Kochana Lysandro!
Niestety nie możesz przyjechać do mnie na święta. Pani Bell zachorowała i muszę wyjechać do niej na wieś. Nie masz nic przeciwko, by zostać w Hogwarcie, prawda?
Mam nadzieję, że nie jesteś zła. Kocham cię!
Jeszcze raz przeczytałam krótki liścik od babci. A potem znowu. Oficjalnie zostałam porzucona, i to przez jedynego członka rodziny, który wykazywał jakiekolwiek zainteresowanie moim życiem. Czy grudzień może zacząć się lepiej?
- Co tam masz? - zapytała Flora, nachylając się i czytając moją korespondencję.
- Muszę zostać w szkole w święta - wyjaśniłam, kładąc kartkę na stole. - Bajecznie.
Wiedziałam, że praktycznie nikt z moich znajomych nie zostaje w święta. Nie było to wymarzoną scenerią, a takie siedzenie samej, przez cały, bity tydzień może niekorzystanie wpłynąć na moją psychikę.
- Uuu... współczuję - pokwitowała dziewczyna, nakładając jajecznice na talerz.
Podparłam się na łokciach i rozglądnęłam po Wielkiej Sali. Uczniowie powoli schodzili się na śniadanie, a każdy z osobna emanował sennością. Mimo wszystko, atmosfera była radosna. Czemu? Bo wczoraj odbyły się ostatnie zajęcia i dzisiaj można było w koncu się odprężyć i choć na chwilę zapomnieć o mrocznym widmie Severusa Snape'a, czy McGonagall czającej się w każdym kącie zamku.
- Wiesz kto zostaje od nas? - spytałam, popijając ciepłą herbatę.
- Chyba Pansy i Malfoy.
Wykrzywiłam się, nie wiedząc co myśleć. Towarzystwo Pansy jest wspaniałym darem z niebios i naprawdę, nie miałam pojęcia, że będzie moim towarzyszem niedoli. Z drugiej strony, mam takiego Malfoy'a, gotowego wszystko popsuć.
- Znając moje wspaniałe szczęście, Pansy też wyjedzie i zostanę z tym kretynem - mruknęłam.
Był to pół-żart, pół-prawda. Kto wie co mogło mnie spotkać sam na sam z Draco. Ostatnio nie moglam ufać swojej naturze i miałam dziwne przeczucie, że takie święta nie skończyłyby się dobrze dla świata.
Wkrótce do sali wpadła Pansy, a zaraz za nią Blaise. Obydwoje wyglądali niezwykle rześko, czego tylko mogłam im zazrościć. Ja nie miałam tego szczęścia.
- Napisała do mnie mama - rzekła Ślizgonka na przywitanie. - Załatwiła wszystkie sprawy i mogę jechać na święta do domu!
Wypuściłam głośno powietrze. Czyżby spełniał się mój najczarniejszy scenariusz? Och, Merlinie ratuj mnie i moją dumę przed Malfoy'em.
- Coś nie tak? - zapytała, siadając obok.
- Ja zostaję. SAMA. - podkreśliłam.
Był to zabieg bardziej niż celowy, bo chciałam wybadać Blaise'a. Szybko okazało się, że chłopak zareagował ze skutkiem natychmiastowym.
- Hola, hola! Ja też zostaję. I Draco.
Spojrzałam na niego ze sztucznym uśmiechem.
- To miało mnie pocieszyć?
Prawdę mówiąc, ogromnie ucieszyła mnie obecność Zabiniego. Oznaczało to, że zostanie moim aniołem stróżem i przypilnuje przed zrobieniem jakiejś głupoty. Wystarczyło tylko nie odstępować go na krok.
- Oj Lys, Lys... - zaczął, klepiąc mnie po plecach - To będą niezapomniane święta. Jeszcze nigdy takich nie miałaś.
Pansy ugryzła tosta i kiwając głową, stwierdziła
CZYTASZ
Love From A Slytherin
Fanfiction- Powiesz mi wreszcie czego się tak boisz? "Jego powrotu. Końca świata, w którym nauczyłam się żyć. Śmierci bliskich osób, które kocham. Ciemności, która nas pochłonie. Morderstw i zbrodni, które nadejdą. Wojny, która zaraz się rozpęta" - Pająka Hag...