12. Boks

204 8 0
                                    

Tego dnia słońce postanowiło od rana oświecić każdy skrawek Titusville. Jego promienie wpadały przez okno, którego zasłony były szeroko rozsunięte. Zaspana przecierałam opuchnięte od płaczu oczy. Głowa ciążyła mi na karku, jakby ważyła co najmniej dziesięć kilo więcej. Zresztą nie tylko ona. Miałam wrażenie, że całe moje ciało zmieniło się w wielką kupkę gliny. Z trudem podniosłam się z łóżka, słysząc jak mój kręgosłup boleśnie strzyka. Odszukałam po omacku kapcie, które jakimś cudem wślizgnęły się pod ramę łóżka i natychmiast je nasunęłam na stopy. Na ramiona narzuciłam cieniutki, brzoskwiniowy szlafrok i rozejrzałam się dookoła. Balkonowe drzwi były zamknięte, chociaż wyraźnie pamiętałam, jak zostawiałam je otwarte zeszłej nocy. Zdjęta w pośpiechu sukienka leżała rzucona na drewniane krzesło, a brudne od resztek makijażu waciki walały się zużyte na biurku. Cały pokój był zostawiony w zupełnym nieładzie, tak bardzo niepodobnym do mnie.

Westchnęłam zrozpaczona, odchylając na moment głowę. Jej tył nieprzyjemnie pulsował, utwierdzając mnie w przekonaniu, że nie wymyśliłam sobie wczorajszego wieczoru. Clara naprawę urządziła wielką kłótnie, a ja wylałam przez przypadek wino na stół. Na dole musiał być straszny bałagan. Na dodatek tego wszystkiego musiały słuchać dzieci...

O Boże, dzieci!

Rzuciłam się do wyjścia z pokoju i pobiegłam do sypialni Aleca i Holly. Niemal dostałam zawału, gdy zobaczyłam, że oba łóżka były puste i zaścielone.

- Nie, nie, nie – mamrotałam sama do siebie w panice.

Wycofałam się z sypialni i skierowałam na schody, po drodze prawie tracąc wszystkie zęby. W korytarzu minęłam śpiącą Astrę. Wpadłam do pustej kuchni, doznając niemałego szoku. Pomieszczenie aż lśniło od czystości. Naczynia były pozmywane, blaty poprzecierane, a krzesła równo dosunięte do stolika. Na jedną, krótką chwile opanował mnie przyjemny spokój, który jednak szybko zniknął.

Dzieci nie było w domu, pomyślałam zrozpaczona. A potem dostrzegłam niewielką kartkę na krańcu stołu. Podeszłam do niej z duszą na ramieniu i zaczęłam czytać napisaną w pośpiechu notkę.

Posprzątałem i zabrałem dzieci z samego rana ze sobą, żebyś mogła odpocząć. Nocowałem na kanapie. Do 16:00 będziemy u mnie w biurze. Dołącz do nas, gdy już się lepiej poczujesz i uspokoisz. Zabiorę was gdzieś, weź sportowe ubrania.

Luke

Odetchnęłam, czując niewyobrażalną ulgę. Byłam też zażenowana swoim zachowaniem. Zupełnie zapomniałam, że muszę zająć się Aleciem i Holly. Która porządna matka zapominałaby o własnych dzieciach? Cieszyłam się jednak, że są cali zdrowi i bezpieczni. Lucas na pewno się nimi dobrze zajął.

Stałam jeszcze kilka minut bezczynnie na środku kuchni, gapiąc się w jeden punkt. Otrząsnęłam się z letargu i poczłapałam do ekspresu. Wyciągnęłam kubek, dostrzegając, że w szafce też jest poukładane. Włączyłam odpowiedni program, a maszyna wydała dźwięk i zaczęła nalewać kawę. Naczynie napełniło się czarnym płynem, rozprzestrzeniając intensywny zapach. Wzięłam napój i podreptałam z powrotem do sypialni.

Byłam wdzięczna Lucasowi za to, że zaopiekował się dzieciakami. Lubiły go i na pewno były przestraszone tym, co się wczoraj działo. Sama byłam roztrzęsiona, a co dopiero pięcioletnie i siedmioletnie dziecko.

Ciężkimi krokami wtoczyłam się po schodach i weszłam do mojej oazy spokoju. Odłożyłam kubek na biurko i od razu zaczęłam sprzątać jego blat. Powyrzucałam wszystkie niepotrzebne rzeczy i wytarłam powierzchne wilgotną chusteczką. Potem zaścieliłam też łóżko i pochowałam ubrania. W międzyczasie do pokoju wbiegła Astra, nieustannie machając ogonem.

Nasze Wszystkie Obietnice [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz