Na następnej lekcji fizyki Keith i Lance usiedli obok siebie.
Zapytali o to przed lekcją Corana — w końcu byli parą w projekcie z mostami, mieli prawo. Szatyn nigdy nie lubił tego kolesia, który dzielił z nim ławkę, a brunet sprawiał wrażenie co najmniej chętnego, by go zastąpić.
Było jeszcze wcześnie, więc tylko bez przejęcia rozmawiali o jakiejś grze na konsolę z półprzymkniętymi powiekami. Choć o tym nie wiedzieli, od pewnego czasu obaj do późna siedzieli nad swoimi cosplayami i to zaczynało zbierać swoje żniwa. W pewnym momencie Kogane zaryzykował i dotknął delikatnie dłoni McClaina, by sprawdzić, co z jego oparzeniem. Tamten nie drgnął z bólu, a sama rana lekko błyszczała, innymi słowy zaczynała się goić. Przejechał po niej troskliwie kciukiem. Lance nic nie powiedział, jedynie uśmiechnął się sennie i westchnął z zadowoleniem, pozwalając ich rękom po prostu leżeć na ławce, jedna na drugiej.
— Dzień dobry, klaso! — odezwał się Coran, po czym stanął za biurkiem nauczyciela. Szybko się od siebie odsunęli i wyprostowali na swoich krzesłach. — Jak się macie? Dobrze? To dobrze!
Nawet nie dał im szansy na odpowiedź.
— Chciałbym przypomnieć, że na zrobienie mostów został wam już tylko JEDEN tydzień.
To ma być konkurs, więc dajcie z siebie wszystko!
Latynos szturchnął swojego partnera pod ławką. Gdy ten podniósł wzrok, posłał mu szeroki uśmiech połączony z kciukiem w górę. Nastolatek zaśmiał się i nachylił w jego stronę.
— Mamy zwycięstwo w kieszeni — stwierdził z uśmieszkiem, jego oddech połaskotał ucho McClaina.
— Zdecydowanie.
— Chciałbyś dzisiaj... eee, przyjść i to dokończyć? Nie mam nic innego do roboty i... i moich rodziców też nie będzie, więc nikt nam nie będzie zawracał głowy.
Nadal znajdował się nienaturalnie wręcz blisko Lance'a. Chłopak był w stanie poczuć ciepło promieniujące od jego skóry. Dostał gęsiej skórki.
Latynos zachichotał.
— O nie, przecież ja uwielbiam twoich rodziców.
— Błagam, stop — brunet wciągnął powietrze. — I nie zachęcaj ich do niczego.
— Hmm... może będę musiał — odpowiedział tajemniczo.
Kogane się odsunął.
Co to niby miało znaczyć? Czy Lance...?
Nie — uciszył tę myśl.
Teraz byli tylko przyjaciółmi. Niczym więcej. Przyjaciółmi.
***
Skoro byli tylko przyjaciółmi, to dlaczego po szkole obaj prawie biegli do samochodu, a potem garażu?
W powietrzu dało się wyczuć pewne napięcie. Lance uśmiechał się szeroko. Oczy Keitha błyszczały. Jego ręce drżały.
Odrzucili swoje plecaki w kąt, zanim wzięli się do pracy. Szatyn przyjął od bruneta pistolet na klej, ale przed tym, jak tamten go puścił, spojrzał na niego ze zmartwieniem.
— Tylko nie zrób sobie niczego tym razem, dobrze?
— Okej — odpowiedział ze śmiechem.
Szybko przeszli do wykańczania mostu. Obaj chichotali cicho, gdy ich nadgarstki się o ciebie ocierały. Wszystko powoli sklejało się w całość — w zasadzie użyli już prawie każdego przygotowanego elementu — i to wreszcie zaczynało wyglądać jak... no, most.
CZYTASZ
costumed identities ○ tłumaczenie pl
FanfictionLance i Keith to konkurujący ze sobą cosplayerzy, którzy znają się tylko po internetowych pseudonimach. Łączy ich zacięta i nieprzerwana rywalizacja oraz fakt, że coś ich do siebie nawzajem ciągnie. Pomyślelibyście już, że to koniec, pobiorą się i a...