Wreszcie nadszedł upragniony dzień konwentu i Lance wręcz drżał z podekscytowania.
Prawdę mówiąc, zdążył się już nieźle ugotować pod warstwami kostiumu, jednak zupełnie się tym nie przejmował. Potrafił myśleć tylko o tym, że oficjalnie robił z Red wspólny cosplay. I ona sama go o to zapytała! Na samo wspomnienie oczy lśniły mu pod ogromnymi, ciemnymi goglami.
Na przednim siedzeniu obok niego Hunk prowadził samochód, Pidge natomiast siedziała sama z tyłu.
— Jezu. — Dziewczyna przechyliła się do przodu i pacnęła go w ramię. — Uspokój się trochę.
Dziwnie było widzieć ją wyglądającą tak... kobieco. Zielona peruka oplatała jej policzki, natomiast doczepiane rzęsy jakby odejmowały lat i czyniły młodszą. Wciąż nosiła okulary, lecz obiecała zdjąć je do zdjęć.
— Sorki, sorki. Po prostu... — Zacisnął pięści. — Tak strasznie nie mogę się doczekać! Założę się, że Red będzie wyglądała niesamowicie. Crossplay potrafi naprawdę nieźle zwieść i jestem mega ciekawy, czego użyje. No i jeszcze będzie z nami Shiro, więc... to tak, jakby wszystkie moje marzenia się spełniały naraz!
Kiedy Hunk wreszcie zaparkował, zajmując jedno z miejsc przy budynku, w którym miał odbyć się konwent, Latynos prawie wyskoczył z samochodu i popędził do głównego wejścia.
— No i poleciał...
Pozostawieni w tyle przyjaciele szatyna zamknęli za sobą samochód i spróbowali go dogonić. Tamten zatrzymał się ostatecznie w hallu, gdzie od razu oddał się rozglądaniu w poszukiwaniu Sonica i Genosa.
Katie stanęła obok niego, pozbawiona tchu.
— Bieganie w tej sukience to samobójstwo — wydyszała. — Jeszcze raz coś takiego zrobisz, a przysięgam...
Normalnie bałby się jej gniewu, ale teraz był zbyt zajęty obserwowaniem tłumu. — Dobra, to ja już lecę — ogłosił Garret. — Widzimy się później.
Dopiero to przykuło uwagę McClaina.
— Zaraz, coo?! Nie, nie ma mowy, zawsze tak robisz. Gdzie idziesz? Tamten wzruszył ramionami.
— Niedługo będą warsztaty z włókna szklanego — odpowiedział z uśmiechem. — Mam tam mały projekt do zrobienia.
— Projekt..?
— Nieważne. Jestem już spóźniony, więc spadam!
I uciekł, znikając gdzieś między ludźmi.
Lance prychnął, zwracając się do Pidge.
— Wiedziałaś coś o tym?
Ta wyszczerzyła się lekko.
— Kto, ja? Nie, pierwsze słyszę.
— Ty gnojówo. — Popatrzył na nią spod byka. — Jak mogli...
— Tay?
Głos, który się za nim rozległ, sprawił, że w mig zapomniał o całej sytuacji. Na jego twarz
wstąpił szeroki uśmiech, gdy odwrócił się w tę stronę.
— Red! He... Oooo chooolera.
Potrzebował dobrą chwilę, by pozbierać szczękę z podłogi. Wszystkie wątpliwości co do tego, czy uda jej się ten crossplay, wyparowały w trybie natychmiastowym. Zostały zmasakrowane. Skórzany tajfun je zamordował.
— Ty... uch... jasna cholera.
No bo co innego mógł powiedzieć? Szczęka Red była zaskakująco masywna, a jej kości policzkowe wyglądały tak... przystojnie w połączeniu z ciemnymi włosami i błyszczącymi oczami. I ciało... o Boże, jej ciało. Koniecznie musiał ją potem wypytać, jak zwęziła sobie biodra i poszerzyła klatkę piersiową. I... gdzie się podziały jej piersi? Nie widział po nich nawet najmniejszych śladów.
CZYTASZ
costumed identities ○ tłumaczenie pl
FanfictionLance i Keith to konkurujący ze sobą cosplayerzy, którzy znają się tylko po internetowych pseudonimach. Łączy ich zacięta i nieprzerwana rywalizacja oraz fakt, że coś ich do siebie nawzajem ciągnie. Pomyślelibyście już, że to koniec, pobiorą się i a...