8. Coś więcej

305 10 2
                                    

Druga połowa wakacji zaczęła się bardzo dobrze. Wstałam z samego ranka z myślą, że to będzie dobry dzień. Umyłam się, ubrałam w dres i zeszłam na dół do kuchni. Starałam się być cicho, żeby nie obudzić zmęczonych po wczorajszym popołudniu dzieciaków. Wspaniale bawili się z Lukiem, pływając w morzu.

Zegar wskazywał parę minut po szóstej, gdy zaparzyłam kawę. Popijałam gorący napój, jednocześnie robiąc pastę jajeczną na śniadanie dla dzieciaków i przekąski na resztę dnia.

Dochodziła ósma, gdy Alec i Holly się obudzili. Zbiegli do salonu, gdzie siedziałam przy biurku i uzupełniałam szpitalne dokumenty. Przez ostatni czas bardzo to zaniedbałam, chociaż nie miałam typowo obowiązków lekarskich, skoro byłam na zlecenie Rogersa.

- Cześć, mamo! – przywitali się jednocześnie, zjawiając się przy mnie. Nie zdążyli się nawet przebrać z piżam.

- Cześć, słoneczka moje – zostawiłam swoje zajęcie, żeby przytulić syna i córkę. Uśmiechnęłam się do nich najszerzej jak tylko potrafiłam. – Wyspani?

- Tak.

- A jesteście głodni?

- Tak – odpowiedział Alec, ale Holly od razu pokręciła głową naburmuszona. Była strasznym niejadkiem, z wyjątkiem słodkości oczywiście.

- Zrobiłam wam pastę jajeczną – oznajmiłam. – I za chwilę zrobię też tosty z dżemem. Chodźcie. No już, ruszajcie.

Chłopiec pociągnął mnie za dłoń w stronę kuchni. Mała brunetka ubrana w różowe spodenki i koszulkę z nadrukiem Myszki Mikki szła niechętnie tuż przed nami. Oboje opowiadali mi co im się śniło, wymieniając między sobą spojrzenia. Cieszyłam się, że tak dobrze się dogadywali. Niektóre relacje między rodzeństwem bywały trudne.

Momentalnie mój nastrój się pogorszył. Mój kontakt z Clarą nie uległ poprawie. Nie odzywałyśmy się do siebie, obie mając zbyt urażoną dumę i inne zdanie. Moja siostra nie mogła zrozumieć, dlaczego i po co dałam Lucasowi ostatnią szansę i wpuściłam go z powrotem do życia, skoro miałam już karierę i dwójkę dzieci. Za to ja z każdym dniem przekonywałam się, że nie mogłabym podjąć innej decyzji. Nie wyobrażałam sobie teraz żyć inaczej, bez Luke i jego pozytywnej energii. Może to było mi przeznaczone?

Z drugiej strony, czy przeznaczenie w ogóle istniało? Może wszystko działo się dokładnie tak, jak to planowaliśmy i mieliśmy nad wszystkim całkowitą kontrolę. O ile chcieliśmy ją mieć. Może przeznaczeniem tłumaczyli się ludzie, którzy nie umieli sobie poradzić z tym, co się dzieje? Pytanie, czy ja byłam jedną z tych osób?

Potrząsnęłam głową, odganiając złe myśli. Przenieśliśmy się do kuchni, gdzie czekała na nas Astra, siedząc przed stołem, na którym było przygotowane jedzenie. Dzieci usiadły na krzesłach i obserwowały, jak podpiekam chleb.

- A wiecie co dzisiaj jest? – zapytałam, nalewając sok pomarańczowy do szklanek. Nie kupowałam tego słodko-kwaśnego napoju od wielu lat. Zagościł na naszym stole dopiero z częstymi wizytami Lucasa. On uwielbiał go pić.

- Przychodzi Luke!

- To też – zaśmiałam się na krzyk Aleca. – Lucas zabiera nas dzisiaj do wesołego miasteczka razem ze swoim przyjacielem, Theodorem.

Po mojej wypowiedzi rozległy się radosne krzyki moich dzieci. Cicho zaśmiałam się z ich reakcji. Oboje dość szybko polubili Rogersa, a tego właśnie obawiałam się najbardziej, że go nie zaakceptują. W końcu było to dla nich trudne i niespodziewane – nowa osoba, która jest z nami prawie na każdym kroku.

Rodzeństwo uspokoiło się dopiero po kilku minutach, gdy kazałam im zacząć jeść. Wzięłam jabłko z półmiska na blacie i wgryzłam się w nie. Telefon w mojej kieszeni zaczął dzwonić. Wyjęłam go i od razu odebrałam, widząc na ekranie „Lukuś". Nie przypominałam sobie, żebym go tak zapisywała.

Nasze Wszystkie Obietnice [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz