zimny i nieprzyjemny. Temperatura w sypialni nie zachęcała do życia i najchętniej wróciłabym do spania.

- Koło trzynastej - odpowiedziała, sięgając po szczotkę do włosów. Nim zatopiła ją w brązowym buszu, popatrzyła na mnie i oznajmiła poważnie. - Malfoy cię szuka.

Automatycznie zalała mnie fala gorąca, a minusowa temperatura pozostała tylko wspomnieniem. Dlaczego? Po co?

Może chciał się ze mnie śmiać, że ostatniej nocy porzuciłam maskę chłodnej obojętności i ukazałam prawdziwe uczucia? Odwzajemniłam pocałunek, o którym coraz częściej marzyłam. Merlinie, ja pragnęłam Malfoya! Czy to nie jest wystarczający powód, by wyjść na szkolne błonia i spłonąć ze wstydu?

- Wiesz gdzie go znajdę? – Odchyliłam pościel i postawiłam nogi na podłodze.

- Pałęta się gdzieś po błoniach.

Ach, tak. Co za przypadek.

Podeszłam do szafki, starając się zachować zimną krew. Jeśli dobrze to rozegram, Draco nawet nie domyśli się, że przywiązuje jakąkolwiek wagę do tego pocałunku. Zamyślona ubrałam się w luźną bluzę i legginsy. Przeczesałam włosy, tworząc na czubku głowy coś na wzór koka.

Gdy pożegnałam się z Milicentą, wyszłam z dormitorium i skierowałam kroki do salonu. Chociaż okres świąt nie cieszył się sporym ruchem, wyłapałam parę głosów z głębi pomieszczenia. Wizja rychłej konfrontacji z Malfoy'em tak mi zapadła w głowie, że prawie przeoczyłam zupełnie nową twarz w pokoju Ślizgonów.

A była nią śliczna brunetka, o słodkim uśmiechu i wielkich, zielonych oczach. Siedziała obok Dafne, dziewczyny z mojego roku.

Zaintrygowana, zmieniłam cel swojej wędrówki i skończyłam przed kanapą, wyciągając dłoń do nieznajomej.

- Cześć, jestem Lys. Chyba nigdy się nie widziałyśmy, prawda?

- Astoria - odpowiedziała grzecznie, potrząsając moją ręką. - Nie, nie. Dopiero po świętach dołączę do Hogwartu.

- Wspaniale!

- To moja siostra - dopowiedziała Dafne, obejmując Astorię opiekuńczym ramieniem. - Wcześniej chodziła do Beauxbatons, ale rodzice stwierdzili, że nie powinnyśmy być rozdzielone.

Love From A SlytherinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz