Rozdział 3 - Marzenia, Trening, Sen

54 5 0
                                    

Pov.Mal

Luke poprowadził mnie za rękę w stronę znanych mi już domków. Opowiadał o nich, jednak ja go nie słuchałam ,tylko walczyłam z wewnętrzną siłą i chęcią, rzucenia się na niego i pocałowania. Był jednocześnie tak blisko, a tak daleko. Walka z tym sprawiała mi ból psychiczny i... fizyczny, moje serce bolało i to dosłownie. Czułam jak niewidzialne, malutkie sztyleciki z moją miłością do niego wbijają się i sprawiały, że krwawię i zalewając mój organizm. Jednak minimalne ukojenie sprawiało mi to, że trzyma mnie za rękę. To mnie chodź trochę uspokajało i dawało świadomość, że to nie jest sen, tylko rzeczywistość. Naprawdę znowu byliśmy razem, może nie w taki sposób jaki chciałam, ale był obok mnie blisko. Spojrzałam na jego twarz, na usta, nos i na oczy. Jego oczy był pełne nasyconego koloru burzowego nieba, jego blizna idealnie z nimi kontrastowała. Gdy doszliśmy do plaży syn Hermesa zatrzymał się. Spojrzałam na słońce, które sunęło się leniwie w stronę horyzontu, by zniknąć za jeziorem. Przymknełam oczy, delikatnie oparłam czoło o jego rękę, pozowoliłam by mój umysł pokazał mi to czego najbardziej pragnełam, czego chciałam. Choć jako heros, nie powinnam marzyć, herosi nie powinni marzyć, ani odcinać się od rzeczywistości. To może być dla nich niebezpieczene, zwłaszcza gdy są poza obozem. Na chwile chciałam zapomnieć o byciu nim, chodź na kilka sekund,  nie mogło się przecież nic złego wydarzyć, jeżeli pozwole ponieś się swoim myślą. Skupiłam się na tym co chciałam zobaczyć, na tym czego najbardziej pragnełam. Po chwili otworzyłam oczy mojej wyobraźni. Był to widok z trzeciej osoby, stałam na zielonym świerzo przyciętym trawniku w ogrodzie. Obok stał mały biały domek, najzwyklejszy dom jednorodzinny. Przez drzwi prowadzące na ogród wybiegła mała ok.4 letnia dziewczynka, miała długie blond włosy i szare oczy, ubrana była w letnią sukienke z motywami sztyletów, na nogach miała klapki basenowe. W drzwiach prowadzących na taras stała dwójka ludzi, kobieta i mężczyna. Tymi ludźmi byliśmy my ja i Luke, chciałam z nim założyć rodzinę, być szcześliwą matką i żoną. Chciałam tylko jego, spedzania z nim czasu, czy wynagałam od życia tak dużo? Po chwili postanowiłam jednak powrócić do rzeczywistości, ta wizja przyszłości się nie uda jeśli on mnie nie pokocha. Musimy znowu być razem, musiałam być znowu jego. Spojrzałam na niego, otuliłam ręcę wokół jego ręki silnie. Mogłam zrobić wszystko, byle znów był ze mną, by znów mnie pokochał.

- Pewnie musisz być zmęczona, dojście tu napewno zajeło Ci sporo czasu - powiedział kładąc rękę na moim policzku.

- Tak, jestem badzo zmęczona - powiedziałam z uśmiechem wpatrując się w jego oczy, kłamałam nie byłam zmęczona tylko szczęśliwa.

Zaśmiał się.

- Próbujesz okłamać syna Boga złodzieji? Wyczuwa to, że mówisz kłamastwa. - powiedział. - Nie radzę byś więcej to robiła, w każdej chwil mogę to wykorzystać przeciwko tobie, księżniczki - dodał.

Nie zwracałam zbytnio uwagi to co mówił, jego głos był uspokojeniem dla moich nerwów i mózgu. Był zupełnie jak ręce pociagajce za linki marionetki. Mógł za pomocą jednego mocniejszego szarpnięcia oderwać mi rękę, a ja przywiązałabym linkę do innej części, którą mógłby kontrolować.

- Może pójdziemy na arenę? - zasugerowałam.

- Z checią zobaczę co potrafisz - powiedział.

Poszliśmy wspólnie w stronę areny. Wygladała tak jak ją zapamiatałam, przypomniała trochę rzymskiego koloseum, tylko z niższymi ścianami. Pod jedną z nich stał stojak z różnorakimi brońmi : nożami, sztyletami, mieczami, włóczniami. Niedaleko nich stały manekiny, stanęłam na piaszczystym podłoży, tak jak zawsze. Ugiełam nogi, uniosłam miecz na wysokści twarzy by móc się osłonić i zaatakować. Ustawił się naprzeciwko mnie w tej samej pozycji, szybkim ruchem ostrze jego miecz znalzło się niebezpiecznie blisko mojego brzuchu, odparłam je kataną uderzając w płaz jego miecza. Podeszłam bliżej, wolałam walczyć blisko miałam wtedy lepszy zasięg i postawę. Zaatakowałam z przodu szybkim atakiem, odparł go szybko. Nasze ciosy się wymieniały raz on atakował a raz ja, strzęki i zgrzyty wydobywające się z spotkań naszych broń odbijałam się echem. W pewnej chwili zrobiłam zły ruch, moja katana wyleciała mi z ręki, rzuciłam się w jej kierunku. Złapałam ją i wstałam, wtedy poczułam coś lodowatego przy gardle, spojrzałam w dół był to ostrze jego miecza. Przysunoł je bliżej mojej skóry, a ja cofnęłam się spotykając się moim plecami z jego klatką. Obrócił go płazem do mojej szyi i jego oddech na czubku swojej głowy, uderzył głowicą w tą samą część mojej katany, która mi wyleciała. Złapał wolnymi rekami moje nadgartski i zarzucił je do tyłu oplatajac nimi swoją szyje, oparłam się o jego ramię.

- Całkiem nieźle księżczniko - szepnoł, puszczjąc moje nadgartski i odsuwjąc miecz od mojej szyi, chowając go do pochwy.

Schyliłam się biorąc do ręki katane. Zachwiałam się, może jednak pół miski płatków i ostry trening nie są dobrym połączeniem. Schowałam katanę do paska, tym razem zakręciło mi się w głowię straciłam równowagę, instynktownie zamknełam oczy, szykując się na spotkanie 3 stopnia z ziemią, godzinne mycie głowy a i tak nie pozbędziesz się całego piasku. Jednak zamiast spotkać się z podłożę spotkałam się z jego klatką, a pod moimi rekami trzymały mnie jego. Był to silny męski uścisk, który mógłby zdusić Ci tchwice, jeśli spotka się z twoją szyją.

- Wszystko dobrze? - spytał.

- Tak, tylko potrzebuje odpoczynku i jedzenia - powiedziłam, zdmuchując z mojej twarzy kosmyki włosów.

Syn Hermesa pomógł mi ustać jednak, mój wycięńczony organizm postanowił znowu dać mi sygnał : ,,Masz za mało siły, jesteś głodna, nie dam Ci ustać nawet chwilu dłużej ". To pewnie była łagodniejsza wersja mojego żołądka, który wyslał pewnw coś w styl :,, ZEŻRYJ COŚ, ALBO ZDECHNIESZ". Znowu straciłam równowaga, lecąc na Luke. Widocznie poirytowany sygnałami mojego ciała, lub niechęcia bycia moja poduszką wzioł mnie na ręce. Oplotłam ręcę wokó jego szyi, zaniósł mnie w stronę domku nr. 11. Domek boga złodzeji wyglądał jak zwyczajny domek letniskowy z brązowymi ścianami, nie wyróżniał się czymś niezwykłym, no może poza kadeceuszem, który wisiał nad drzwiami Pchnoł mocnym ruchem ręki drzwi, wszedł do środka zamykając je. Środek wyglądał jak wielkie pole namiotowe, na każdym centymetrze domku Hermesa leżały materace, śpiwory a pod ścianą łóżka. Poza tym był tu też syf jak w autobusie po wycieczce szkolnej, wszędzie leżały puste puszki, paczki po chipsach. Przeszedł w stronę bardziej orgniętej części pod ścianą naprzeciwko drzwi wejściowych, pod nią leżało największe z łóżek, dwuoobowe z szarą pościelą i kołdrą. Obok stała szafka nocna, na której leżało pudełko na buty. Pochylił się nad łóżkiem kładąc mnie na nim z największą ostrożnością jakbym była płatkiem róży. Odszedł w strony drzwi, których wcześniej nie zauważyłam, wszedł do nich. Nagle usłyszałam trzepot, dobiegający z pudełka, usiadłam na materacu i spojrzałam na nie, poczołgałam się bliżej niego. Złapałam za wieczko, jednak po chwili odsunęłam rękę. Nie chciałam ruszać nie swoim rzeczy, drugiej strony to nie był typowy dźwięk dla jakiej kolwiek pary butów, czy dla tenisówke, adidasów czy klaplek. Złapałam za wieczko i je otworzyłam. Moim oczom ukazały się białe latające trampki. Gdy tylko buty skapneły się, że są wolne uniosły się do góry i zaczeły szukać wyjścia. Zeszłam z łóżka pomimo osłabienia i zaczęłam je gonić jak jakaś wariatka. W tej samej chwili zza tajemniczych drzwi wyszedł Luke z ciepłą pizza, gdy tylko spotrzegł mnie jak usilnie próbuje złapać buty, na jego twarzy pojawił się rozbawiony uśmiech. Odłożył pudełko z pizza na łóżka, podszedł do mnie złapał buty w dwa palce i zaciągnoł je do pudełka i znowu zamknoł.

- Nie chciałam Ci grzebać po rzeczach ja poprostu.. -  zaczełam zmieszczana.

- Byłaś ciekawa? - spytał.

- Tak - odpowiedziała.

- To nic złego, ciekawość jest normalną rzeczą. Poza tym jest też pierwszym stopniem do piekła - powiedział - a teraz chodź i zjedz bo zaraz będę musiał Cię nieść do dzieci Apollo - dodał znowu biorąc mnie na ręce.

Odstawił mnie na łóżko, pochłonełam pizze, brudząc mu cała pościel. Podszedł do mnie z białym kubkiem, złapał za uszko i wypiłam cała jego zawartość.

- Śpi smacznie, Vatore - wyszeptał.

A ja bezwładnie poleciałam na mój lewy bok, zamykając natychmiast zmęczone oczy.

𝐎𝐁𝐒𝐒𝐄𝐒𝐈𝐎𝐍 ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz