Epiolog

49 4 0
                                    

Pov. Mal

Otworzyłam powieki, nie czułam na szyi żadnego ucisku. Uniosłam się do góry, podpierając głowę, co było błędem, szybko z powrotem upadłam na moje plecy. Moje ręce i nogi były wolne, leżałam na boku przykryta ciepła puchową kołdrą. Do pokoju wszedł Luke w bokserkach z szklanką wody.

- Dobrze, że się obudziłaś księżniczko - powiedział podając mi szklankę, wzięłam ją do ręki i zaczęłam szybko pić jej zawartość. - spokojnie bo się jeszcze zachłyśniesz. - zaśmiał się siadając obok mnie i obejmując mnie ramieniem. - Masz jakieś marzenie? - spytał, patrząc mi w oczy.

- Zostać twoją żona, matką naszych dzieci. Zamieszkać z tobą w małym drewnianym domku nad morzem z ogrodem, dożyć spokojnej starości u twojego boku, umrzeć w spokojnym zacisznym miejscu razem. Chciałabym mieć chłopczyka i córeczkę, Malcolma i Loren. Chyba to wszystko - powiedziałam rozmarzona.

- Możemy wziąć ślub teraz tutaj. Nie potrzebujemy, żadnego urzędnika. Ślub jest dla osób czujących do siebie uczucie, a nie dla jakiegoś bezwartościowego papierka. Bierze się go z miłości, uczucia, które znajduje się między dwojgiem ludzi. - powiedział z uśmiechem i wstał, wyszedł.

Podszedłam do okna i przez nie wyjrzałam na ulicę. Byłam szczęśliwa, teraz jestem najszczęśliwszą kobietą na całym świecie. W końcu moje wszystkie kłopoty się skończą. Spojrzałam na moje odbicie w lustrze, widziałam na mojej szyi odbite ślady po skórzanym pasku. Teraz mogłam się już odciąć od demonów przeszłości i rozpocząć nowe życie z Luke'iem. Tylko my, bez bogów, potworów, innych herosów, misji teraz byliśmy my, ja i on. Dalej nie rozumiałam dlaczego wszyscy widzieli w nim potwora, on tak naprawdę jest wspaniałym mężczyzną, ciepłym, miłym, czułym, który jako jedyny mnie rozumie i nie ocenia mnie po moich wyborach. Każdy inny mnie ocenia moja matka, Ares, Posejdon, Hermes każdy, nikt nie stara się zrozumieć, że poza dobre i złem jest jeszcze jedna ścieżka pomiędzy: miłość. Miłość nie jest ani dobra ani zła, jest neutralna wszystko zależy jak się nią pokieruje można ją używać do złych celów, wykorzystywać innych bezbronnych ludzi tak by robił to co my im każemy, albo może być dobra jeśli dzięki niej kogoś uszczęśliwiamy. W moim życiu pojawiła się tylko ta dobra, która dzielę z Luke'iem jesteśmy po prostu dwójką zakochanych w sobie herosów, którzy ignorują los, mojry i postanawiając się im zbuntować. Bogowie nie są istotami potrafiącymi kochać, no dobra poza Aresem, co dalej jest trochę dziwne. Nie spodziewałam się po nim tego, jest brutalny, mściwy, chętny rzezi i rozlewu krwi, może i większość kobiet leci na mięśnie, to raczej szybko by zrezygnowały widząc jaki ma paskudny charakter, ale zawsze znajduje się jedna jednostka, która postąpi inaczej i potwierdza regułę. Inne kobiety uciekły, a ona została, nie wiem jak, ale jakimś cudem go pokochała, a on ją. Co dalej jest mi trudno zrozumieć, to nie miało kompletnie żadnego sensu ich miłość, to nie powinno istnieć, ale poza nim każdy z bogów ma totalną znieczulicę na wszystko. Po chwili usłyszałam skrzypienie drzwi, odwróciłam się wciąż byłam naga. Syn Hermesa podszedł do mnie trzymał w ręku małe pudełeczko, w którym były dwie obrączki ślubne. Usiedliśmy na skraju łóżka, odłożył je i wyciągnął telefon.

- Kto z nas zaczyna? - spytałam spoglądając na artykuł o wręcz krzyczącym nagłówku: PRZYSIĘGA MAŁŻEŃSKA pod, którym była treść artykułu i najważniejsze przysięga.

- Możesz ty, kobiety zawsze mają pierwszeństwo - powiedział, podając mi telefon, jednak ja go odłożyłam.

Pamiętałam przysięga małżeńską jeszcze z mojego snu o naszym ślubie, może odbiegał od tego co teraz robiliśmy, ale najważniejsze jest to by słowa były szczere, a nie drogie wesele.

- Ja Maleficienta Arisa Vatore biorę Ciebie Luke'u Castellan za męża i ślubuję Ci: miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci. - powiedziałam patrząc mu w oczy i trzymając za rękę, nasuwając mu na palec pierścionek, do moich oczu napłynęły łzy, była to najcudowniejsza chwilą w moim życiu.

- Ja Luke Castellan biorę Ciebie Maleficiento Ariso Vatore za żonę i ślubuję Ci: miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci - powiedział również patrząc mi w oczy, nasuwając mi pierścionek.

Przysunęłam się bliżej by połączyć nasze usta w pocałunek. Jednak Luke się odsunął, nie rozumiałam tego, dlaczego to zrobił, spojrzałam na niego szukając wyjaśnień w jego zachowaniu. Najpierw sam poleciał po obrączki, a teraz nie chciał ziścić naszego ślubu pocałunkiem. Po moim policzku zleciała łza, podszedł i mi ją otarł. Pocałował mnie czule i delikatnie, otuliłam ręce wokół jego szyi.

- Dlaczego się odsunąłeś? - spytałam.

- Chciałem zobaczyć twoje łzy. Nie wiem dlaczego, ale lubię Cię widzę gdy płaczesz. Sprawia mi to satysfakację, tak samo gdy czujesz ból, obojętnie czy fizyczny czy psychiczny. To jest cudowne uczucie gdy widzę Cię w takim stanie. Lubię Cię widzieć w ranach, lubi Ci zadawać ból, lubię jak widzę strach w twoich oczach. Kocham to, uwielbiam - odpowiedział z uśmiechem, nachylając się nade mną - muszę to zrobić, to jest silniejszej ode mnie. Za bardzo to lubię - wziął mój nadgarstek.

Tw: zadawanie bólu

Trzymał go mocno. Nie miałam bladego pojęcia co chciał zrobić, wyprostował moja rękę i zaczął sunąć po niej palcami dokładnie dotykając mojej każdej żyły. Wyjął z paska miecz i przejechał nim szybko po moje ręce, rozcinając warstwy skóry, przejeżdżał tak kilka razy i mocniej dopóki nie doprowadził do powstania na tyle głębokie cięcia, że na biała kołdrę zaczęła lać się krew brudząc ja. Spojrzałam na jego twarz, patrzył na to z fascynacją i podnieceniem. Usta miał wykrzywiony w uśmiech, patrzył na moją rękę i obserwował jak krwawię. Patrzył na to taki wzrokiem jak malarz na swoje nowe arcydzieło. On był malarzem, moja ręka był płótnem, miecz pędzlem, a moja rana arcydziełem. Był cały napięty, włożył druga wolno rękę do swoich spodni i bokserek wciąż patrząc na moją krwawiąca ranę. Czułam jak blednę, słyszałam jego ciche jęki i stęknięcia, po jakiejś minucie zakończył swoją zabawę.

Koniec: Tw

Wziął mnie na ręce i zaniósł do łazienki, włożył moja rękę pod wodę, a ona mnie uleczyła.

- Idź do sypialni, ja zaraz przyjdę - powiedział, poszłam do sypialni i siedziałam.

Położyłam się na łóżku i zaczęłam o tym wszystkim myśleć, jego zachowanie było dziwne, bardzo dziwne. Po chwili wrócił i usiadł obok mnie czule mnie okrył.

- To koniec Mal. Nasza miłość nie ma tu sensu, tu nikt nas nie rozumie. Za jakąś minutę umrzesz, to nie była zwykła woda. Rozpuściłem w niej cyjanek potasu, trującą substancje, które w połączeniu z twoim kwasem żołądkowym stworzyła cyjanowodór. Nie musisz się niczego bać księżniczko, umrzesz, ale ja będę tuż za tobą. - powiedział z uśmiechem spokojnym tonem, wyciągnał linę alpinistyczny - to mam dla siebie, dzięki temu już zawsze będzie razem. A teraz dobranoc Mal. Do zobaczenia w Hadesie moja mała księżniczko - dodał i pocałował mnie.

Za nim to wszystko do mnie dotarło, zamknęłam oczy. To był już koniec. Moje życie dobiegło końca, zakończyło się na dobre. Jednak teraz pozostawało jedno ważne pytanie : Co się stanie dalej?

𝐎𝐁𝐒𝐒𝐄𝐒𝐈𝐎𝐍 ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz