Rozdział 10

17 3 8
                                    

Al nie miał już gdzie uciekać. Znajdował się w pułapce. Gonił go rozwścieczony Joshua. Ledwie zdołał mu umknąć i schować się za dużą górą śmieci na śmietnisku. Wiedział, że nie będzie tam bezpieczny i nie zdoła uniknąć konfrontacji z mężczyzną. Korzystając z wolnej chwili rozgrzebał ręką kilka szklanych butelek i sterty papieru.

Na głowę spadła mu puszka po napoju energetycznym. Najwidoczniej ktoś nie dopił jej do końca, bo kilka kropel spłynęło po jego twarzy. Nie zamierzał przejmować się czymś tak błahym.

Udało mu się zrobić mały otwór w górze śmieci, przez który mógł obserwować niewielką cześć obszaru. Za jego plecami stał Fibo. Był niewidzialny, więc nie musiał się przejmować, że ktoś go zobaczy. Nawet inne demony nie były w stanie go dostrzec w tej formie. Aczkolwiek czułe ucho mogłoby wychwycić jego ruch jeśli odpowiednio się skupi, więc pozostawał w całkowitym bez ruchu i rozglądał się wokół.
Nadszedł ten moment. Rozległy się ciężkie kroki z pewnością nie należące do człowieka i również te lżejsze Al nie musiał nawet patrzeć, by wiedzieć, że osoba, która idzie to Joshua i Sanju. Przez dziurę widział jak mężczyzna się zbliża. Widział tylko jego nogi i kopyta demona. Wstrzymał oddech. Nie wiedział czy w czymkolwiek to pomoże.

Joshua stanął i rozejrzał się dookoła. Nie był w stanie zobaczyć kryjącego się chłopca. Zrezygnowany poszedł do najbliższej góry śmieci i zaczął w niej grzebać. Mimo, że nie było to miejsce, gdzie schowany był Al to i tak blondyn czul narastający w nim strach. W końcu nadejdzie kolej, gdy będzie przeszukiwał jego kryjówkę, a uciec nie mógł, bo od razu został zauważony. Joshua przewyższał go o głowę i był dobrze zbudowany. Al mógłby przysiąść, że jeden cios jego pięści mógłby przemieścić organy w jego brzuchu. Na ile było to prawdziwe, a na ile była to tylko iluzja wykreowana strachem, nie wiedział nikt. Było jednak pewne, że dorosły mężczyzna z pewnością był silniejszy od zwykłego nastolatka.

Al nie znał żadnych sztuk walki, a nunchako, które dostał od demona wciąż paliło jego ręce pomarańczowym płomieniem. Od czasu gdy je dostał, trzymał je tylko raz. Nigdy nim nie walczył. Poza tym, że mógł sobie dotkliwie poparzyć ręce to jeszcze był pod stałą kontrolą Ray'a. Nie mógł tak po prostu zdradzić mu swojej tożsamości w byle jakim momencie.
Joshua zaczął tracić cierpliwość. Prawie skończył przegrzebywać śmieci. Teraz leżały wszędzie porozrzucane. Dalej nie znalazł osoby, której szukał. Odrzucił na bok stary toster i spojrzał na Sanju. Nie chciał już dłużej czekać. Z każdą sekundą stawał się coraz bardziej nerwowy. Al rozjuszył go swoimi chamskimi docinkami i kamieniami, które zbierał podczas gonitwy i rzucał w niego. Cisnął mu nawet piachem w oczy.

- Ty przeszukaj tamtą kupę – wskazał palcem na kupę śmieci. Al nie był w stanie dostrzec, gdzie pokazuje Joshua.

- Niech ci będzie.

Sanju skoczył na górę śmieci i zaczął rozgrzebywać śmieci. Al tylko słyszał jak szybko przebiera rękami. Po samym dźwięku był w stanie ocenić, że robi to co najmniej pięć razy szybciej niż Joshua.

Al odsunął się od szpary i położył się na brzuchu. Kilkanaście metrów przed nim leżał zardzewiały łom. Chłopak powoli zaczął się czołgać w jego kierunku.

Sanju skończył robotę i przeskoczył na kolejną kupkę.

Al całą siłę przełożył na ręce i piął się z trudem. Musiał być wolny i cichy, by nie zwrócić na siebie niepotrzebnej uwagi. Słyszał kroki Joshuy. Nie był w stanie ocenić, w którą stronę poszedł, a nawet gdyby wiedział to nie byłby w stanie nic z tym zrobić. Nie było warto się tym przejmować, więc wyciągnął rękę po łom. Mocno zacisnął na nim palce.

The PactersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz