Rozdział 10

2 3 0
                                    

Z perspektywy Ayli

-Marta musiała wyjść, poczekajmy na nią z przeczytaniem pamiętnika czy tego co, jest w środku tej książki. - stwierdziłam.
-Myślę że to dobry pomysł. - powiedziała Tiggy.
-Dawno nie rozmawiałyśmy co? - przerywam niezręczną ciszę.
-Może przyszła pora na rozmowę? Sama nie wiem co o tym myśleć - śmieję się lekko.
-Ja też. Ale mimo wszystko będę Cię wspierać. Mieszkanie w Libii było wspaniałe, ale chcę się przenieść. Zobaczyć świat! Rozumiesz prawda?
-Jasne, rozumiem. Jeśli chcesz podróżuj ile tylko chcesz i gdzie.
-Dziękuję.

Minęła godzina.
Słyszę dzwonek do drzwi.
Zamykam drzwi na balkon i idę do salonu gdzie czekają już: mama Marty, Lucy, Marta, jej tata, Patrycja, Victor, Tiggy, Nastia, Elektra, Ally, Maya i Mary. Dołączam do nich.

Kładę na stoliku stary, zakurzony notes. Zdmuchuję kurz i go otwieram.
-Jest strasznie zakurzony. Przetrę go czystą ściereczką.
-Tak, ale suchą - powiedział Victor.
-Wiem.

Po wytarciu czytam słowo po słowie na głos:
Jestem Lorraine. Jedynaczka. Nigdy mi nie powiedzieli że jestem adoptowana, ale się domyślałam, a utwierdził mnie w tym fakt, że znalazłam przypadkowo dokumenty adaptacyjne. Lubiłam moje nowe rodzeństwo. A raczej, jedną z sióstr. Elisabeth. Kocham a wręcz uwielbiam ją! Jest wspaniała, pomaga mi we wszystkim. Jest miła i pomocna. To taki mój anioł. Ale mam jeszcze drugą siostrę. Morticia. To raczej czarny i mroczny charakter. Też jest miła i pomocna ale na swój sposób. Czasem, potrafi być naprawdę straszną osobą. Mam wrażenie, że nikt jej nie rozumie. Kiedyś z nią o tym rozmawiałam. Ma gdzieś pamiętnik na strychu. Chyba w którejś skrzyni. Morticia starała się być dobra, mieć przyjaciół. Robiła wszytko, próbowała zwrócić na siebie uwagę, ale nic z tego. Zawsze wygrywała Elisabeth. Pewnego dnia wyjechała. Bez słowa, ślad po niej zaginął. Długo się nie odzywała. Ja ją wtedy bardzo polubiłam, a więc gdy zaginęła, było mi przykro i popadłam w lekką depresję. Pewnego dnia wróciła, pożegnała się ze mną i podziękowała za wszytko. Powiedziała, że ma dość. Była inna, nie była już sobą... Zmieniła się. Tęskniłam za starą jej wersją. Następnego dnia znowu jej już nie było. Nie wytrzymałam tego i sama postanowiłam wyjechać. Byłam na środkach. A teraz planuje się zabić. Brakuje mi jej, a Elisabeth? Nie obchodzi jej to. Jest zajęta sobą! Nigdy nie obchodziło jej samopoczucie Morticii. To przykre. Także jeśli to czytasz Elisabeth lub ty Morticio to wiedz, że was kocham. Wyjeżdżam do Nowej Zelandii i tam umrę. Zawsze tam chcialam pojechać. Żegnajcie.

-Mamo, to prawda? -powiedziała Marta stłumionym głosem.
-Oczywiście, że nie! Zawsze mnie obchodziły one obie. Kochałam je! Mocno. Nie wiedziałam, że Lorraine jest adoptowana.
-Pojedźmy na tą wyspę, może tam coś znajdziemy.
-Oszlałaś Elektra!? - Krzyknęła Maya z Mary.
-Ja myślę że to dobry pomysł - powiedziała Ally.
-Ja też się przyłączam - mówi Victor stanowczo.
-Tak, to super pomysł Elektra! - mówię i zerkam na uśmiechniętą Martę, która potakuje głową.
-Ja i Lucy uważamy tak samo. - mówi Patrycja przytulając się do Marty i Lucy.
-My też - odpowiada Tiggy, zerkając na siostry.
-Dziękuję.
-To postanowione! Wyjeżdżamy!
-Nie jestem pewna czy to dobry pomysł. To się dzieje zbyt szybko. - mówi mama Marty.
W pewnym momencie dzwoni telefon. Do Patrycji.
-Wybaczcie.

Patrycja

-Halo? W czym mogę pomóc? -pytam zdezorientowana.
-Tu szpital. Czy dodzwoniliśmy się do Pani Patrycji Lisewskiej?
-Tak to ja. Coś się stało?
-Przykro nam, ale pani mama nie żyje...
Nagle zaczyna mnie coś kłuć w sercu, ręcę zaczynają mi drżeć a telefon upada na ziemię. Zaczyna się atak. Znowu. W głowie mam pełno złych myśli, ale tym razem nie mogę sobie z nimi poradzić. Zamykam oczy i marzę o śmierci. O śmierci...

Otwieram oczy. Boli mnie strasznie głowa. Zastanawiam się gdzie jestem.
-Gdzie ja jestem? Co się stało?
-Pati! Jak się cieszę, że się obudziłaś martwiłam się. Miałaś jakiś atak, ale już w porządku. Jak skończy się kroplówka, wracasz do domu. Jesteś w szpitalu.
-Dzwonił telefon i i i powiedzieli, że oni powiedzieli, że  ona nie żyje... Nie mam już nikogo. Mama nie żyje. - brakuje mi oddechu.
-Spokojnie, wiem. Przykro mi. - przytula mnie Marta. Cieszę się, że jest tu ze mną i, że ją mam.

Ally

Czuję się źle. Głowa mi pęka. Upadam na ziemię jak kłoda. I spokojnie staram się uspokoić nerwy.
-Jest strasznie gorąco. Otwórzcie okno, proszę.
-Ale jest zimno. Ally, kochanie wszystko okej? - pyta mnie kochana Elektra.
-Może wezwę karetkę? Rozepnij jej lekko pod szyją koszulę. Trzymaj się siostrzyczko. To przez te nerwy. Mam nadzieję, że z Martą w porządku. -mówi Tiggy.
-Zaraz będzie dobrze, nie dzwoń - mówię lekko uspokojona, ale obolała - Idę się przespać. Za dużo emocji na jeden dzień.

Szklane Oczy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz