Siedzę z szefem w kawiarni dobre 10 minut, a nadal nie zamieniliśmy ani jednego słowa. Powoli zaczyna mnie irytować ta cisza, która przerywana jest tylko naszymi chrząknięciami i popijaniem kawy.
- Więc.. co u Ciebie, Elizabeth? - pyta, a ja mam ochotę wywrócić oczami, chociaż przy szefie nie wypada.
- W porządku, a u szefa?
- Oh, mówmy sobie na Ty - uśmiecha się, a ja kiwam głową.
- Co u Ciebie.. Josh? - pytam ponownie i nie do końca pasuje mi ta forma "na Ty".
Głupio jest mówić do swojego szefa po imieniu.
- Wszystko dobrze. Zastanawiam się tylko jak czujesz się w moim biurze?
- Uwielbiam moją pracę - wzruszam ramionami i uśmiecham się - A praca w Twoim biurze to przyjemność.
- Cieszę się. Lubisz pracę z klientami?
- Kocham słuchać o ich problemach i uwielbiam tą satysfakcję, gdy mogę chociaż w małym stopniu im pomóc.
- To dlaczego postanowiłaś zakończyć spotkania z jednym klientem? - pyta i unosi brew, a ja kompletnie nie wiem co mam mu powiedzieć.
No bo przecież nie opowiem mu całej sytuacji, która miała miejsce przed biurem i to jak Harry brutalnie pobił Austina. Nie lubię Harrego, ale coś w środku każe mi go bronić i mówić o nim dobrze.
- Po prostu trudno mi się z nim pracowało i tyle - mówię, a on kiwa głową.
Dopijam swoją kawę i wstaję z miejsca.
- Będę lecieć. Do jutra, szef.. Josh - uśmiecham się, a on chichocze pod nosem i macha mi na pożegnanie.
Nigdy nie myślałam, że spotkanie na kawie z szefem może być takie trudne.
Wychodzę z kawiarni i natykam się na Carrie i Ginę.
- Hej dziewczyny! - krzyczę i zwracam ich uwagę.
Obie pędzą w moją stronę i wpadają mi w ramiona.
- Gdzie byłaś? - pyta Gina i zaczyna zerkać w stronę kawiarni, ale wątpię, by domyśliła się z kim tam byłam.
- Ja.. byłam na kawie z szefem - mamroczę, a one wytrzeszczają oczy.
- Woah, zaprosił Cię? - pyta Carrie, a ja kiwam głową.
- A Wy gdzie tak pędzicie? - chichoczę.
- Simon namówił nas na boks - mówi uradowana Gina, a ja wywracam oczami.
Co jest fajnego w tym, że dwóch facetów okłada się nawzajem po twarzy? To jest potworna przemoc i nie ma w tym nic.. fajnego.
- To super - odpowiadam z sarkazmem, a Carrie ciągnie mnie za rękaw.
- Chodź z nami, Lizz.
- Nie ma mowy - odsuwam się i unoszę dłonie w górę w geście poddania się - Boks jest obrzydliwy.
- Oh Lizz i tak nie masz nic do roboty. Przynajmniej spędzisz z nami czas. Będziesz mogła zamykać oczy - szczerzy się Carrie, a ja wzdycham.
Ma rację. One pójdą i spędzą razem czas, a ja co? Wrócę do domu i będę nudziła się przez kilka godzin.
- Zgoda.
*
Przez około 20 minut szłyśmy do starego magazynu, w którym jak wcześniej myślałam - nic nie ma, ale myliłam się. W środku jest zupełnie inaczej niż mogłabym sobie to wyobrazić.
Mała siłownia, kilka ringów i dużo spoconych, wysportowanych facetów - dokładnie to wywołało u mnie zdziwienie. Jak mogłam nie wiedzieć o istnieniu tego miejsca?
Wraz z Simonem, Giną i Carrie siadam na krześle przy jednym z ringów i przyglądam się walce, która ma miejsce. Przerażające. Patrzę z obrzydzeniem na dwóch umięśnionych facetów, którzy nie szczędzą sobie ciosów i okładają się nawzajem po twarzach. Jeden z nich wygląda jak potwór, a drugi jest nieco bardziej normalny i nawet.. przystojny. W sumie to podoba mi się.
- Dawaj McVey! - krzyczy Simon, a ja wzdycham - Dobij go tam!
Patrzę jak ten mniejszy z postawionymi do góry blond włosami, nokautuje wyższego od siebie o połowę potwora i wygrywa walkę. Woah. Tego to się nie spodziewałam.
Idę w ślady Simona i wstaję z miejsca, zaczynając klaskać. Naprawdę należą mu się brawa, bo to co zrobił było niemożliwe.
- Dzięki! - uśmiecha się blondyn i schodzi z ringu do, jak myślę, swojego trenera.
Jednym duszkiem wypija całą butelkę wody i ociera twarz ręcznikiem. Podchodzi do nas i wita się z Simonem, a ja stoję obok i bezczelnie wpatruję się w jego mięśnie.
Ugh, zachowuję się jak Harry.
- Lizzie to jest James, James to Lizzie - mówi Simon i przedstawia mi tego przystojnego chłopaka, który podaje mi rękę.
Ściskam ją, a on ku mojemu zdziwieniu, składa na mojej drobny pocałunek. Czy on chce żebym zemdlała?
- Miło poznać - szczerzy się, a ja razem z nim.
James siada obok mnie i prawdę mówiąc, walczę sama ze sobą, by nie zacząć wgapiać się w jego twarz, ewentualnie ciało, które ma równie wspaniałe. Matko, on jest taki przystojny! Może przerzucę się na bokserów?
Wlepiam swój wzrok w jego umięśnione nogi i całkowicie się w nich zatracam, chociaż to głupie. Jak można zachwycać się czyimiś nogami?
- Styles! Styles! - słyszę nagle krzyki widowni i zamieram.
______________________________________
25 votes = next!
Piszcie co myślicie :)
Oczywiście nasz 'przystojny bokser' to James McVey, bo jakby inaczej ;3
CZYTASZ
Psychologist || Harry Styles
FanfictionPsycholog miała pomóc mu normalnie żyć. Role się odwróciły. On pokazał jej, jak żyć nienormalnie. okładka >> @luvasharry