Prolog

1K 23 1
                                    

 - Jesteś tego pewna? - dobiegł mnie głos zaniepokojonej Clary. Stała tuż obok mnie, w ręce trzymając jedynie skórzaną torebkę. Miała na sobie przemoknięte buty i fioletowy płaszcz przeciwdeszczowy, po którym nadal spływały kropelki deszczu. Jej włosy były lekko napuszone, a policzki zaróżowione.

Niebo tego dnia płakało na nasz wyjazd zupełnie tak, jak ja robiłam to przez kilka ostatnich miesięcy. Nie było wiatru, ale temperatura wskazywała poniżej osiemnastu stopni Celsjusza. Nie mogłam się doczekać słonecznej pogody w Stanach Zjednoczonych, chociaż był to ostatni argument na liście powodów, dlaczego zdecydowałyśmy się na wyjazd. A raczej dlaczego to ja namówiłam moją siostrę, gorliwie przekonując, że to należyty wybór.

- Tak - odpowiedziałam od razu, chcąc mieć to wszystko już za sobą. Poprawiłam niewielki plecak na ramieniu, w którym schowane były najpotrzebniejsze rzeczy takie jak ładowarka, picie i misiek. W dłoni trzymałam telefon, który bez przerwy wibrował od wiadomości i połączeń. Nie odebrałam ani jednego.

- Nie możesz wiecznie się ukrywać i udawać, że nie żyjesz – mruknęła Clara, zauważając, jak zerkam na urządzenie. - Może w końcu im powiesz?

- Niby po co? Żeby usłyszeć od Olive, że nie powinnam tego robić? Żeby posłuchać wykładu Alex i Renne o uczuciach, czy może poczekać aż one wszystkie złożą mi kondolencje? - warknęłam zła na samą siebie. Byłam tchórzem, uciekając. Jednak ucieczka niekiedy była jedynym słusznym wyborem, żeby nie zaszkodzić samej sobie. - One mnie znienawidzą, gdy uświadomią sobie, co zrobiłam. Może już mnie nienawidzą, wcale bym się nie zdziwiła.

- A może dowiedzą się, co się stało? Może gdyby wiedziały wcześniej, postarałyby się coś zdziałać, dać ci wsparcie. One są twoimi przyjaciółkami, Diano! Przyjaciół się od tak nie zostawia!

- Nie chcę im dokładać kłopotów.

Clara spojrzała na mnie smutno, wyciągając do mnie rękę, żeby wziąć z mojej dłoni telefon. Milczała chwile, patrząc na ekran smartfona, którego jej podałam.

- Kilkanaście nieodebranych połączeń od dziewczyn, wiadomość na kik'u od jakiegoś Theo, SMS od wychowawczyni, która życzy dużo szczęścia w nowym życiu i jeszcze kilka powiadomień na wszystkich aplikacjach, na których jesteś zalogowana - wyliczyła dwudziestolatka. - Przyjaciółki się o ciebie martwią. Zależy im na tobie, zrozum.

Przyglądałam się swojej starszej siostrze, wiedząc, że ma ona całkowitą rację. Kochałam swoje przyjaciółki całym sercem i miałam nadzieję, że kiedyś mi wybaczą. Nie mogłam mieć z nimi kontaktu, za bardzo przypominały mi przeszłość, od której tak bardzo chciałam się odciąć. Jednocześnie moje serce rozdarte na milion skrawków wyrywało się z mojej piersi. Nie chciałam ich zostawiać. Naprawdę nie chciałam. Ale czy w obecnej sytuacji istniało jakieś równie dobre rozwiązanie?

- Pasażerowie lotu Londyn - Orlando są proszeni o wejście na pokład samolotu! - rozległ się niewyraźny głos z głośników. Wokół zrobił się lekki harmider.

- Chwila, powiedziałaś wiadomość od Theo? - zmarszczyłam brwi. Brunetka pokiwała głową. - Wykasuj to.

- Nie chcesz przeczytać? Przecież to najlepszy przyjaciel....

- Wykasuj – przerwałam stanowczo, nie chcąc słyszeć tego, co chciała powiedzieć. Jej słowa i tak odbiły się w mojej głowie, chociaż nie zostały nawet wypowiedziane. Ale czego chciał ten chłopak? Czy nie przyczynił się do wystarczającej ilości szkód?

Zanim szatynka zdążyła coś jeszcze powiedzieć, obróciłam się na pięcie i skierowałam do barierek. Dusiłam w sobie łzy, ale tak było lepiej. Wkrótce wszyscy moi bliscy o mnie zapomną, a ja postaram się ułożyć swoje życie i zapanować nad chaosem w mojej głowie.

Pół godziny później siedziałam na pokładzie samolotu przy oknie i obserwowałam, jak maszyna wznosi się do góry. Włączyłam tryb samolotowy w telefonie, który nagle ucichł od powiadomień. Różowa obudowa z malutkimi cyrkoniami od Olive błyszczała, przypominając mi, z jak dużymi wyrzutami sumienia będę musiała się mierzyć.

- Jak dolecimy na miejsce, musimy kupić mi nową kartę do telefonu - mruknęłam do obok siedzącej Clary. Wiedziałam, że nie spodoba jej się ten pomysł, ale w końcu była moją rodziną. Zrobiłaby wszystko, żeby pomóc mi poczuć się lepiej.

Założyłam słuchawki i zamknęłam oczy, czując, że kolejny raz tego dnia zbiera mi się na płacz.

Zostawiłam całe swoje życie, żeby zacząć wszystko od nowa. Nie patrzyłam ilu ludzi tym skrzywdzę i zawiodę. Zniknęłam niespodziewanie i bez zapowiedzi. Nie myślałam o konsekwencjach, które musiały wkrótce nadejść. Postanowiłam dowiedzieć się, kim naprawdę jestem. Jednak najpierw musiałam zapomnieć, kim kazano mi być.

Pomyślałam o swoich przyjaciółkach. O kochanej Olive, która sypała swoimi radami na prawo i lewo. O Renne, której nieodzowną częścią garderoby były ciężkie buty i czarna bluza. O Alex, która każdego dnia bujała w obłokach i marzyła o karierze koszykarskiej. A także o Madison i Rosalie, zawsze z głupimi pomysłami i żartami. Przepraszam, dziewczyny.

- Młoda - szatynka szturchnęła mnie łokciem, żebym wyłączyła na chwilę muzykę. - Obiecaj mi, że gdy wylądujemy, naprawdę zaczniemy od nowa. Bez przeszłości.

Dla niej też było to trudne. Byłam tego świadoma i zła na siebie, że wyciągam ją na drugi koniec świata. Ona też musiała zacząć od nowa. I robiła to dla mnie.

- Diano, obiecaj – powtórzyła, gdy milczałam zbyt długo. Odchrząknęłam, zbierając się w sobie.

- Obiecuję.

Przełknęłam gorzki smak tego słowa i odwróciłam głowę w stronę okna. Wznosiliśmy się ponad chmurami. Już nie było odwrotu. Westchnęłam ciężko, włączając muzykę. Przede mną pojawiła się masa wspomnień i sytuacji, podczas których przysięgałam coś sobie lub komuś. Prawie żadnych słów nie dotrzymałam, ale to może przez to, że inni też tego nie robili. Poczułam jak Clara wierci się obok mnie. Jedna obietnica w tą czy tamtą stronę nie robiła mi żadnej różnicy. Już nie.

Nasze Wszystkie Obietnice [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz