Część 2 Rozdział 1

180 9 0
                                    

Letni wiatr poruszał kruchą trzciną, zrzucając z jej czubka drobne ziarenka. Przemierzały one krótką drogę w powietrzu i lądowały na powierzchni szaro-niebieskiej wody. Tam unosiły się przez chwilę i zaraz ginęły w ciemnej głębi.

Przyciągnęłam kolana do siebie i oparłam na nich głowę. Siedzenie nad pobliskim jeziorkiem w przeddzień rozpoczęcia szkoły to moja nowa tradycja. To miejsce wpływa na mój delikatny układ nerwowy, kojąc go i omamiając.

Wędrując wzrokiem za latającymi ziarenkami trzciny, zatrzymałam się na tafli wody. Może nie była ona tak „lustrzana" jak ta w Zakazanym Lesie, jednakże nadal mogłam zobaczyć swoje odbicie. Dotąd długie, blond włosy, teraz sięgały mi zalededwie do ramion. Wyszłam z założenia, że „nowa fryzura, nowe życie". Chciałam przefarbować je na głęboki brąz, ale ten ruch zarezerwuję sobie na następne rozstanie z kimś. Te wakacje były dla mnie detoksem. Odpoczęłam, spotkałam wspaniałych ludzi. Zaliczał się do nich pewien chłopak o imieniu John.

Poznałam go podczas jednego z wielu wieczornych spacerów. To był właśnie ten czas, kiedy szwędałam się uliczkami miasteczka, mając nadzieję, iż letni wiatr wywieje mi z głowy postać pewnego blondyna. Najwyraźniej grecki bóg Eol istnieje naprawdę i wysłuchał moich próśb, ponieważ przywiało do mnie białą kartkę z dziwnymi napisami. Jak na typową uczennice Hogwartu najpierw pomyślałam, że są to starożytne runy. Dopiero po krótkiej identyfikacji spostrzegłam, że mam przed sobą zapis nut i jestem idiotką, która w wakacje myśli o szkole. Zanim zdążyłam wnikliwiej przypatrzyć się niecodziennemu znalezisku, zza rogu wyskoczył zdyszany brunet. Gdy mnie ujrzał, uśmiechnął się szeroko, jednak potem dostrzegł co mam w ręce i mina mu zrzedła. Po krótkiej rozmowie dowiedziałam się, że jest to jego własna piosenka, a wcześniejsze przerażenie wynikało z tego, iż swoje zapisy traktuje jak pamiętnik i nie chciał, żeby ktokolwiek to widział. Na początku pokiwałam ironicznie głową, nie chcąc mówić mu, że pisze gorzej niż pięciolatek i za żadne skarby świata nie miałabym szans się doczytać. Jednakże wbrew mojej poprzedniej postawie, postanowiłam przejść się z nim kawałek i tak dowiedziałam się gdzie mieszka – dwie ulice dalej od mojego domu. W ten sposób chcąc-nie chcąc, często na siebie wpadaliśmy i coraz więcej rozmawialiśmy. W końcu nasze spotkania stały się codziennością. Ot cała historia „Jak bóg Eol przyczynił się do powolnego zapominania o małym-blond-problemie". Nie znaczy to oczywiście, że z powodzeniem wygnał z mojego umysłu wszystkie wspomnienia i myśli o Draco. Coś tam zostało.

Część wakacji spędziłam oczywiście z rodzicami. Wzięli sobie za punkt honoru odrobić te kilka lat i każdego dnia mogłam liczyć na jakąś wycieczkę, wspólne oglądanie filmów czy grę w szachy czarodziejów. Przez czerwiec jeszcze się dąsałam, ale w końcu zrozumiałam, że ich zniknięcie było „dla większego dobra". Umbridge miała rację, wypełniali misję dla Dumbledore'a. Nie zdradzili mi dokładnie o co chodzi, ale domyśliłam się, że dotyczy to zbliżającej się wojny. Dowiedzieli się również o mojej działalności w GD i jak to określili „pękali z dumy".

W wolne weekendy odwiedzałam babcię, mieszkającą niecałe półgodziny drogi od mojego nowego domu. Na pozór nudna rutyna, cieszyła mnie jak mało co.

Dzień dzisiejszy wyglądał podobnie. Rano przyjechałam do babci, ponieważ planowałam się z nią pożegnać przed wyjazdem do szkoły. Ucieszyłam się na jej widok, gdyż przez cały miesiąc nie miałam okazji z nią porozmawiać. Oprócz standardowej kupy jedzenia, czekała na mnie jedna, niespodziewana rzecz.

Obecnie leżała na drewnianym mostku, tuż obok mnie. Na sam widok śnieżnobiałej koperty, moje serce pękało. Słyszałam wiele zwariowanych historii o zakochanych ludziach, niespełnionych miłościach i trudnych rozstaniach. Ale w żadnej z nich nie występowała wersja takiego listu. Co pisze twój były chłopak, podobno nadal cię kochający, po kilku miesiącach milczenia?

„Wszystko ok?" !

Chciało mi się po prostu śmiać. Dla mnie wakacje miały być jedną wielką zmianą. Natomiast Draco nadal pozostał dzieciaczkiem. U niego nawet ogolenie głowy na glacę, nie byłoby symbolem dostatecznych zmian.

Zmięłam kartkę ze złością i cisnęłam ją najdalej jak potrafiłam. Z pomocą boga Eola, przeleciała dalej niż mogłabym podejrzewać i po chwili opadła na taflę wody. Powoli papier przybierał odcień szarości, opadając coraz niżej.

Jednak nawet kiedy całkowicie zniknął pod powierzchnią, widziałam komiczne w obecnej sytuacji słowa.

Wszystko ok?

Love From A SlytherinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz