Rozdział 8

19 3 1
                                    

Zwinięty w kłębek Leo leżał pod mostem. Był tak osłabiony i zmęczony, że nie mógł nawet się ruszać. Brzuch bolał go jak diabli i nawet nie wiedział czy któryś z jego wewnętrznych organów jest uszkodzony. Nie posiadał żadnej wiedzy w tym zakresie i ból był zbyt duży, żeby teraz zaczął analizować sytuację.

Powoli zamknął oczy i tylko czekał, gdy przyjdzie ktokolwiek by go uratować.

Już dawno stracił poczucie upływu czasu i zupełnie przestał myśleć. Był zupełnie jak nieruchoma kłoda. Nawet nie usłyszał zbliżających się kroków. Był to Lou, który powoli podszedł do niego i położył mu rękę na ramieniu, lekko go szturchając. Chciał zrobić to spokojnie, by nie przestraszyć Leo i nie zrobić mu krzywdy.

- Leo – odparł cicho.

Leo powoli obrócił głowę i widząc swojego brata, lekko się uśmiechnął. Nie musiał się już obawiać, że zostanie sam.

Lou przerzucił lewą rękę bliźniaka przez własny bark i pomógł mu wstać. Czuł jego ciężar i wiedział, że przeniesienie go nie będzie łatwym zadaniem i na pewno zajmie mu mnóstwo czasu. Na dodatek to on był słabszym, chorowitym bratem, ale wiedział że nie ma wyboru. Powoli piął się do celu. Musiał zaprowadzić Leo do szpitala. Sam nie jest w stanie wyleczyć jego ran. Gonienie innych pakciarzy będzie musiało poczekać aż czerwonowłosy wydobrzeje.

Kiveler bez większego wyboru, podążył za bliźniakami. Tak naprawdę nie miał nic ciekawszego do roboty, a celem demonów było jak najdłuższe trzymanie się z pakciarzami. Kiveler zawarł pakt z obojgiem bliźniaków. Warunek był jeden, a bronie to dwa identyczne pistolety. W normalnych okolicznościach niemożliwym jest zawarcie umowy między dwoma osobami, ale Leo i Lou byli bliźniakami. Byli prawie w stu procentach identyczni i łączyła ich wspólna krew. Zawarty w ten sposób fakt dawał demonowi większą siłę dopóki obaj chłopcy żyli. Gdyby jeden z nich umarł to ta moc osłabłaby.

Chociaż był on najsilniejszym demonem i nawet bez paktu nie miałby najmniejszego problemu, by zabić demona. Oczywiście nie mógł zabić demonów, którzy zawarli pakt, bo sam zostałby zdegradowany. Przez to nie mógł korzystać ze swojej mocy i mógł być tylko biernym obserwatorem.

Lou siedział przy szpitalnym łóżku, w którym spał Leo. Jego prawa ręka znajdowała się w gipsie, a goła klatka piersiowa owinięta była bandażem. Miał złamane kilka żeber i fioletowe siniaki na całym ciele. Był w prawie krytycznym stanie, a ciało było bardzo wycieńczone i potrzebowało mnóstwo odpoczynku. Czekała go również bardzo długa rehabilitacja.

Nie obyło się bez pytań lekarzy zaniepokojonych jego stanem. Takich obrażeń nie dało się wytłumaczyć bzdurną wymówką. Lou stwierdził, że nie wie co się stało i gdy wrócił do domu to zastał brata w takim stanie. Natomiast Leo był zbyt słaby, by mówić, a co dopiero myśleć i odkąd został podpięty do kroplówki, smacznie spał. Wyglądał zupełnie niewinnie podczas snu. Na pewno nie ucieszy się z przerwy, którą będzie zmuszony wziąć i pewnie będzie próbował wcześniej uciec ze szpitala. Lou nie chciał mu na to pozwolić, ale nie wie-dział czy będzie wystarczająco silny, by go powstrzymać. Zawsze to on słuchał się starszego brata i nie sprzeciwiał się jego decyzjom. Możliwe, że teraz przyjdzie jego kolej by się nim zaopiekować i się mu odwdzięczyć.

Po policzku Lou spłynęła pojedyncza łza i nie mógł odpędzić się od natrętnych myśli. To wszystko moja wina. Gdybym nie był tak słaby to bym go uratował i nie musiał uciekać się do tak podstępnych sztuczek. Nic z tego nie wydarzyłoby się gdybym nie zachorował na raka. Gdybym się nie urodził to Leo wiódłby znacznie lepsze życie.

Lou lekko złapał brata za zdrową rękę. Czuł jej ciepło na swojej skórze. Obawiał się, że kiedyś z jego winy dłoń, którą trzyma, stanie się zimna. Nie poradziłby sobie z tym psychicznie. To Leo trzymał go przy życiu. Oprócz niego nie miał nikogo. Był niechcianym i gorszym dzieckiem. Rodzice wypięli się na niego i nie chcieli go leczyć. Stwierdzili, że skoro jest tak słaby i chorowity to najlepiej będzie jak po prostu umrze. Nie chcieli brudzić sobie rąk i postanowili pozwolić swojemu dziecku umrzeć „śmiercią naturalną", a potem żalić się znajomym jakie to nieszczęście ich spotkało.

The PactersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz