San wstydził się swojej przeszłości. Nie rozmawiał o niej i nikt też nigdy jej nie poznał. Pogrzebał dawnego siebie i spalił wszystko co przypominało mu o dawnym życiu i odszedł. A potem nigdy nie wrócił.
Czasem widział to wszystko w snach, szczególnie podczas ogromnych sztormów. Przeżywał wtedy to o czym tak usilnie chciał zapomnieć, widział rodziców i dom, a potem budził się cały zgrzany, z morderczym biciem serca godnym szaleńca.
Potrzebował zazwyczaj chwili by się uspokoić, siadał wtedy zmęczony tymi przeżyciami z delikatną chusteczką w ręku, patrzył na nią jakby była ostatnim co dowodziło jego pochodzeniu.Przetarł bogaty haft na jej rogu i westchnął. Czasem, gdy nawet jego najlepszy przyjaciel się od jego odwracał, miał wrażenie, że wszystko to się potęguje.
Usłyszał w głowie swój własny krzyk, młodszy o dobre dziesięć lat, a potem zobaczył ogień. Zacisnął dłoń na materiale, ale to sprawiło tylko, że zaczął czuć na skórze piekący ból tamtej feralnej nocy.- Musisz wykazywać nieco więcej szacunku do mnie i przede wszystkim do samego siebie.
- Staram się- dziecięcy głosik rozbrzmiał w jego głowie.
- Nie starasz się, nie doceniasz niczego co cię otacza. Interesuje cię jedynie to co nie powinno, w dalekim poważaniu masz losy swojej przyszłości.
- Nie ojcze. Chcę być taki jak ty.
- Jak ja? Nie cenisz nawet własnego życia.
Wysoki mężczyzna spojrzał na niego gniewnie, a potem zepchnął własnego syna bez żadnego wahania do okazałego jeziora.
- Wrócili!- Ocknął się momentalnie słysząc nawoływanie zza drzwi.
Zaciekawiony tym ogłoszeniem, podniósł wzrok wyżej z zamiarem wstania, chciał dowiedzieć się, czy jego złodziej również zdecydował się wrócić.
Nie zdążył nawet wiele zrobić, bo drzwi do jego gabinetu otworzyły się z hukiem i równie szybko zostały zamknięte. Do środka szybkim krokiem wszedł niski blondynek, a następnie rzucił na biurko złoty medalion z rozerwanym rzemykiem. San wciąż trzymając w dłoni chusteczkę, chciał zebrać myśli dostatecznie szybko, niestety jego emocjonalne roztrzęsienie na to nie pozwoliło.- Zdobyłem to twoje świecidło kadzidło, teraz mów lepiej o co chodzi bo wyrzucę to wszystko za burtę w cholerę.
*
Wooyoung musiał przyznać sam sobie, że był naprawdę dobrym złodziejem. Nieważne w jakim celu działał, zawsze osiągał cel. Nikt go na tej małej wyspie nie znał, nikt też nie podejrzewał o najmniejsze przewinienie. Wystrojony w nowe szaty, z woreczkiem złota przy pasie wyglądał bardzo zachęcająco. Zdążył nawet przez chwilę poczuć się jak prawdziwy lord, szczególnie gdy dumnie kroczył po targu przyglądając się coraz to piękniejszym kruszcom.
Zabranie tajemniczego medalionu, na którym tak zależało Kapitanowi nie było trudne. Dużo ciężej było spławić denerwującego kupca już po fakcie. Rozochocony pokazywał mu wszystkie towary, opowiadał niestworzone historie o kamieniach i złocie, nie sposób było go od siebie odciągnąć.
W końcu jednak się udało, ale wtedy uwagę jego zwróciło urocze miasteczko przy porcie, kuszące, niemal zapraszające go do siebie. Musiał przyznać, że to miejsce było tym o czym zawsze marzył. Wolność i czysta karta, a tymczasem on nadal kradnie...
Tak bardzo chciał zostawić to wszystko i ruszyć w pogoń za nowym życiem, które mogło tu na niego czekać. Obejrzał się wokół, żaden z piratów nie zwracał na niego uwagi, to była jego szansa. Zrobił nawet niekontrolowany krok w stronę przeciwną od statku, ale nagle jego miecz, ten sam, który podarował mu San zaczął go niewyobrażalnie ciążyć. Czuł jakby plątał się mu między nogami, ciągnął w dół i przypominał o jego obietnicy. Ostatni raz spojrzał na wyspę tętniącą życiem, a potem dotknął zarysu medalionu w kieszeni.
CZYTASZ
Lullaby Of Woe ¤ WOOSAN
FanficNa pewnej małej, mocno zaludnionej, spływającej rybami wysepce, urodził się pewnego, szarego dnia kruchy chłopiec o jasnych, blond włosach. Na pewno nie miał łatwego życia, już od początku musiał zmierzyć się z trudem przetrwania w tej paskudnej, bi...