Epilog

465 12 1
                                    

"Nie można nakazać sercu, żeby nagle przestało czuć."

– Maria Venturi „Szept Wspomnień"

Mówi się, że pierwsza miłość jest najważniejsza i jedyna w swoim rodzaju. Taka słodka i niewinna. To ta, której nigdy nie zapomnimy. Jakie to romantyczne, ale i bzdurne stwierdzenie. Nie każdy miał tyle szczęścia, żeby jego pierwsze zakochanie było odwzajemnione. Moje jednak pomimo głębokich emocji, nie było udane. Uczucia te oddychały we mnie przez tyle lat, a mi brakowało sił, żeby westchnąć.

Moje pierwsze zakochanie przerodziło się zatem w mój pierwszy związek, choć nie dla każdego to takie oczywiste jak dla mnie. Podczas czasu spędzonego z Lucasem czułam się jak w wymarzonym śnie, z którego nie chciałam się obudzić, jak w bańce mydlanej, którą zaraz ktoś miał przebić. I tak się stało. Mydlana powłoka pękła, kolory stały się wyblakłe, a ja wylądowałam zapłakana w swoim łóżku w objęciach siostry. Tamtego dnia umarłam, choć nie polała się ani jedna kropelka krwi. I nikt tego nie zauważył.

Z biegiem lat coraz bardziej uświadamiałam sobie, że słowa obcych ludzi, którzy mnie ostrzegali przed Lukiem, były prawdą. Nie w takim sensie, jaki mi przedstawiali, ale było w nich ziarenko prawdy. Lucas sprowadzał na samo dno. Nieważne jakie miał intencje, choć z pewnością były one dobre. Chodziło o to, że sytuacja za czasów liceum nie była do końca jego winą. Fakt, miał swój rozum i wolną wolę. Ale duży wpływ na jego późniejsze kłopoty mieli nieodpowiedzialni znajomi i niebezpieczne otoczenie. Nie byłam o to zła. W tamtym odległym momencie był tylko zagubionym nastolatkiem, który nie wiedział, jakie wartości są ważne w życiu i czym się kierować. Teraz jednak byłam wściekła na siebie i na niego.

Miałam sobie za złe, że tak szybko i łatwo mu zaufałam a także powierzyłam mu bezpieczeństwo moich dzieci, oddałam swoje serce i poświęciłam relację z Clarą. Gdybym myślała przy nim rozumem, a nie sugerowała się emocjami, to wszystko by się nigdy nie wydarzyło drugi raz. Wiodłabym szczęśliwe, spokojne życie.

Za to na Luke byłam zła za to, że tym razem umyślnie mnie skrzywdził. Poprosił, wręcz błagał o drugą szansę, a gdy ją już dostał, perfidnie mnie okłamał i łgał mi prosto w oczy każdego dnia kilkanaście miesięcy. Nie był już niedojrzałym chłopczykiem, który nie ma pojęcia o świecie. W pełni o sobie decydował i wiele przeżył, ale mimo wszystko zafundował mi kolejną traumę. Sądził, że kłamstwa potrafią naprawić szkody, a nie wyrządzić je jeszcze większe. Był złym człowiekiem, który chciał z powrotem zaznać mojej miłości. Szkoda tylko, że wybrał do tego taki sposób.

Minęłam kolejną brudną kałuże. Londyńska pogoda zdecydowanie nie rozpieszczała mieszkańców ani turystów. Od samego rana siąpiła mżawka, a wiatr wiał tylko w nielicznych momentach. Na głównych ulicach prawie jak zawsze panował ruch i słychać było dźwięk trąbiących na siebie pojazdów, a w tym całym chaosie stałam ja.

Miejsce, do którego zmierzałam leżało przy ulicy Old Brompton Road w zachodniej części miasta. Dawno tam nie byłam, więc trafienie tam było lekko utrudnione. Po kilkunastu minutach błądzenia w końcu trafiłam. Zatrzymałam się przed wielka, żelazną bramą cmentarza Brompton. Wzięłam głęboki wdech na uspokojenie, po czym wkroczyłam na jego teren i poszłam szukać grobu mamy.

Wyglądałam doprawy śmiesznie. Jakbym urwała się z jakiegoś filmu czy dopiero wyszła z cyrku. Moje czerwone kalosze, które chroniły mnie przed paskudnym klimatem, były ubrudzone błotem i brudną wodą. kaptur i przemoknięty płaszcz osłaniały moje włosy i resztę ubrań, które swoją drogą były dalekie od takich, które zakładało się na takie wyjścia.

Minęłam kolejne nagrobki, gładząc już nie tak biały materiał sukni. Gdy wychodziłam w tym niestandardowym przebraniu z mieszkania, Clara dopytywała, czy aby na pewno dobrze się czuję. Wiedziałam doskonale, że się o mnie martwiła. Inaczej nie zgodziłaby się na wyjazd do Londynu. Kobieta chciała mi pomóc, zanim znajdę stabilna pracę i zapiszę dzieci do szkół, w których będą spędzać większość swojego czasu.

Stanęłam przed marmurową płytą, patrząc przed siebie. Grób mojej matki nie wyglądał inaczej, niż gdy stąd wyjeżdżałam. Co miesiąc wysyłałyśmy z Clarą pieniądze do odpowiednich osób, które dbały o to miejsce. Nie było tu chwastów, ani zużytych zniczy. Wszystko wyglądało schludnie.

Mżawka ustała, a niebo lekko się rozpogodziło. Bez zastanowienia usiadłam na mokrej ziemi, od razu czując jak przechodzą mnie dreszcze z zimna. Byłam pewna, że wrócę do domu przeziębiona.

- Hej, mamo – odezwałam się cicho, przypatrując się wyrytym napisom na małym pomniku. Resztkami sił powstrzymywałam łzy, cisnące mi się na oczy odkąd wyszłam z mieszkania. Opuściłam wzrok na brzegi sukni, które zaczęły nasiąkać resztkami wilgoci z podłoża. – Widzisz co mam na sobie? Gdyby wszystko się dobrze skończyło, właśnie w takiej sukience tańczyłabym na swoim weselu. Szkoda, że żadna z nas tego nie doczeka.

Pociągnęłam nosem, naciągając materiał płaszcza na knykcie. Zaczynałam trząść się z zimna. Dookoła panowała cisza, nikt oprócz mnie nie przebywał o tej porze na cmentarzu.

- Wiesz, mamo... Byłam głupia. Naprawdę bardzo, bardzo głupia. Pamiętam, jak obiecywałam ci, że nie dam sobą więcej manipulować – wzięłam oddech, który przypominał bardziej odruch dławienia się przez potok łez. – Chciałam być odpowiedzialną matką, która będzie chronić swoje dzieci. A mnie poniosły emocje i zawiodłam.

Przerwałam swój monolog, chwile szlochając w swoje dłonie.

- Kiedyś myślałam, że zakochałam się w odpowiedniej osobie w niewłaściwym czasie. Ale nie istniało coś takiego, jak zły czas. Rogers zwyczajnie nigdy nie był odpowiednią osobą – mruknęłam, przejeżdżając opuszkami palców po lodowatej nawierzchni grobu. – Chciałabym, żebyś tu była i powiedziała mi, co robić. Ty zawsze wiedziałaś, co powinnam zrobić.

Po tych słowach zerwał się delikatny wietrzyk, który przywiał na moje dłonie kilka małych listków z drzew. Przymknęłam oczy, wsłuchując się w dźwięki otoczenia, jakby to miało mi w jakiś sposób pomóc. Uparcie i nieco naiwnie wierzyłam, że moja mama gdzieś – nieważne gdzie i pod jaką postacią – mnie słucha i czuwa nade mną. Z tym przekonaniem kontynuowałam, nie przejmując się tym, jak bardzo dziwacznie wyglądam.

- Mam ci dużo do opowiedzenia, mamo...

Życie pisało nam różne, często pokrętne scenariusze. Rzadko kto godził się ze swoim losem, bo często był to los okrutny. Może i moja historia nie była aż tak dramatyczna i traumatyczna jak niektórych ludzi, ale było w niej pełno lekcji. Każdego dnia obrywałam za błędy i się na nich uczyłam. Z czasem nabrałam wprawy i zapanowałam nad swoim życiem. Pozbyłam się swojego prywatnego chaosu, który zagościł w mojej głowie, gdy jeszcze byłam nastolatką. Nie wszyscy jednak byli tak wytrwali, żeby nad sobą pracować, a ja najwyraźniej wierzyłam, że uda mi się uratować choć jedną, ważną dla mnie osobę. Przecież na co dzień ratowałam ludzi.

I choć byłam dobrze wykwalifikowanym lekarzem z dyplomem, tego „pacjenta" nie udało mi się uratować. Niektóre osoby musiały wyleczyć się same. A mi pozostało mieć nadzieję, że Lucas Rogers zakocha się kiedyś w kimś, komu nigdy nie znudzi się ratowanie go przed jego własnym chaosem.

Koniec

Nasze Wszystkie Obietnice [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz