Seliel

31 4 0
                                    

This is Halloween! Halloween! Halloween! Aaaaa!

Wracam z kolejnym rozdziałem po małej przerwie!

_+_+_

Seliel to czuła.

Coś nietypowego. Jakąś zmianę w powietrzu. Złą. Niedobrą. NIENATURALNĄ.

Nauczyła się odróżniać każdy zapach, najsubtelniejszą różnicę woni między zwykłym człowiekiem a kimś więcej. Dawno temu, gdy jeszcze odkrywała swoje moce podążając za wskazówkami ojca, może uznałaby tę zmianę za błąd. Pomyłkę wynikającą z jej braku umiejętności.

Lecz po kilkunastu latach porządnego treningu i sprawdzeniu tysięcy zapachów wiedziała, że człowiek z pewnością tak nie pachnie. Nie aż tak słodko. I nie aż tak gorzko.

Dlatego Seliel nie mogła usiedzieć na miejscu, rozglądając się niespokojnie na boki.

Minął tydzień odkąd odwiedzila z Colem restaurację Skylor. Przez ten czas robiła to, co zwykle. Walczyła w klubie, uczyła młodzików i przechadzała się po mieście Ninjago. Kilka dni temu zauważyła nawet pędzący po ulicach motocykl Lloyda.

Aż do dziś było w porządku i nie miała powodów do zmartwień. Wszystko zmieniło się podczas jednego spaceru.

Wracała z miejskiego parku, który jakimś cudem przetrwał rządy Garmadona i inwazję Oni. Robiło się dosyć ciemno, jak na tę porę roku, dopiero dochodziła dwudziesta. Pierwsze gwiazdy zaczęły migotać na nieboskłonie. Nieliczne liście pospadały z drzew, wirując na tle światła z latarni. Większy podmuch uderzył Seliel i dziewczyna naciągnęła kaptur na różowe włosy. Zbierało się na burzę.

Musiała wrócić do dwudziestej, by nie spóźnić się na własną walkę. Klub był raptem kilka przecznic dalej, a Sel mogła pobiec. Nic by ją to nie zmęczyło, ale wolała delektować się chłodnym napięciem, które zawsze towarzyszyło nadchodzącej wichurze. Wiedziała, że zdąży, a nawet jeśli nie... cóż, trudno. Nikt nie chce przegapić okazji, by spróbować pokonać Seliel, więc równie dobrze kandydaci do lania mogą poczekać.

Skręciła za róg budynku, w wąskie przejście i zamarła. Zmarszczyła brwi, uniosła nos i zaciągnęła się wieczornym powietrzem. Wyczuwała woń przelatujących ptaków, smród ślepych uliczek, przechodzacych ludzi i... coś jeszcze. Coś nieuchwytnego, lekkiego, a jednocześnie tak zniesmaczającego, że Sel skrzywiła się. Podążyła za tym zapachem do końca uliczki i wyszła na główną.

Kilkaset metrów dalej szła postać. W ciemnym płaszczu z narzuconym na głowę kapturem. To była ona! Ta tajemnicza osoba wydzielała nienaturalną woń. Słodkie jabłka, a jednak zgniłe od środka. Jeszcze nie całkiem zepsute, lecz z pewnością robaczywe. Coś było nie tak.

Seliel rozejrzała się i niby na chybił trafił wybrała kierunek w prawo. Podążyła za postacią, pogwizdując wesoło. Nie chciała zostać uznana za prześladowcę. Lepiej, by ta osoba wiedziała, że Seliel za nią podąża i nie uznała dziewczyny za zagrożenie.

Jednak osoba i tak przyspieszyła kroku. Oglądając się przez ramię, gwałtownie skręciła. Seliel zdołała dojrzeć tylko strzęp rudych włosów, nim popędziła za postacią. Niemal by ominęła skręt, ale w ostatniej chwili zawróciła. Spodziewała się ujrzeć uciekającą postać, lecz uliczka była pusta!

– Co do diabła...? – mruknęła zdezorientowana Sel. Spojrzała we wszystkie kąty i w górę, lecz postaci brak. A przecież uliczka była długa. Ta osoba nie zdążyłaby tak prędko przebiec jej długości. Seliel i jej nadludzka prędkość były szybsze.

Dziewczynie pozostało jedno - podążać na oślep za zapachem. Wyrazisty, piękny i jednocześnie nadpsuty, unosił się wzdłuż ścian, aż nagle urywał. Seliel była w tym momencie poważnie zdezorientowana, aż nie doszła do końca uliczki. Tam znów złapała trop.

Sekrety żywiołów || NinjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz