Część IIIb. 7.

109 2 15
                                    


Hope ocknęła się, słysząc odgłosy szamotaniny i rozmowy. Nie wiedziała, kiedy zasnęła, ale drzemka dobrze jej zrobiła. Czuła się nieco bardziej spokojna i wypoczęta. Kojąco, o dziwo, zadziałała na nią również obecność Teresy. Oznaczało to, że chłopcy wrócili i, jak mogła się domyślać, nie narobili zbyt wiele problemów.

Stała przez chwilę przy wejściu do dużego pomieszczenia, w którym zebrali się wszyscy razem z obiektem wyprawy chłopaków. Słuchając, podeszła bliżej Newta. Nie mogła nic poradzić na to, że to właśnie przy nim czuła się najbezpieczniej.

– I tak nie wejdziecie, czujniki...

– Wiem, oznaczyli nas. – Thomas podszedł do Teresy, kucając tuż przy jej krześle i skupiając na sobie całą jej uwagę. – Własność DRESZCZu. Z tym też nam pomożesz.

– Siadaj, Świeżyno. – Usłyszała słowa Newta i posłała mu delikatny uśmiech. Stanął tuż za nią, opierając się o oparcie, jednak gdy zobaczył, jak dziewczyna wyciąga rękę po skalpel, przeniósł się do przodu. Ruch zaalarmował dziewczynę. Spojrzała przed siebie, zauważając ciężarną koleżankę.

– Hope. – Automatycznie spuściła wzrok na jej brzuch, wracając w końcu do oczu.

– Tereso. – Skinęła jej głową, przełykając ślinę. Musiała znieść jej obecność. Poza tym miała do niej ważny interes. Pozostawała w pewnym stopniu na jej łasce.

– Bierzmy się do roboty – odparł pospiesznie Gally, przerywając te sztuczne powitania i jako pierwszy ruszając do przygotowanego miejsca ze stolikiem z niezbędnymi rzeczami. W pewnym momencie jednak zatrzymał się, przypominając sobie, że Teresa już w tym momencie dzierży niebezpieczne narzędzie. Poczekał, aż podejdzie i go wyminie; dopiero wtedy podążył dalej, uważnie ją obserwując.

***

– Trochę zaboli. – Uprzedziła Teresa, tuż przed tym, jak przejechała po skórze cienkim ostrzem. Hope odetchnęła powoli i głęboko, zaciskając dłoń na oparciu krzesła, na którym siedziała.

– Przechodziłam przez gorsze tortury – zauważyła, czując, jak dziewczyna wykonuje kolejne mało przyjemne ruchy w okolicy jej karku. Była przedostatnią osobą, której jeszcze nie usunięto czipu. Newt stał z boku i przyglądał się uważnie działaniom Zdrajczyni, nie chcąc pozwolić, aby wyrządziła jej jakąkolwiek krzywdę. Wciąż trzymał się za własny kark, przyciskając mały gazik. Lewą ręką. Nie uszło to uwadze Hope.

– Jak się czujesz? – zapytała w trakcie, nie przerywając ani na chwilę swoich działań.

– Będąc wśród przyjaciół? Fantastycznie. Brakuje mi tylko jednego, żeby latać ze szczęścia. – Dziewczyna zironizowała, próbując się nie ruszać. Usłyszała ciche westchnięcie Teresy.

– Nie chciałabyś wrócić do nas?

– Słucham?! – Krzyknęła głośniej, niż się spodziewała, zwracając na nie uwagę kilku obecnych osób. Wpadli do pomieszczenia, widząc, że dziewczyna stoi, patrząc złowrogo na ich „gościa". Krew sączyła się z rany, a Newt nie wiedział, jak zareagować. Nie był pewien, co wywołało u Hope taką reakcję. Dlatego tak jak reszta obserwował dalszy rozwój sytuacji.

– Chodzi mi o dziecko. Moglibyśmy mu zapewnić właściwy nadzór i opiekę.

– A później podłączyć pod masę kabli, żeby stymulować jego mózg od maleńkości? – Wyrzuciła z siebie cichym, lecz pełnym wściekłości głosem, kładąc dłoń na brzuchu. – Kuć kilka razy dziennie, kontrolować, tworzyć schematy, analizować impulsy i hodować tylko po to, żeby służył za źródło do pozyskiwania serum? – Głos jej zadrżał, a w oczach stanęły łzy. Usiadła na krześle, z powrotem opierając się. – Podziękuję. Wystarczy, że mi zafundowała już to własna matka.

Zawsze będę [Newt] 3 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz