ii

101 16 0
                                    

Było z nim źle, nawet bardzo źle. Nie słyszał już niczego poza szumem w głowie, a jego wizja powoli zachodziła mgłą. Odwadniał się, a od udaru słonecznego dzielił go tylko krok. Może znowu spotka wtedy mamę? Może tym razem zabierze go już na zawsze?
Widział nad głową szybujące ptaki, które zapewne tylko czekały, aż będą mogły dobrać się do jego mięsa. Wygięty w takiej pozycji nie miał szansy położenia się, więc jedynie zwisał bezwładnie opierając głowę o maszt.

Zobaczył nagle przed sobą zarys czyjejś sylwetki. Chciał spojrzeć wyżej, by dostrzec jego twarz, ale opadał z sił. Poczuł jak coś rozcina jego liny, a ręce opadają mu wzdłuż ciała, by chwilę potem cały zachwiał się i trafił na drewnianą podłogę. Wtedy nachyliła się nad nim twarz o ostrych rysach i wielu bliznach.

- Wężownik- mamrotał.

- Wstawaj.

- Ty nie istniejesz- mówił jak w manii.- Jesteś tylko legendą.

- Tak ci wmawiali? To myśl tak dalej, skoro uważasz, że nawet twoje oczy mogą kłamać.

Nie odpowiedział jednak, stracił kontakt z rzeczywistością kiedy ciągnięto go przez cały środek pokładu.

Zbudził się kilka godzin później, gdy na zewnątrz zrobiło się ciemniej, a powietrze nieco schłodziło. Znowu był sam, ale tym razem w małym pokoju z przybitą do ściany pryczą pokrytą słomą. W kącie znajdował się kufer, ale do niego postanowił nie zaglądać. Westchnął przeciągle, a potem przełknął z trudem czując suchość w gardle. Wtedy też dostrzegł stojące przy łóżku wiaderko wody. Rzucił się na kolana, a gdy po spróbowaniu okazała się słodka, wlał w siebie co najmniej połowę. Oparł się wtedy plecami o ścianę i wytarł zmoczone usta dłonią, która potem wplątał we włosy uwilgatniając ich kosmyki.

To zdecydowanie przywrociło go do życia.

Usłyszał też pod drzwiami obce głosy.

- Kazał go przyprowadzić.

- Powinien zdechnąć przy tym maszcie. Rekiny miałyby co jeść.

- Sprzeciw się mu, a...

- Przecież wiem- przyznał z niezadowoleniem jeden z rozmówców.- Ale gdyby to ode mnie zależało to...

- Ale nie zależy- przypomniał mu.- Rób co kazał i tyle.

- Dlaczego w ogóle dał mu żyć?

- Tego nie wiem- przyznał.- I pewnie się nie dowiem.

Wtedy jeden z nich złapał za klamkę jego drzwi, więc rzucił się ponownie na łóżko dla niepoznaki. Udał, że budzi się dopiero gdy weszli do środka.

- Czyli żyjesz- szydził jeden.

Drugi z rozmówców; osiłek, który wcześniej skalał jego twarz spojrzał na niego z obrzydzeniem.

- Idziemy do kapitana, chce z tobą mówić.

Wooyoung nie miał nic do gadania. Posłusznie, choć z niechęcią wstał i podążył za mężczyznami. Szli zacienionymi korytarzami, tylko gdzieniegdzie przez owalne okna wpadały ostatnie promienie czerwonego słońca. Ich obcasy stukały dźwięcznie o twarde drewno, Wooyoung został swoich pozbawiony we śnie. Niech to, najdroższa rzecz jaką posiadał.

Zostawiono go pod dużym pomieszczeniem o grawerowanych drzwiach wcześniej wiążąc mu ręce w nadgarstkach. Świetnie, teraz nawet nie miał jak zapukać. Wszyscy utrudniali mu tu życie jak tylko mogli. Rozejrzał się wokoło, licząc na to, że ktoś się zjawi, ale nie. Był zdany sam na siebie.

Dmuchnął sobie na nos, by pozbyć się z oczu wciąż ubrudzonych krwią włosów, ale na niewiele się to zdało. Zlepione końcówki jego grzywki były zbyt ciężkie. Bosą stopą nie mógłby zapukać tak skutecznie jak pięścią, ale nie miał wyjścia. Gdy balansując na jednej nodze już ją uniósł, drzwi nagle zostały z wielką siłą otwarte tuż przed jego nosem.

Lullaby Of Woe ¤ WOOSANOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz