rozdział 11.

113 3 11
                                    

Stałam przed dużym, oświetlonym lustrem i przyglądałam się swojemu odbiciu, zagryzając policzek od środka. Nie wyglądałam jak ja. Ani trochę siebie nie przypominałam. Od ostatniego razu byłam przekonana, że ta wersja mnie, która tak naprawdę nie istnieje, już nigdy nie wróci. Że już dawno udało mi się ją pogrzebać wraz z moją godnością, uczuciami i honorem. Musiałam ją jednak odkopać szybciej, niż myślałam.

- Gotowa? - Odezwała się jakaś blondynka, którą zauważyłam dopiero po chwili w odbiciu. Uśmiechała się do mnie tak, jak gdyby nigdy nic. Jakby wszystko było w zupełnym porządku i jakby ta sytuacja była najnormalniejsza w świecie. Tak po prostu.

Skinęłam jedynie głową, nie siląc się na żadną inną reakcję. Ostatni raz zerknęłam na siebie, po czym wstałam i razem z niewiele starszą ode mnie dziewczyną, ruszyłam w stronę drzwi, za którymi znajdował się parkiet.

Serce biło mi tak szybko, że miałam wrażenie, że zaraz wypadnie mi z klatki piersiowej. Cały czas przeszywały mnie nieprzyjemne dreszcze. Nim się obejrzałam, znalazłam się w samym centrum uwagi wszystkich mężczyzn znajdujących się na sali. Czułam ich obrzydliwe spojrzenia, które skanowały całe moje ciało.

- Oddychaj, oddychaj. - Powtarzałam sobie pod nosem. Nie mogłam dać po sobie poznać, że właśnie byłam na skraju całkowitego załamania, że uderzyła mnie fala wszystkich złych wspomnień, że czułam się obrzydliwie i miałam ochotę porzygać się na widok tego wszystkiego. Bo przecież to nie miało żadnego znaczenia, prawda?

Wzięłam ostatni głęboki oddech, po którym nałożyłam kolejną maskę z mojej pokaźnej kolekcji. Nie byłam jednak w stanie  nałożyć żadnej innej poza tą obojętności. Dziś musiałam uruchomić tryb przetrwania.

Złapałam dłońmi rurę, która znajdowała się przede mną i rozpoczęłam taniec. Skupiłam swój wzrok na reflektorach, które mnie oświetlały, by nie musieć patrzeć na te ohydne twarze, które stały zaledwie kilka metrów ode mnie.

Niech się dzieje, co chce.

~*~

- Lily? Lily! - Usłyszałam za sobą, jednak nie byłam w stanie odwrócić głowy. Pobiegłam prosto do łazienki, wpadłam do kabiny, gdzie szybko zamknęłam za sobą drzwi, a następnie osunęłam się po ścianie i ukryłam twarz w dłoniach, cała się przy tym trzęsąc.

Miałam już nigdy nie być Lily.

- Lily, jesteś tu? Otwórz! - Głos tej samej dziewczyny docierał do mnie bardzo wyraźnie. Zaczęła uderzać drzwi od pomieszczenia, w którym się znajdowałam, ja jednak nie miałam zamiaru reagować.

Nie wytrzymałam.

- Posłuchaj, wiem, że się nie znamy, ale siedzę już w tym długo. Początki bywają bardzo trudne. Ale przyzwyczaisz się. - Mówiła, próbując mnie chyba tym uspokoić.

Tyle, że to nie były moje początki.

Kiedyś to była moja codzienność. A potem nastała wolność, której końca się nie spodziewałam. A przynajmniej nie tak szybko

- Wszystko okej? - Spytała, gdy ja nie odpowiadałam.

- Amber, zostaw mnie proszę. - Wymamrotałam, ocierając łzy, próbując zabrzmieć w miarę normalnie. Nie miałam ochoty na rozmowy, tym bardziej z nią.

- Dasz sobie radę?

- Tak. Dzięki. - Odparłam. Po moich słowach nastąpiła kilkunastosekundowa cisza, a następnie usłyszałam, jak dziewczyna opuszcza pomieszczenie. Odetchnęłam z ulgą, odchylając głowę do tyłu i wypuszczając powietrze z płuc.

The Night We MetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz