#12

199 22 10
                                    

Gdy pozowali dla ludzi z publiczności, Lance nie mógł powstrzymać myśli, że chyba nigdy mu się nie znudzą wszystkie te pochwały.

I zdawał sobie oczywiście sprawę, że jego ego rosło przez nie trochę aż za bardzo, jednak nieszczególnie go to obchodziło. Jedynie śmiał się, gdy grupki dziewczyn gratulowały mu albo mówiły, że nie mogły się doczekać tego występu, jak tylko usłyszały, że będzie w parze z red-lioness-cosplay. Część z ich konkurentów także podchodziła, by przyjrzeć się bliżej kostiumom. Podczas wywiadu natomiast Red pozwalał mu przejmować inicjatywę, gdy obaj schylali się nad mikrofonami.

W przerwie między wszystkimi aktywnościami brunet oparł się ze zmęczeniem o McClaina.

— Jezu, ile jeszcze? — wysapał.

— Już niedługo koniec — odparł Shiro, który był z tego typu sytuacjami już dobrze zaznajomiony. — Jesteście po ostatnim wywiadzie, więc zgaduję, że zostało tak... z dwadzieścia minut?

Red jęknął.

Otaczający ich tłum powoli się przerzedzał, dzięki czemu Lance miał coraz lepszy widok na to, co działo się na hali. Zauważywszy budkę ze słodkimi naklejkami i zawieszkami do telefonu, zaczął rozważać, czy nie powinien kupić czegoś swojemu partnerowi, lecz zanim zdecydował, coś innego przykuło jego uwagę. W rogu pomieszczenia zebrało się bowiem tak dużo osób, że aż ciężko było w to uwierzyć — szatyn bardzo dobrze znał plan i miał pewność, że nie powinny tam znaleźć niczego aż tak interesującego.

Hmm... — pomyślał, pocierając podbródek. — Ciekawe.

Po chwili namysłu ostatecznie odwrócił się do Reda, by poklepać go po ramieniu i rzucić szybko:

— Zaraz wrócę. Muszę coś sprawdzić.

— Tay, czekaj...

Za późno. Chłopak już popędził i zdążył zniknąć między ludźmi.

— To zajmie chwilę! — dodał tylko na odchodnym.

Latynos skierował się prosto do owego rogu, odpychając na boki gapiów. Przez moment mignął mu jakiś niebieski, metaliczny błysk — może ręki albo czegoś w tym rodzaju? Dalej brnął

przed siebie, dopóki do jego uszu nie doszedł znajomy głos.

— Cóż... tak, właściwie tak. Wpadłem na pomysł właśnie dzięki mojemu najlepszemu przyjacielowi. Jest naprawdę niesamowitym cosplayerem, kocha to, co robi i bardzo się w to angażuje. Zawsze ogromnie go podziwiałem, ale sam nie umiałem szyć, więc...

To był... Hunk. Tak dobrze znał ten głos, że nawet nie zastanawiał się nad inną opcją.

Gdy wreszcie przedostał się na przód, przed oczami objawił mu się wysoki na osiem stóp, cudowny i w pełni sprawny mechaniczny Optimus Prime. Jego przyjaciel stał tuż obok, trzymając w rękach największy pilot do zdalnego sterowania, jaki Lance kiedykolwiek widział.

— Więc... zamiast tego zbudowałeś Optimusa Prime'a? — dokończył reporter.

Chłopak wzruszył ramionami.

— Cóż, tak. — Zachowywał się zupełnie jakby jedynie upiekł ciasto albo zrobił coś równie trywialnego. — I wydaje mi się, że wyszło nieźle.

Ten sam reporter, który wcześniej zadał pytanie, patrzył na niego jak na jakiegoś Jezusa. I szczerze, McClain nie zdziwiłby się, gdyby jego własna twarz wyglądała teraz dokładnie tak samo.

— Hej, hello, nie zapominajcie o mnie. Tu Pidge Holt, uosobienie talentu i geniuszu. — Pidge obniżyła trzymany przez mężczyznę mikrofon tak, by ten znalazł się na jej poziomie. — Chciałabym powiedzieć, że ja też miałam swój udział.

costumed identities ○ tłumaczenie plOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz