v

88 16 8
                                    

Isoldar i Skalaar były dwoma sąsiadującymi ze sobą wyspami. Nie leżały zbyt blisko, by łatwo przypadkiem nie dało się przedostać z jednej na drugą wpław. Obie były też dość do siebie podobne, słynące z handlem rybami, obie równie rozpalone i równie biedne, choć budowano na nich porty i miasteczka, jak to, w którym urodził się Wooyoung.
W jego głowie Skalaar była rajską wyspą, choć tak naprawdę jego życie tam nie różniłoby się od tego na Isoldar.

Obie wyspy, choć bez właściciela, były pod silnymi wpływami Barona, który większość życia spędzał na stałym lądzie, na terenach znanych pod mało dumną nazwą- Rykowiska, a te były częścią lenną państwa Idanii. Idanią rządził bardzo surowo król, ale tereny tak biedne jak Rykowiska, z których nie ma ani zysku, ani ładnych widoków, przejął Baron, choć tak naprawdę żadnych papierów na to nie miał. Król go lubił, bali się go wieśniacy i nawet co niektóra uboższa szlachta tam osadzona, dzięki czemu sam nie musiał nawet zapuszczać się na te ziemię. Sami radzili sobie z rzemiosłem, z plonami, a dwie małe, zapomniane dawno wysepki dostarczały dużo ryb i okolicznych towarów ekskluzywnych, które zbierały tamtejsze porty z dalekich mórz. Baron nie potrzebował nawet kupieckich szlaków na Rykowisku, by zarabiać na szlachetnych produktach.

Co jednak z morzem? Isoldar i Skalaar to zaledwie sam początek bezkresów jakie ciągnęły się przez ocean, aż do dalekich lądów północy. Większość wysep nie była pod władzą żadnych królestw. Zasiedlali je piraci, albo tamtejsze ludy, które rządziły się same. Wooyoung nigdy nie myślał nawet o wystawianiu nosa tak daleko, bo do kolejnych archipelagów było wiele dni drogi morskiej.

O małych wyspach przeciętny mieszkaniec Idanii nie wiedział wiele. Po prostu istniały, żyły swoim życiem, kwitł tam nieokiełznany handel, ale skoro dobijał w końcu do dwóch wysepek Idanii, to nikomu nie było potrzebne zapuszczanie się dalej osobiście.

Jednak miało to swój ogromny minus, z braku dużych kupieckich szlaków tuż za granicami morskimi Skalaar, częściej można było spotkać pirackie statki, niż te pokojowe. Grabiły wszystko co napotkały na swojej drodze, wraz z Karmazynowym Rogiem, a może powinniśmy powiedzieć z nim na czele. Za jego sterami legenda zwana Wężownikiem, sprowadzała na całe wody niepokój i strach.

Tak przynajmniej głosiły opowieści.

Jednak za pirackimi wyspami, za wszystkimi małymi archipelagami i niespokojnymi wodami, na które absolutnie nikt się już nie zapuszczał, była jeszcze jedna wyspa. Całkiem pusta, bez żywej duszy. Zapomniana, wykreślona z map, wymazana z pamięci żyjących już ludzi, ale nie z legend.

I pewien mądry pirat postanowił połączyć swoją legendę, z tą o pustej wyspie na drugim końcu świata.

*

Wooyoung miał dobry słuch, bardzo wyczulony. Czasem gdy spał w swojej pustej, ciemnej kajucie miał wręcz wrażenie, że słyszy syrenie śpiewy. Nie wierzył w takie bujdy, słyszał co prawda legendy od starych rybaków, czy przejezdnych kupców, ale nigdy nie widział podobnych anomalii na własne oczy.

Tak było podczas tego wieczoru, po całym dniu spędzonym przy ciężkiej pracy, wylewając pomyje z wiadra za burtę, uwagę jego zwrócił cichy śpiew. Zatrzymał się w połowie czynności i nawet na moment przestał oddychać, by tylko nie zmącić cichego dźwięku dobiegającego z nieznanego kierunku. Nie z jednego na pewno, bo czuł się jakby śpiew leciał do niego ze wszystkich stron. Jakby on sam go wydawał, a to przecież niemożliwe. Cichutko odstawił wiadro na podłogę i złapał chudymi palcami za brzeg statku. Wychylił się, tylko odrobinkę rzecz jasna, a potem znowu nasłuchiwał. Ciepła bryza wplotła się w jego przepocone włosy, a ten minimalny szelest nad uszami, całkowicie zgubił cudowny dźwięk jakim się kierował.

Lullaby Of Woe ¤ WOOSANOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz