Rozdział 4

26 6 0
                                    

Z perspektywy Marty

-Nie ma jej już dosyć długo. Zaczynam się o nią martwić.
-Spokojnie znajdzie Lucasa i wróci a jeśli nie znajdzie to wróci tutaj. - powiedziała Marcelina.
-Jak to!? Poszła szukać... Lucasa? --odpowiedziały Patrycja z Martą.
-Tak. Ale nie przejmuj się, nie jest sama. Jest z nią David. - przyznała Kinga.
-Oh, co za ulga. - odparłam.
-Czekaj, a kto to właściwie ten David? - zapytała z niepewnością Patrycja.

Muszę znaleźć Lucasa. Nie możemy dłużej zostać w tym niebezpiecznym i ogromnym lesie. Tylko gdzie on może być? Lucas proszę podpowiedz mi...

Z perspektywy Lucy

-Oh, dotarliśmy. No i jak się nazywasz i czemu chciałeś iść ze mną? - spytała.
-Oh cudowne miejsce. Końce lasu. Ten wodospad i strumyki. - odpowiedział.
-Odpowiadaj, nie zmieniaj tematu. - warknęła.
-Chciałem pomóc. A z resztą po co Ci moje imię? Skoro ja nawet nie znam Twojego.
-Lucy. Mówiłeś coś? Gdyby któreś z nas potrzebowało pomocy jak ty lub ja ją wezwiemy?
-W zasadzie to nie wiem. Jestem David.
-Okej czemu chciałeś iść ze mną? Może jesteś szpiegiem tej wiedźmy?!
-Nie! Zaraz, chwila, jakiej wiedźmy? Przecież wiedźmy nie istnieją.
-Tak myślisz? Ha, przekonasz się że jednak istnieją. Szukamy Victora, brata mojej przyjaciółki. Musimy mu pomóc a podejrzewam że może być gdzieś tu lecz chowaj się gdy będą szli jacyś ludzie.
-Ym no okej. Od czego zaczynamy?
-Ty od prawej ja od lewej te domki. Krzycz gdyby coś albo nie bo mogli by nas usłyszeć.
No dobrze z wielkim bólem serca Ci to na chwilę oddaję.
-Dobrze. To idę.

Martwię się trochę. Boję się że Marta dostanie jakieś moce. Jak ja z oczami. Cud że się nie domyśliła że coś z nimi jest nie tak. Ale obawiam się że będę musiała ich użyć. Dzisiaj. Ale wtedy już nigdy nie będę mogła ich użyć. Ale czego się nie robi dla siostry. Jesoi będzie trzeba życie oddam.

Z perspektywy Davida

Oh pierwszy opuszczone domy. Były puste to jest prawie ostatni w nich musi coś być. Chwila słyszę coś. Muszę się ukryć.
On pobiegł do domu do którego przed chwilą weszła Lucy. Oh nie. Muszę ją ostrzec. Jeszcze tam pobiegnę.

Z perspektywy Lucy

Słyszę coś. Ktoś tu idzie. Oh nie. Gdzie ja mam się ukryć? Może, w innym pomieszczeniu? Szybko Muszę się schować. O nie, to ta wiedźma z trzema typkami. Potrzebuję wsparcia.

-Już jestem.
-Oh jak dobrze.
-Patrz to ta wiedźma. Podejrzewam że jest tu Victor.
-Może odwróć się za siebie?
-O mój Boże. Victor to ty? Co ty tutaj robisz. Już zaraz Cię uwolnię ale proszę cicho bądź.
-Rozwiązałem Cię musimy uciekać. Jest stąd jakieś drugie wyjście?
-Jest. Chodźcie za mną.

Wyszliśmy ale po chwili własnym oczom nie wierzę. Marta wbiegła do budynku gdzie jest jej matka i trzech typów.
-Muszę ją ratować! Wy tu zostańcie.
-Nic z tego idziemy z Tobą. - zgodzili się.
-Dziękuję. Wy zajmijcie się trzema typami. A ja polece po Martę.

Z perspektywy Marty

Oddaliłam się troszkę. Słyszę z tamtąd jakieś odgłosy. Może tam jest Victor I Lucy?
Muszę tam iść im pomóc.

-O proszę kogo my tu mamy? Córcia przyszła zobaczyć braciszka. Dobrze trafiłaś. - powiedziała śmiejąc się matka.
-Co z nim zrobiłaś? Uwolnij go! I nie nazywaj mnie swoją córką! Nigdy nią nie byłam i nigdy nią nie będę!
-Nie denerwuj się tak. Siedzi na krzesełku i może zaraz do niego dołączysz za takie słowa.
-Nie boję się. Zrobię wszystko dla brata.
-Ah tak? Jeszcze zobaczymy.
-Stać! Nie ruszaj się wiedźmo. Zostaw Martę!
-Jak udało Ci się wydostać!? W każdym razie nie na długo.
Nagle matka zaczyna podchodzić w stronę Marty i Davida z nożem. Lecz w pewnym momencie zza ściany wybiega Lucy która w pewnym momencie  zaczyna się unosić do góry i błyszczeć.

-To twój koniec, matko. Żegnaj. Poślę na Ciebie mój zabijający wzrok.
-Nie! - krzyknęła wiedźma upadając na ziemię.
-Będę za nią tęsknić ale tylko wtedy gdy była dobra. Widocznie tak musiało być.
-Przepraszam. Chciałam Was ratować.
-Nie szkodzi. Ona na nic nie zasługuję, chciała nas zabić.

W pewnym momencie gdy wszyscy myślą że wiedźma nie żyje ona zaczyna się podnosić.

-Ha ha ha ha ha ha ha nigdy mnie nie pokonacie. Jestem wściekła.
-Nie umarłaś. Czy moje spojrzenie nie działa? To niemożliwe. - odparła ze smutkiem Lucy.
-Czemu nie chcesz być dobra jak dawniej? - zapytałam.
-Czemu? Czemu!? Dawne życie jest złe tak samo jak dobro.
-Bądź przeklęta. - krzyknęła Patrycja z Victorem I Davidem.
-Już nigdy nikt mnie nie pokona. Twoje spojrzenie nie zadziała już, nie patrzyłam Ci w oczy dlatego też żyję. Ale na mogę Cię zabić bez trudu.

Gdy wiedźma idzie w stronę Patrycji patrząc jej prosto w oczy nagle jej oczy wybłyskują magią w jej stronę i ona umiera już prawdziwie.

-Pewnie zaraz się podniesię umiem ją osłabić na chwilę.
-Długo się nie podnosi, sprawdźcie czy oddycha.
-Nie oddycha. Nie żyję!
-Brawo Lucy! - wszyscy krzyczą.
-Cześć? Co tu się dzieje? - spytała Patrycja wchodząc z dziewczynami.
-Lucy zabiła spojrzeniem matkę.
-Oh to troszkę przykre ale gratulacje! W sumie dobrze się stało już nigdy nie będzie taka zła.
-A tak właściwie jeśli chodzi o tatę to on żyję... Nie umarł również jest związany gdzieś w którymś domku. Nie umarł na zawał. On żyję. Musimy go odnaleźć. Tylko szkoda że nie ma już mamy. Ale jeśli miała być taka to w sumie jej nie szkoda. Wybacz Marto że Ci nie wierzyłem. Żałuję, gdybym Ci uwierzył nie doszło by do tego że prawie zginęliście wszyscy dla mnie. Dziękuję wam bardzo. Jestem bardzo wdzięczny. - powiedział Victor.
-To nie była nasza prawdziwa matka. Nasza mama jest w domu. Poznasz ją. - rzekła Lucy.
-Jak to!? Ojciec żyję!? - krzyknęłam z Patrycją i Lucy.
-Tak i jak to nie była nasza matka?
-Nie. To tylko zwykłe zło wcielone jej siostra. Była zazdrosna o jej szczęście. - powiedziała Patrycja.
-Poszukajmy taty i wróćmy do domu.

Szklane Oczy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz