𝓯 𝓸 𝓾 𝓻 𝓽 𝓮 𝓮 𝓷

218 7 1
                                    

Gdy zauważyłam zegar nagle zrobiło mi się chłodniej i tak jakby ciemniej przed oczami, przynajmniej tam myślałam dopóki nie zauważyłam że całe pomieszczenie stało się ciemniejsze.
Gdy szłam do Eddie'go było ciepło więc nie wiedziałam skąd ta nagła zmiana pogody i temperatury.
-Eddie? - wołam, nie podoba mi się to że brunet jeszcze do mnie nie wrócił ze szklanką wody bo chyba minęło już 20 minut.
Brak odpowiedzi.
Może nie słyszy mnie przez drzwi? 
-Eddie jesteś tam? - wołam wstając powoli z łóżka i wychodząc powoli z sypialni.
Gdy otwieram drzwi zamieram w miejscu i mam wrażenie ze jestem jakimś podróżnikiem w czasie.
Za drzwiami znajdowało się centrum Starcourt, takie jakie go zapamiętałam.
Kolorowe, pełne szyldów i ogłoszeń. Ale żadnych ludzi.
Czemu zastanawiam się nad wyglądem pomieszczenia gdy dosłownie się przeniosłam do innego miejsca za pomocą drzwi.
Dalej było chłodno.
-Dawno się nie widzieliśmy Alice, miło cię widzieć. - mówi znajomy głos.
Wędruje do miejsca z którego wydobywa się dźwięk.
Dobra albo mocno się naćpałam albo właśnie mój zmarły, powtarzam zmarły były przedemną stoi.
Billy.
Moje serce przeskoczyło tętno, on nie żyje. Widziałam jak umiera 5 metrów odemnie..
Źródło moich problemów przez te wszystkie lata, źródło mojej traumy i wszystkich możliwych zmartwień jakie mnie spotkały przez parę lat. Stoi metr przedemną.
-Nie tęskniłaś? - mówi wyciągając ręce do uścisku.
-Za kimś kto mnie niszczył psychicznie? Chyba oszalałeś. - mówiąc to oddaliłam się o krok.
Za to on się o krok przybliżył.
Niech się trzyma się z daleka.
-Nie przesadzaj - robi kwaśną minę i przysuwa się do uścisku.
-Odejdź. - mówię stanowczo.
Nie słucha, przytula mnie a ja próbuje wszystkiego by się uwolnić z tego cholernego snu i halucynacji.
-Zawsze dawałaś drugie szanse, Alice Thomson, nie zawsze słusznie ale co poradzę.
Wtedy zamarłam i miałam wrażenie że to już setny raz dzisiaj.
Wielka, ogromna wręcz ręka przebiegła moje plecy zostawiając po sobie gęsią skórkę.
Spojrzałam w górę i nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
To już nie był Billy. To był mężczyzna którego skóra składała się z jakiś żył, węży? Nie miałam pojęcia co to było ale się wiło w nieskończoność i było czerwone. 
Naprawdę przerażający widok.
Próbowałam się uwolnić z objęć potwora ale, nie mogłam, trzymał mnie tak mocno że ledwo oddychałam.
-Pilnuj swoich przyjaciół Thomson, przecież nie chcielibyśmy żeby cokolwiek im się stało prawda?
-WYPUŚĆ MNIE! - krzyczałam, kopałam, uderzałam. Robiłam wszystko co mogło mnie wyciągnąć z tej sytuacji.
-To nie koniec Alice. To. Wszystko. Wróciło.
Puszcza mnie, a ja nigdy tak szybko nie biegłam w całym moim życiu.

Siema,
Chciałam tylko powiedzieć że oryginalna wersja historii by się już skończyła w poprzednim rozdziale. Osiągnęła swój pierwotny cel czyli Alice i Eddie znowu razem, miłość zwyciężyła itd.
Ale wiem że byście mnie zabili, a ja bardzo lubię pisać tą historię więc pomęczymy się wszyscy razem jeszcze troszkę.
Also, ta opowieść na 100% skończy się do końca sierpnia.
(I'm sorry loves)

~wasza autorka

Why are you like that..? - Eddie MunsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz