Rozdział 5

36 3 1
                                    

Minęło kilka miesięcy od incydentu z niedźwiedziem w lesie. Ray każdy dzień spędzał na treningu z Hyronem. Urządzali wiele sparingów i z każdym razem chłopak uczył się coraz więcej. Nawet trzymanie miecza w rękach nie paliło już go tak bardzo i mógł zdjąć swoje bandaże.

Na dodatek jego kondycja poprawiła się i zrzucił kilka zbędnych kilogramów.

Był to bardzo ciężki czas dla Ray'a. Tęsknił za obiadami mamy, grami komputerowymi i spaniu we własnym łóżku. Pocieszał się tylko myślą, że ma już swoje upragnione męskie ciało. Dalej nie był w stanie uwierzyć, że je posiada i przypominał sobie o tym głównie w chwilach, gdy musiał załatwić swoje potrzeby lub ściągnąć bluzkę, by umyć się w rzece. Nie mógł tak po prostu zaniedbywać codziennej higieny. Chociaż w rzeczywistości nie była ona codzienna, a co kilka dni.
W końcu Ray z Hyronem przeszli przez góry. Po drugiej stronie znajdowało się miasteczko. Bez większego namysłu weszli do niego. Domy były równo rozmieszczone po obu stronach mętnego żółtego chodnika. Różniły się kolorami i rozmiarem. Jedne miały spadziste czerwone dachy, a drugie zupełnie płaskie w szarych kolorach. Mimo wszystko dało się wyczuć, że to miejsce tli życiem, a osoby mieszkające w nim dobrze się znały i miały przyjazne stosunki.

Czasem dało się zobaczyć malutkie sklepy położone obok innych domów. Wyróżniał je tylko duże szyldy, gdyby nie one to zlałyby się z resztą budynków.

Nigdzie jednak nie dało się zobaczyć drzew, trawy czy jakiejkolwiek roślinności. Jedyne kwiatki były postawione w doniczkach na parapetach niektórych domostw.
Ray'owi bardzo podobała mu się obecna tutaj architektura. Żadnych wieżowców tylko jednorodzinne domki. Wydawało mu się to dużo przyjaźniejszym miejscem niż zatłoczone klatki schodowe bloków w większych miastach.

Gdy tylko skończył podziwiać widoki, zajął się jedną z zabaw z dzieciństwa. Starał się nie nadepnąć na nacięcia kostek. Wychodziło mu to dobrze. Robił to powoli i ostrożnie. Zupełnie jak w dzieciństwie. Hyrone w ludzkiej formie szedł z tyłu i mu się przyglądał.
Wtem z naprzeciwka nadjechał młody chłopiec na deskorolce i zderzył się z Ray'em. Obaj się przewrócili. Ray uderzył plecami o ścianę budynku i zaczął masować obolałą głowę. Ból dało się wytrzymać, ale wciąż był nie przyjemny.

Sprawca tego zamieszania miał krótkie blond włosy, brązowe oczy i czerwoną czapkę z daszkiem. Nosił biały podkoszulek i beżowe szorty. Nieznajomy wstał i wyciągnął rękę do Ray'a. Brunet był lekko speszony i niechętnie ją złapał. Blondyn pomógł mu wstać, a potem podniósł chodnika, czarny waveboard z pomarańczowymi strzałkami.

- Przepraszam bardzo. Za późno cię zauważyłem i nie zdążyłem wyhamować.
- Nic się nie stało – odparł lekko speszony Ray zgodnie z tym co oczekiwało od niego społeczeństwo w takiej sytuacji.
- Jestem Alejandro, ale wolę być nazywany Al – przedstawił się.
- Ray.
- Miło cię poznać.
- Ciebie również – odpowiedział Ray, choć wcale tak nie myślał. Chciał po prostu jak najszybciej odejść i skupić się na swoim celu. Odwrócił wzrok i zaczął iść przed siebie.
- Jaka fajna deska – wtrącił się Hyrone i jak gdyby nigdy nic, przybił żółwika z Al'em – Jestem Hyrone.

- Chciałbyś się przejechać? – spytał Al, szeroko się uśmiechając.
Ray stanął i obrócił się przez ramię. Widząc i słysząc co robi demon, przeklął pod nosem. Po co Hyrone to wszystko robił? Czy wiedział, że Ray od zawsze chciał mieć waveboarda, ale nigdy nie miał okazji, by go kupić. Zawsze gdy uzbierał wystarczającą sumę pieniędzy to przeznaczał ją na coś innego.

The PactersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz