rozdział 13.

88 5 2
                                    

Przemierzałam żwawym krokiem opuszczoną ulicę Nowego Jorku, która należała tu do mniejszości, bowiem w tej jego części dzień niczym nie różnił się od nocy, trudno było przecisnąć się przez tłumy, które wypełniały alejki wśród drapaczy chmur i nowoczesnych biurowców. Tu to miasto żyło cały czas.

Do moich uszu docierał stłumiony dźwięk przejeżdżających aut i tętniącego życia dochodzący z ulicy, z której chwilę temu zboczyłam oraz stukot obcasów uderzających o beton.

Gdy byłam już blisko miejsca, który był moim celem, zwolniłam. Po chwili zatrzymałam się i sięgnęłam po telefon do torebki. Pięć minut do północy. Miałam jeszcze chwilę, więc oparłam się o ścianę budynku, który był tuż za mną, tak, żebym miała dobrą widoczność i jednocześnie nie została przez nikogo zauważona i odetchnęłam ciężko, ponieważ szłam tak szybko, że zdążyłam się naprawdę zmęczyć. Nagle do moich uszu dotarł głośny dźwięk powiadomienia, informujący o przychodzącej wiadomości.

- Jasna cholera. - Mruknęłam pod nosem i pośpiesznie znów wyjęłam komórkę, by ją wyciszyć, po czym zerknęłam na wyświetlacz.

Tyler: Daj znać, gdy tylko czegoś się dowiesz.

Odpisałam krótko, po czym z powrotem schowałam urządzenie.

Upłynęło ponad dwa tygodnie odkąd pierwszy i ostatni raz widziałam Jima. Gdy znów pojawiłam się w klubie w weekend, nie zastałam go. Postanowiłam więc delikatnie o niego wypytać, ponieważ musiałam w końcu z nim porozmawiać. W sobotę po pracy wyskoczyłam z Izzy na drinka, co swoją drogą stało się już naszą małą tradycją i zaczęłam swoje małe przesłuchanie.

- Ten koleś zza baru, Jim. - Zaczęłam.

- No, co z nim?

- Często tu bywa? - Spytałam, ponieważ wiedziałam, że dziewczyna spędzała tu znacznie więcej czasu ode mnie.

- Dosyć. Zazwyczaj pracuje w tygodniu. Jest praktycznie codziennie. - Odparła, odstawiając na stół szklankę w połowie wypełnioną martini.

- Mhm. - Mruknęłam. - Przystojny, co? - Zagadałam.

- Nie w moim typie. - Odpowiedziała, a na jej ustach zaczął malować się delikatny uśmiech. - A co, spodobał ci się?

- Nie. - Zaśmiałam się nerwowo. - Tak pytam. - Spuściłam wzrok na napój, który stał tuż przede mną, udając zmieszaną. Dobrze mi szło.

- Jasne. - Brunetka parsknęła, ja jednak zignorowałam to i sprawnie zmieniłam temat naszej rozmowy.

Wychodząc po spotkaniu, zerknęłam jeszcze raz na drzwi wejściowe, by upewnić się, że klub w tygodniu jest czynny do północy, po czym ruszyłam w stronę domu, obmyślając plan działania.

A teraz stałam właśnie na tyłach budynku, w którym znajdował się The Hell Club. To było jedyne miejsce wokół klubu, w którym nie było kamer. Dochodziła dwunasta, co oznaczało, że zbliżała się godzina zamknięcia. W uszach słyszałam, jak dudni mi serce i próbowałam zapanować nad rozregulowanym oddechem. Prawdę mówiąc nie miałam stuprocentowej pewności, że dziś go tu zastanę. Ale była środa, Izzy dziś na pewno tu nie było, Paul jak co tydzień wyjechał "załatwiać sprawy", jak to miał w zwyczaju mówić, było mało ludzi, jak na środek tygodnia przystało, więc miałam dość dobre warunki, by zakraść się tu od tyłu i skonfrontować z Jimem.

Na ekranie mojego telefonu pojawiły się cztery zera, co oznaczało, że Jim w każdej chwili może się tu zjawić. Moje serce przyśpieszyło, choć nie wiedziałam, że było to w ogóle jeszcze możliwe. Nie wiem ile tak stałam, skubiąc skórki przy paznokciach, tupiąc zniecierpliwiona nogą i rozglądając się nerwowo na boki, ale gdy usłyszałam jakiś hałas, przestałam się ruszać.

The Night We MetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz