Rozdział 7 - operacja

29 2 0
                                    


Pov. Mal

Przez chwilę nic się nie działo, jego usta ani drgnęły. To znaczyło jedno przegrałam. Poczułam, jak po moich policzkach płyną łzy. Po chwili jednak poczułam ciepło na moich ustach, a na moim prawym policzku poczułam jego dłoń. Moje serce przyspieszało coraz bardziej z każdą sekundą, moje ręce powędrowały na jego plecy i je oplotły. Wreszcie moje zmartwienie dobiegły końca, a ja mogłam być szczęśliwa z nim. Usłyszałam ciche skrzypnięcie drzwi, z niechęcią odsunęłam się od syna Hermesa. W drzwiach stał Liam z skrzyżowanymi rękami na klatce piersiowej. Luke położył rękę na moim policzku i mnie delikatnie pogłaskał.

- Widzę, że nieźle się bawicie - powiedział sarkastycznie syn Afrodyty, wchodzą do sali.

Podszedł bliżej nas i spojrzał z nienawiścią na syna boga złodzieji. Widziałam w jego oczach gniew, nienawiść, ale też... zazdrość? Złapał Luke za skrawek koszuli i odciągnął go odemnie. Czarnowłosy odwrócił go w swoją stronę i rzucił się na drugiego z pięścią. Blondyn złapał go za rękę i zaczoł ją wykręcać, zmuszając drugiego do klnęknięcia, uderzył go płazem miecza w kark. Liam upadł, ale szybko się podniósł i wyrwał przyłożył mu miecz do szyi, Luke wyciągnoł swój i szybko uderzył, powodując nieprzyjęmny strzęk metali. Uderzył w zaciśniętą pięścią w serce syna Hermesa, ten się zachwiał. Po chwili upadła, a ja usłyszałam ciche strzek. Wstałam z łóżka i podbiegłam do Luke, miał przyspieszony oddech.

- Luke błagam, powiedz mi co się dzieje - powiedziałam, a po moich policzkach spłyneły łzy. Położyłam jego głowę na moich kolanach i zaczełam delilatnie głaskać. - DEBILU MOGŁEŚ GO ZABIĆ!! - wrzasnęłam, wymijąc katane i rzucając w Liama, syn Afrodyty zrobił unik i wybiegł z sali. - Nie zostawij mnie, błagam. Bez Ciebie moje życie nie ma sensu - wyznałam.

Syn Hermesa wzioł moją rękę, włożył ją pod swoją koszulke i położył na sercu. Poczułam delikatną linię skóry, która była inna niż jego skóra. Zdjełam mu koszulke, moje palce leżały na poziomej bliźnie mającej ok. 8 cm. Przez moją głowę przelatywały wszystko co wiedziałam i pamiętałam z lekcji z biologi o sercu. Przez moją głowę przelatywały wszystko co wiedziałam i pamiętałam z lekcji z biologi o sercu. Wziełam go na ręcę i bez namysłu zaczełam szukać sali opercyjnej. Pomimo, że nie byłam lekarzem musiała go ratować. Bez niego mojego życie nie miałoby sensu. Wpadłam do sali i ją zabarykadowałam łóżkiem, położyłam go na stole. Nałożyłam mu na nos i usta maskę z narkozą.

- Oddychaj spokojnie i powoli - powiedziałam drżacym głosem.

W tym samym czasie założyłam fartuch i przysunełam bliżej siebie stół z narzędziami chirurgicznymi. Na metalu leżały skalpery, wiertła i wiele narzędzi potrzebnych do operacji. Zdjełam mu koszulkę, wziełam jodyne, delikatnie posmarowałam nią serce, jego okolice i cała klatkę. Założyłm na nos maseczkę i zrobiłam nacięcie. Ja pierdole co ja robiłam, nie byłam lekarzem, chirurgiem. Może ja nie powinnam tego robić jeszcze mu zaszkodzę albo go zabije. Nie Mal, nie możesz tak myśleć, jesteś jego jedyną nadzieją. Tylko ty go możesz uratować. Byłam odpowiedzialna za jego życie, nie mogłam go zawieść, nie teraz, gdy najbardziej mnie potrzebował. Zrobiłam głębokie, szerokie nacięcie na środku mostka, wziełam drzwi klamry i otoworzyłam nimi jego żebra. Moim oczą ukazały się płuca, tchawica i najważniejszy organ serce. Na, którym był przyczepiony wgnieciony rozrusznik. Wziełam skalper i delikatnie zaczynałam go usuwać z jego serca, odstrzawiłam go do metalowej miski przypominającej kształem ludzką nerkę. Usłyszałam piski, jego tętno, akcja serca i oddech stawały się coraz słabsze. Po chwili usłyszałam głośne pipczenie. Cholera nie, on nie mógł umrzeć, objełam jego serce jedną reką i zaczełam delikatnie uciskająć prowadząc do jego stymulacji. Robiłam enerrgiczne uściki patrzyłam z niepokojem na aparature. Wiedziałam, że trwałe uszodzenia mózgu zaczynają następować po 3-4 minutach, ja nie mogła na to pozwolić. Zwiększyłam przepływ płynów w kroplówce, którą wcześniej potpiełam do wenflonu.

- Luke błagam Cię! - wrzasnęłam. - Nie zostawiaj mnie kocham Cię! - dodałam, dalej uciskając jedną reką serce, wziełam do lewej ręki mała strzykawkę z adrenaliną.

Wbiłam ją w jego serce, nacisneła mocno tłok. Po chwili włączyłam rozrusznik, który sam zaczoł stymulować serce. Spojrzałam błagalnym wzrokiem na aparature, przestałam pipczeć. Usłyszałam ciche bicie serca, cyfry na monitorze zaczeły się podnosić w górę. Uśmiechnąłam się lekko do siebie. Wziełam klamry i zamknełam jego klatke, zszyłam miejsce nacięcia skóry. Położyłam rękę na środku jego klatki, by na pewno upewnić się czy żyje. Woliłam mieć pewność ludzkiego mózgu i czucia nie da się tak łatwo oszukać jak komputera. Udało mi się, zdejłam rękawiczki, maseczkę i fartuch. Wyrzuciłam wszystko do kosza. Odsunełam od drzwi łóżko. Było to trochę dziwne, że żaden pracownik szpitala nie zwrócił uwgai na brak pacjent, zabarykadowane drzwi od sali zabiegowej i młodą dziewczynę w fartuchu lekarski. Może jakiś bóg miał nademną opiekę? Dobre Mal. Bogowie Ci już dawno pokazali, że mają Cię w dupie a zwłaszcza Posejdon. Nie powinnam w to wierzyć, w dobroć bogów. Oni nie znają ludzkich uczuć, są nieśmiertelnymi bogami, nie muszą się przejmować śmiercią, tym czy osoba, którą kochają też ich kocha. Mogą rozkochać w sobie każdego kogo zechcą. W dniu w którym przekroczyłam Obóz Herosów, słowo sprawiedliwość przestało istnieć, w tę pamiętną noc wszystko się zmieniło. Życier herosa było kierowane przez los, przypadek, przepowiednie. Nie mieliśmy nad nim władzy, byliśmy pionkami w grze bogów, tylko zbuntowani przestawali nimi być i schodzili na ścieżke zemsty i zła. Wpadali w pułapki ciemności, zła, kłamstwa, lub miłości. Chodź miłość była najniebezpiczniejsza z nich wszystkich, mogłeś zawsze się odciąć i myśleć o tej jednej osobie i robić dla niej wszystko. Gdyby Luke powiedział, że mam skoczyć w ogień zrobiłambym to bez wachania. Moje życie nie jest ważne, jeżeli bym była zmuszona powtórzyłabym tą operację i wykonywałabym ją do wyczerpania. Moja śmierć przestała być dla mnie czymś strasznym, bardziej niż swojej śmierci bałabym się jego. Gdyby Luke umarł, załamałabym się, powiesiła zrzuciałabym się do Tartaru. Byłaby to moja wina, bo nie potrafiłam go ochronić. Do moich oczu napłynęły łzy. Wziełam go na ręcę położyłam na łóżku. Przewiozłam go do sali pooperacyjnej, potpieła mu kroplówkę do wenflonu. Uklękłam przy jego łóżku i złapałam go za rękę, spuściłam głowę.

- Zrobię dla Ciebie wszystko co tylko rozkarzesz. Chce być Ci posłuszna, oddam moje nędzne życie dla Ciebie. - powiedziałam. - Chce być twoją marionetką, którą możesz zniszczyć, bo bez Ciebie jestem nikim - wyznałam.

𝐎𝐁𝐒𝐒𝐄𝐒𝐈𝐎𝐍 ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz