Rozdział 6

17 6 3
                                    

Nowa Zelandia

-Aila, Mary, Maya, Elektra, Ally, Tiggy, Nastia! Chodźcie do was telefon! -Krzyknęła starsza kobieta.

Ally która przyszła pierwsza, przełączyła na głośnomówiący iż po niej przyszła Tiggy.

-O co chodzi? Kto mówi? - Spytała Ally.
-Możliwe że nas nie kojarzycie ale na pewno znacie mojego ojca. Jest w więzieniu oskarżony o wasze zabójstwo. - odpowiedział Victor.
-Jak to?! Skąd dzwonicie? - krzyknęła Tiggy.
-Londyn, możecie nam jakoś pomóc będę wdzięczny.
-Jasne! Podaj adres a natychmiast wyruszymy. Podróż potrwa kilka dni ale na pewno postaramy się jak najszybciej, Maja! Pakuj walizki! - powiedziała Aila.
-Dziękuję najmocniej.

Londyn

Nie możemy czekać, musimy coś zrobić. Nie wiem muszę powstrzymać naszą "matkę". Ale jak? Ona może w każdej chwili nas zaatakować.

-Marta? Ostatnio nic nie mówisz tak jakby zamknęłaś się w sobie, coś się stało? - spytała Patrycja.
-Nie, potrzebuje porozmawiac z Lucy. A ty możesz iść iść domu. - powiedziałam.
-Ah, mam wrażenie że, nie ważne... Pójdę już... - odparła ze łzami w oczach.
-Lucy! Zdradzę Ci tajemnice.
-A nie powinnaś o tym porozmawiać z Patrycją? Tak jakby ją wyrzuciłaś. Nie rozmawiasz z nią i nie zwracasz na nią uwagi, co się z tobą dzieje, zapomnij o mnie. Proszę Cię porozmawiaj z nią. - krzyknęła.
Lecz ja by zbyt zajęta by słuchać.
-Dręczy mnie mój dzwiny sen, martwię się o was.
-Nie martw się, bedzie dobrze.

Las, Londyn. Perspektywa Patrycji.

Mam wrażenie że Marta o mnie zapomniała... Rozumiem że teraz ma siostrę ale nawet ze mną nie rozmawia...
Chyba już nie chce się ze mną przyjaźnić...

Siadła sobie na drewnie w lesie i podziwiała wokół jesienne krajobrazy i słuchała szelestu liści I biegających zwierząt.

Co zrobić mam by mnie zauważyła? Starałam się... Może coś zrobiłam złego, nie to niemożliwe. To koniec, nie warto już o tym myśleć... Wracam do mamy, pewnie się martwi, chociaż wątpię. Pewnie jest opita i ojciec jeszcze bardziej. Dokąd iść? Aaaa, pomocy! Pomo- Nagle ktoś od tyłu walnął ją w głowę I odurzył.

Londyn u Lucy w lesie obok domu Marty.

Och, Marta się nie odzywa i Patrycja też. Nawet nie odbiera. Patrycja gdzie ty jesteś? Te spacery, ta pora roku jest piękna mimo iż pogoda nie całkiem. Boże to Patrycja! Co jej robi? O matko... Patrycja! Biegnę do Marty.

-Pomóżcie, porwali Patrycję! Ktoś ją porwał! Skrzywdził ją! - Krzyknęła Lucy.
Na początku nie zaregowałam ale po chwili uświadomiłam sobie że to moja wina.
-Ale jak to? Przecież ona poszła do domu. -powiedziałam nie wiedząc jak zareagować.
-Musimy jej poszukać! - krzyknął Victor.
-Tak, mamo ty-przerywa jej mama.
-Idę z Wami! Nie ma że nie. - uśmiechnęła się.
-Dobrze. - uśmiechnęła się Lucy, zerkając na Victora I na mnie.

Londyn, las. Świat z perspektywy Patrycji.

-Aaa pomocy! - krzyczałam.
Aż w pewnym momencie zakleił mi twarz I wyszedł.
Nagle zza drzwi usłyszałam znane mi gwizdanie. Wysilałam się by wyrzucić z siebie chociaż jakiś dźwięk. Pukałam nogami w deski aż padłam że zmęczenia. Poddałam się. Lecz ku mojemu zdziwieniu weszedł Dawid i mnie rozwiązał. Ja byłam zbyt słaba by mu podziękować i ustać na nogach. Miło było mi że ktoś jednak mi pomógł bo się mną przejął. Podobnież zemdlałam z wycięczenia.

Londyn, las. Marta z rodziną.

-Biegnijmy! Musimy jej pomóc! Żałuję że byłam taka zapatrzona w siebie i o niej zapomniałam. Gdyby nie ja, nie doszło by do tego. - powiedziałam ze łzami w oczach.
-Nie martw się, znajdziemy ją. Nie obwiniaj się. - powiedziała Lucy.
-Sprawdźmy w chatkach! Napewno nasza "matka" polowała na Martę lub mnie ale zamiast nas porwała Patrycję z myślą że to Marta. - krzyknął Victor.
-Och, co ja zrobiłam...

Chatka w lesie, Londyn.

-Wasza wysokość o to ona. - powiedział morderca.
-Ale tu jej nie ma! Zabije Cię! Masz ostatnią szansę. - krzyknęła siostra matki Marty.
-Ale przysięgam że jeszcze przed chwilą tu była! Związałem ją mocno i zabarykadowałem drzwi by nie uciekła! - odrzekł.
-Widocznie ktoś ją zabrał. Idź jej szukaj, nie uciekła daleko. I nie wracaj bez niej! - krzyknęła wiedźma.

Nowa Zelandia. Siostry.

-Elektra! Odbierz telefon bo ja odbieram walizki. - krzyknęła Aila.
-Dobrze. - odparła. - Halo?
-Tutaj Marta! Wcześniej do was dzwonił mój brat w sprawie taty. Proszę przyjeżdżajcie szybko! Porwano moją przyjaciółkę!
-Jesteśmy na lotnisku. Za jakieś kilka godzin będziemy.
-Dobrze. Dziękuję, czekamy.

-Jestem ciekawa co jak się czuje wujek w tym więzieniu. Pewnie strasznie. Został oskarżony o zabójstwo. A to przez to że wyjechałyśmy w różne strony świata... - powiedziała rozżalona Elektra.
-Och, tak. Niedługo u nich będziemy i się z nim spotkamy. Mam nadzieję że wytrzymają jeszcze. -  odparła Mary.
-Patrzcie, jeszcze 30 minut i będziemy na miejscu! - powiedziała Nastia.
-Och to super! Co za ulga. - odparła Tiggy i Maya.
-Kupmy im jakieś podarki, napewno się ucieszą! - zaekscytowała się Elektra.
-Dobry pomysł. Może i nie wynagrodzmy im tych szkód ale możemy ich odrobinkę pocieszyć. Ale śpieszmy się bo każda sekunda to sekunda w której on jest w więzieniu pod zażutem naszego "zabójstwa".   - powiedziała Maya.
-Och racja... - westchnęła Nastia.

Londyn, Patrycja I Dawid.

-Musimy im uciec. Gonią nas, dziękuję że mnie uratowałeś. - powiedziała Patrycja.
-Nie ma sprawy. Dla przyjaciół wszystko...
(Dlaczego jej pomogłem? Przecież ja nie pomagam innym...)
-Patrz! Tam jest wyjście! Chodź szybko!

-Udało się. Chyba ich zgubiliśmy. Co za ulga. - westchnął.
-Teraz jeszcze kawałek i będziemy w mieście. - powiedziała Patrycja zdenerwowana.
-Coś się stało?
-Nie nic. - improwizuje
-Coś się stało ale nie chcesz mi powiedzieć, wyrzuć to z siebie będzie ci lżej.
-Nie zamierzam wracac do domu. A Marta i ja to już chyba przeszłość!
-Będzie dobrze. Ja myślę że ona to powiedziała przypadkiem, nie chciała. - Przytula ją.
-Dziękuję, dobry z ciebie przyjaciel Dawid. A teraz chodźmy, nie zamierzam spędzać ani chwili w tym lesie.

Szklane Oczy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz