Poniedziałkowe popołudnie nadeszło jakoś szybciej, niż sądzili.
Kiedy już znaleźli się w domu Keitha, Lance opadł na jego łóżko z pełnym zmęczenia jękiem.
— Ciężki weekend? — zapytał Kogane.
Jego też taki był. Ogromnie bolały go nogi, poza tym wciąż nie dał rady pozbyć się resztek tuszu z rzęs. Pewnie jeszcze z dzień w nich pochodzi, nim całkowicie zejdą.
— Taa... — odparł McClain. — Ale jednocześnie bardzo fajny!
Następnie wtulił twarz w pościel bruneta, który starał się nie wyobrażać go sobie z tą samą pozą, ale w zupełnie innej sytuacji.
— Chyba powinniśmy się już powoli przenosić do garażu — stwierdził szybko. Szatyn westchnął.
— No dobra...
***
Gdy już zmusił ledwo żyjące ciało do wstania, razem opuścili pokój. Usiedli potem w garażu, gdzie zebrali pomalowane części z poprzedniego tygodnia i zaczęli się im przyglądać.
Wyglądały bardzo dobrze.
— To chyba pozostało nam już tylko sklejenie tego w całość, nie?
Keith przytaknął i zaczął grzebać w pudle z narzędziami w poszukiwaniu pistoletu na klej. Wyciągnął dwa trochę obdrapane i pokryte odciskami palców z farby.
— Oto "Vol" i "Tron".
Trzymał je z taką czcią i szacunkiem, że Lance aż wybuchnął śmiechem. Sięgnął po jeden z nich.
— O nie, nie ten. "Tron" jest mój — obruszył się Kogane, po czym podał mu drugi pistolet. — Ty dostaniesz "Vol".
— Zawsze zwracasz na to taką uwagę? — spytał z rozbawionym uśmiechem Latynos. Brunet odpowiedział mu tym samym.
— Zawsze.
***
Rozpoczęli pracę w całkowitej ciszy, odzywając się do siebie jedynie, kiedy potrzebowali, by drugi od czasu do czasu mu coś podał.
Obaj robili to delikatnie i z wprawą. Keith podziwiał, jak Lance wykręcał swoje nadgarstki, by dostać się do najbardziej wąskich miejsc bez naruszania reszty konstrukcji, którą wcześniej ułożyli. A puls chłopaka trochę przyspieszył, jak McClain uniósł wzrok i uśmiechnął się lekko, zanim wrócił z powrotem do sklejania.
On po prostu był zbyt cudowny, by istnieć naprawdę.
— Chcesz, żebym ci to przytrzymał...?
Pewien uparty kawałek nie chciał pozostać w miejscu i poczekać, dopóki klej nie wyschnie.
— Tak, dzięki — odpowiedział w pośpiechu.
Tamten złapał go lekko palcami, podczas gdy on zaczął nakładać maź dookoła. Niedługo później usłyszeli kroki na schodach i drzwi się otworzyły. Para — kobieta i mężczyzna, na oko w późnej czterdziestce lub wczesnej pięćdziesiątce, jeśli chodzi o wiek, wyjrzeli zza nich i cali się rozpromienili na widok dwóch chłopców na środku garażu. Podeszli do nich.
— Co ciekawego majstrujecie, synu?
Latynos ze zdziwieniem popatrzył na pana, który najwyraźniej był ojcem Koreańczyka. Brązowe włosy miał dość rzadkie, lecz jego wąs i broda trzymały się bardzo dobrze i rosły w najlepsze. Duże, orzechowe oczy błyszczały mu zza cienkich okularów. Poza tym był ubrany w garnitur.
CZYTASZ
costumed identities ○ tłumaczenie pl
FanfictionLance i Keith to konkurujący ze sobą cosplayerzy, którzy znają się tylko po internetowych pseudonimach. Łączy ich zacięta i nieprzerwana rywalizacja oraz fakt, że coś ich do siebie nawzajem ciągnie. Pomyślelibyście już, że to koniec, pobiorą się i a...