Rozdział 12

10 2 2
                                    

Ray był straszliwie zmęczony. Od kilku dni nie zmrużył oka, a wczorajszy wybuch złości, tylko bardziej go osłabił. Jednak niedawne wydarzenia nie pozwoliły mu zasnąć. Jego głowę zalewał natłok myśli, poczucie winy, złość i smutek. Wszystko zmieszane razem jak w gorącej zupie.

Gdyby tylko przybył na miejsce choć trochę wcześniej to może zdążyłby ochronić swojego przyjaciela. Choć i tak nie był pewny czy nie stchórzyłby i zaczął działać za późno. Wiedział, że nie może sam sobie ufać.

Nienawidził siebie i swojego lęku społecznego. Chciał być kimkolwiek innym tylko nie sobą. Całe życie marzył by być jak te „fajne dzieciaki". Nigdy nie był wystarczający. Jego depresja trawiła go od środka. Prawie codziennie zwijał się w łóżku i płakał. Z czasem nawet łzy przestały lecieć. Nie mógł wydusić z siebie ani jednej, mimo tego że potrzebował wypuścić swoje emocje, by poczuć się odrobinę lepiej. Jego natrętne myśli dawały mu tylko spokój jak spał.

Ray karał sam siebie, wbijając sobie paznokcie w przedramię. Nie myślał nawet co robi i drapał skórę coraz mocniej. Nie zorientował się kiedy z rany zaczęły spływać strużki krwi.

Hyrone obudził się. Nie potrzebował snu, bo nigdy nie był zmęczony, ale tym razem postanowił wziąć sobie przerwę od myślenia. Nigdy mu się nic nie śniło. Sen traktował tylko jak odskocznie od życia i szybki sposób, by „przyspieszyć czas". Było to coś na wzór skoku w przyszłość. Wiązało się to jednak z pewnym ryzykiem. Demony podczas snu były całkowicie bezbronne. Mało który z nich decydował się na taki ruch.

- Co ty robisz?! - krzyknął Hyrone, widząc co robi Ray.

Ray nieśmiało uniósł głowę. Jego twarz była pozbawiona jakichkolwiek uczuć. Zwykła obojętność. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Nawet nie miał zamiaru odpowiadać i niedołężnie odwrócił głowę.

Hyrone zaniepokoił się jego stanem i podbiegł do niego. Złapał za ramiona i zaczął łagodnie potrząsać. Chłopak unosił się w górę i dół jak szmaciana lalka, a jego głowa ruszała się szybciej. Gdyby Ray miał chorobę lokomocyjną to pewnie by zwymiotował.

- Ray, spójrz na mnie - poprosił demon, przestając nim potrząsać, ale wciąż go trzymając.

Chłopak niechętnie zrobił to o co go poproszono. W oczach Hyrona widział odrobinę troski. Otworzył usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Nie miał siły, bo odpowiedzieć ani nawet pomyśleć sensownie. Zachowywał się jakby był prawie nieprzytomny. Podobnie jak zombie.

- Nie myśl o nich. To nie była twoja wina. Nie zadręczaj się i po prostu odpocznij.

Ray wysłuchał tych słów spokojnie. Część z nich zrozumiał, a części z nich nie Zmęczenie i załamanie nerwowe robiło swoje.

Hyrone usiadł i położył głowę chłopaka na swoich kolanach. Ray próbował wstać, ale demon go zatrzymał. Chłopak nie próbował się już dłużej opierać. Jego oczy co chwilę się zamykały i musiał używać dużej siły, by móc je otworzyć choć na kilka sekund. Odstępy były coraz dłuższe, aż w końcu oczy Ray'a przestały się otwierać. W końcu mógł odpocząć.

Hyrone lekko pogładził jego ranne ramię. Rana wciąż się nie zasklepiła i wciąż lała się z niej ciecz. Demon myślał czym mógłby ją opatrzeć. Ray leżał na jego kolanach, więc nie mógł zdjąć swojej szaty z pasa bez budzenia go. Rozejrzał się po okolicy.

Byli na płaskim dachu wielkiego budynku. Może był to wieżowiec, a może duży hotel. Żaden z nich nie zwrócił na to uwagi. Hyrone po prostu wylądował na jego szczycie z chłopcem na plecach. Może nie było to najlepsze miejsce, by chować się przed demonami, ale raczej żaden człowiek ich tu nie zobaczy.

The PactersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz