18

5.5K 362 118
                                    

-Lizzie-


Wtorek. Tuż po wstaniu miałam ochotę nie iść do pracy, ale wybiłam sobie ten pomysł z głowy.. Nie miałam ochoty nawet na uczesanie się i pomalowanie, a co dopiero wyjście z domu.

Wyglądam dziś koszmarnie i mam nadzieję, że nie spotkam Jamesa lub innego super przystojniaka.


Otwieram drzwi biura i pierwsze co widzę to Austin. Chryste, dlaczego zawsze mam takiego pecha?

- Cześć, Lizzie - Austin szczerzy się od ucha do ucha, a ja wywracam oczami.

- Dzień dobry Austin - prycham i przechodzę obok niego obojętnie.

Biorę ze stolika kubek z kawą i ruszam do windy.

Mam ogromną nadzieję, że Harry nie zawita dziś do mojego gabinetu, bo będę zmuszona wezwać ochronę.


Kieruję się w stronę mojego pokoju i nagle widzę Harrego, opierającego się o ścianę.

- Cholera - mamroczę pod nosem i otwieram drzwi, wchodząc do środka.

Już mam zamykać, ale ktoś uniemożliwił mi to swoją stopą. Harry.

- Czego chcesz? - syczę w jego stronę, a on patrzy na mnie...

Chwila.. CO?! Czy on płakał? Ma przekrwione oczy.


- Lizz, chciałem Cię przeprosić - szepcze, a moje serce łamie się na kawałki.

Sposób w jaki jego usta formują się, wymawiając moje imię jest.. przeuroczy. Pierwszy raz powiedział do mnie Lizz. Co się dzieje?

- Za? - pytam i wpuszczam go do środka.

Harry niepewnie spogląda na mnie i przekracza próg gabinetu. Staje pod ścianą, jakby bał się usiąść na fotelu.


- Za to, że musiałaś to widzieć.

- Wiesz co? Nie przepraszaj za to - mówię i siadam na krześle, stawiając kubek na biurku - Przeproś za to, że tutaj przyszedłeś. Bo dobrze wiesz, że wypisałam Cię z mojej listy.

Mierzę go wzrokiem i czekam, aż w końcu zrozumie i wyjdzie.

- Josh mnie wpisał - nagle nastrój mu się zmienia i zaczyna się szczerzyć.

- Co?

- Mój ojciec był u Josha. Wpisał mnie do Ciebie - mówi dumnie, a ja mam ochotę go kopnąć.

- Nie.. Nie zrobił tego - szepczę i wstaję z miejsca.

- Oh, zrobił.

- Wyjdź stąd, dobra? Biorę dziś wolne! - krzyczę i wypycham go z gabinetu.

Chyba muszę poważnie porozmawiać z moim szefuńciem, bo na za dużo sobie pozwala.


- Lizzy, daj spokój - wywraca oczami i staje w drzwiach, a ja walę pięściami w jego tors.

- Wyjdź stąd, kurwa - syczę i zamieram.

Czy ja to powiedziałam?

- Stajesz się coraz bardziej pyskata - uśmiecha się i przygryza wargę.

- Nienawidzę Cię! - wrzeszczę i zaczynam płakać.

Już nawet tego nie kontroluję. Wyglądam może jak psychopatka, ale nie ważne.. Nienawidzę go i tyle.


- Lizz - mówi nagle i zaciska swoje dłonie wokół w moich nadgarstków.

Pcha mnie na ścianę i dociska swoje ciało do mojego. O nie. Tego za wiele.

- Puszczaj mnie psycholu - warczę i zaczynam kopać go po kostkach.

- Cii - szepcze.

Spoglądam w jego oczy i nie widzę tych złych iskierek, które zawsze mu towarzyszyły. Tym razem na jego twarzy widnieje uśmiech, również oczy mu się śmieją.

Co go do cholery tak śmieszy?!


- Przeprosiłem - mamrocze.

Jego loki gilgoczą moją twarz, na co mam ochotę wybuchnąć śmiechem, ale stwierdzam, że to nie jest odpowiednia pora.

- Myślisz, że wystarczą przeprosiny? - prycham - Przeprosisz mnie i wszystko będzie okej? Rzucę Ci się w ramiona i nie wiem co tam jeszcze sobie wymyśliłeś?

- Kurwa, nie o to chodzi.. Po prostu daj mi tą jebaną szansę, okej? Staram się, nie widzisz?

- Nie.

- To patrz - szepcze i wpija się w moje usta.


________________________________

30 votes = next ;*

Psychologist || Harry StylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz