15.

227 11 0
                                    

Obudził mnie ból pleców. Otworzyłam oczy, i rzeczywiście, leżałam w najdziwniejszej pozycji na świecie. Ręce miałam przerzucone za oparcie kanapy, a nogi skulone. Było mi niemożliwie niewygodnie, a wszystko przez Draco Malfoya, który spał obok mnie. Przełknęłam ślinę. Zrobiło mi się jakoś gorąco i niezbyt nie wiedziałam jak zareagować. W końcu przestudiowałam swoje opcje i koniec końców, zrzuciłam chłopaka z kanapy. Gorzej już nie będzie.

- Złaź ze mnie, tleniony glonojadzie.

Chłopak zszokowany popatrzył na mnie, a potem rozmasował prawy bark.

- Naucz się kontrolować swoją agresję.

Wyraz jego twarzy bawił mnie mocniej niż powinien. Szybko usiadłam na kanapie i rozejrzałam się czy czasem nikt nas nie widział. Jeszcze tego brakowało, żeby jakiś biedny Ślizgon na nas wpadł i pozostał straumatyzowany do końca życia.

- Nie prowadzę jakiegoś szczególnie chwalebnego życia, ale mój honor chyba jeszcze nigdy tak nie ucierpiał - mruknęłam.

- Zaraz, zaraz, zaraz. Ty masz jakiś honor, Lys?

Uśmiechnęłam się do niego sztucznie i nie odpowiedziałam. Malfoy usiadł obok mnie i tak siedzieliśmy w ciszy, bo żadne zbytnio nie wiedziało co powiedzieć. I gdy już myślałam, że czas elegancko ulotnić się z salonu i wrócić do pokoju, nad naszymi głowami pojawiła się ostatnia rzecz jaką chciałabym widzieć.

- Co to ma być? - zapytałam głośno, spoglądając na zieloną jemiołę.

Wyrosła z sufitu i gdyby nie fakt, że jesteśmy głęboko pod ziemią, a ostatnie słońce jakie tu zagościło to Severus Snape, parę tygodni temu to może nie byłabym tak zdziwiona.

- Zrządzenie niebios.

Na schodach stał Blaise. W górze trzymał różdżkę i patrzył na nas w taki sposób, jakbyśmy naprawdę zaraz mieli rzucić się sobie w ramiona i pocałować.

- Jeśli mówiąc niebios masz na myśli siebie, Zabini - zauważył Malfoy - To nie wiem czy chcę dostawać jakieś znaki.

Blaise puścił jego uwagę mimo uszu, wzruszył ramionami i podszedł bliżej. Usiadł dokładnie naprzeciwko nas, a potem tylko się patrzył.

- No cóż, róbcie jak chcecie. Ignorowanie woli nieba kończy się jednak tragicznie. Spójrzcie na takiego MacMillana. Podobno wczoraj zignorował wolę nieba i teraz siedzi z obitą facjatą.

Zamurowało mnie.

- Blaise... czy ty?

- Mówię jak było.

- Cóż, więc może lepiej nie ryzykować? - zapytał Malfoy i popatrzył wprost na mnie.

Prawie prychnęłam śmiechem, ale gdy ujrzałam, że chłopak mówi całkiem poważnie, odechciało mi się jakiejkolwiek radości. Może nawet zbladłam.

- Draco, czy ty nadal jesteś pod wpływem alkoholu?

- Moja droga Lys. W porównaniu z tobą, nie wypiłem nic. Dziwię się, że jesteś w ogóle w stanie mówić. Osobiście, po takiej ilości whiskey, umierałbym na kaca.

Nie byłam w stanie powiedzieć czy słowa Malfoy'a są prawdziwe czy nie. Skoro rzeczywiście wydoiłam wczoraj połowę sekretnych zapasów Puchonów to naprawdę nawet nieźle się czułam. Czując na sobie wzrok Draco i Blaise'a, westchnęłam.

- Nie odpuścisz, Zabini, co?

Tamten się tylko uśmiechnął.

Pokręciłam głową i szybko cmoknęłam Malfoy'a w policzek. Potem odsunęłam się na bezpieczną odległość.

Love From A SlytherinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz