Rozdział 6

23 5 4
                                    

Alejandro ledwo zdążył uciec przed ochroniarzami i pracownikami galerii. Przez jakiś czas włóczył się po mieście i dopiero wrócił, kiedy uznał, że sytuacja zdążyła się uspokoić. Usiadł na ławce niedaleko galerii i mocno przyciskał swoją deskorolkę do klatki piersiowej. Był wyczerpany i najchętniej by zasnął, ale dalej chciał wierzyć, że nowi przyjaciele nie porzucili go i niedługo wrócą. Z drugiej strony obawiał się, że zbyt późno przyszedł na umówione miejsce i Ray z Hyronem już dawno poszli, bo jego tam nie było.

Słońce już dawno zaszło, a na niebie pojawiły się gwiazdy. Chłopak nie wiedział co mógłby zrobić. Nie miał nawet miejsca, do którego mógłby wrócić. Nie chciał wracać do matki pijaczki i patrzeć jak znowu upija się do nieprzytomności. Jeszcze nigdy go nie uderzyła, ale wolał nie ryzykować i nie narażał się jej. Głównie zamykał się w pokoju i czekał całą noc, aż mama wytrzeźwieje. W szufladach chował przekąski, by nie umrzeć z głodu. Głównie były to słodycze, które się nie psuły, ale czasem udało mi się zabrać jedzenie z lodówki lub talerz z gorącym jedzeniem. Wściekła matka w takich chwilach waliła w jego drzwi i błagała, by ją wpuścił. Al wkładał wtedy na uszy słuchawki i puszczał głośny metal, który zagłuszał każdy krzyk.

Ray lekko klepnął Alejandro w ramię. Chłopak otworzył oczy i widząc chłopaka, uśmiechnął się szeroko. Ucieszył się, że miał rację, że jego nowo poznany przyjaciel go nie opuści. Nie musiał już się martwić, że zostanie sam.

Natychmiast wstał z ławki i rzucił deskę pod nogi. Wylądowała na kołach, lekko przechylona ku chodnikowi. Nie czekając nawet na słowa wyjaśnienia, jedną nogą stanął na desce, a drugą się odepchnął. Hyrone w ludzkiej formie pobiegł za nim i dogonił go prawie od razu. Szli łeb w łeb.

- O cześć Hyro! Ścigamy się? - spytał podekscytowany jak małe dziecko, cieszące się, że dostało lizaka.

- Po co się ścigać jak nie dasz rady? - powiedział pewny swoich umiejętności demon i wyszczerzył zęby.

Alejandro odepchnął się mocniej. Raz po raz odpychał coraz mocniej. Hyrone dotrzymywał mu kroku. Natomiast Ray został w tyle. Nieważne jakby się starał to nie byłby w stanie ich dogonić. Nawet nie próbował. Jaki byłby tego cel? Jak się znudzą się to po niego wrócą. Demon go tak po prostu nie zostawi. Zawarli wiążący ich pakt.

Zgodnie z oczekiwaniami Ray'a, jego przyjaciele znudzili się wyścigiem i wrócili po niego. Hyrone biegł pierwszy, a Al tuż za nim w deskorolką w ręce.

- Mówiłem, że nie dasz rady – szydził Hyrone.

- W ostatniej chwili ci się udało. Na twoim miejscu bym się tak nie przechwalał – Al wystawił język.

- Tak by powiedział tylko przegrany – Hyrone również wystawił język.

Ray wszedł pomiędzy nich i rozdzielił ich rękami.

- Już wystarczy. Mamy ważniejsze sprawy do roboty.

Trzeba było opracować plan działania. Oczywiście należało ukryć niewygodne informacje. Al dalej nie wiedział kim naprawdę jest Hyrone. Tak było lepiej dla wszystkich. Priorytetem było znalezienie Alice i odzyskanie miecza.

- Ray, zgubiłem zegarek. Pomożesz mi go poszukać? - zapytał Hyrone, zupełnie znikąd.

- Ale ty nie miał - Ray przerwał zdanie w połowie. Trochę za późno zrozumiał co miał na myśli demon.

- Kompletnie zapomniałem. Nie pokazywałem ci go, bo jest dość stary, ale jest pamiątką po ważnej dla mnie osobie - demon na poczekaniu wymyślił ckliwą historyjkę by być bardziej wiarygodnym.

The PactersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz