Epilog

209 7 1
                                    

Pogrzeb Dumbledore'a, ostatnie dni szkoły, pożegnanie z przyjaciółmi i odejście Draco zlało się w jedną całość. Szczerze mówiąc zsumowanie tego wszystkiego dało mi najgorszy tydzień w moim życiu. Większość działa się tak szybko, że nawet nie zauważałam kiedy jedno wydarzenie dobiega końca, a nowe zaczyna.

Zacznijmy jednak od początku. Pogrzeb Dumbledore'a był pierwszy. Tłum uczniów Hogwartu, łzy rozczarowania i setki drżących różdżek w górze – te wszystkie czynniki składały się na to konkretne wspomnienie. Dyrektor Hogwartu został pochowany w pięknej marmurowej trumnie, a na samą uroczystość przybyli najważniejsi czarodzieje z całego świata. Byłam pewna, że wśród żałobników widziałam dyrektorkę francuskiej szkoły Beauxbatons, wokalistę zespołu Fatalnych Jędz i samego Ministra Magii. Siedząc na niewygodnym krześle, powoli dopuszczałam do siebie myśl, że tak naprawdę nie ma nikogo kto obroniłby zamek przed Lordem Voldemortem. Zabawne, że wcześniej o tym nie pomyślałam. Przez większość czasu ceremonii, trzymałam za rękę zmartwioną Pansy i obserwowałam McGonagall, która chyba pierwszy raz w życiu roniła łzy.

Nie mogę za wiele powiedzieć o kolejnych dniach po pogrzebie. Dominowała pustka; na holu nie było kompletnie nikogo. Nie hiperbolizuje – ze szkoły uszło jakiekolwiek życie. Odwołano egzaminy, zawieszono wszystkie lekcje. Zmartwieni rodzice zabierali swoje pociechy do domów, myśląc zapewne, iż tam będą bezpieczne. Moim zdaniem nic bardziej mylnego.

Wreszcie myślami doszłam do najsmutniejszego wspomnienia. Ramiona Pansy, obejmujące moją szyję i niekontrolowany szloch wyrywający się z ust Flory. Zachmurzony peron 9 i ¾ oraz deszcz. Wielka, niepohamowana ulewa. Krople wody uderzające o poważną twarz Blaisa i spływające zygzakiem po jego wargach, zaciśniętych w wąską linię. Zgrzyt Ekspresu Hogwart, który przyjechał zabrać zmarnowanych uczniów do rodzin. Marazm i melancholia. Przejmująca cisza panująca w przedziale i brak pani z wózkiem pełnym słodyczy. W końcu sam moment pożegnania; grupowy uścisk i szczere słowa wsparcia. Potoki łez i ostatnie spojrzenia, kipiące żywym strachem. Płonna nadzieja, że we wrześniu spotkamy się w komplecie.

Ostatnia rzecz, która bardziej mnie martwi niż smuci. Co się stało z Draco? Po wydarzeniach na Wieży Astronomicznej uciekł razem z innymi śmierciożercami. Nie odezwał się do nikogo z nas. Nie napisał nawet liściku, że wszystko w porządku. Być może nie chciał kłamać? Być może wcale nie było u niego w porządku. Z całego serca pragnęłam się z nim zobaczyć. Chciałam poczuć jego mocne ramiona i usłyszeć głęboki głos, szepczący do mojego ucha, że jakoś sobie poradzimy. Bałam się o niego. Tak cholernie się bałam.

Teraz słuchałam opowieści Johna o jego szkole, choć myślami nie byłam z nim. Uśmiechałam się w momentach, w których sądziłam że uśmiech jest wskazany. Wytrzeszczałam oczy wtedy, kiedy głos chłopaka zniżał się do szeptu i drżał z podekscytowania. Tylko w ten sposób chroniłam swój sekret; jestem wypruta z jakichkolwiek dobrych emocji. Wewnętrznie obiecałam sobie, że pochichoczę z jego opowiastek jeszcze kilka minut i wrócę do domu. Zaparzę herbatę, zakopię się w pościeli i powlepiam pusty wzrok w sufit. Tak jak przez większość wakacji. Potrzebowałam Pansy, Flory, a nawet Hestii. Czemu były tak daleko?

- John, muszę jeszcze dzisiaj pomóc mojej babci – wtrąciłam nieśmiało – Będę już szła.

Chłopak przerwał historię i popatrzył na mnie zdziwiony. Przez chwilę na jego twarzy zagościło coś na wzór strachu, ale bardzo szybko zniknęło.

- Co się tak śpieszysz – machnął ręką – Mama upiekła placek, obiecałem jej, że go spróbujesz!

Zmarszczyłam brwi na dźwięk zdenerwowania w jego głosie. To nie było normalne.

- Serio, muszę spadać – spróbowałam znowu, podnosząc się kilka centymetrów w górę.

John jak oparzony skoczył na podłogę.

Love From A SlytherinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz