Część z gości wydaje z siebie przeraźliwy krzyk. Ludzie są przerażeni i nie wiedzą co mają robić. Nie dziwię się, nie codziennie pada się ofiarą napadu, zwłaszcza w tak niepozornym miejscu. Przecież to sklep z kanapkami, a nie bank. W tych czasach rabusie idą na łatwiznę. Mniejsze ryzyko, mniejsza szansa złapania, ale co za tym idzie mniejszy łup.
- Pieniądze, no już - krzyczy jeden z nich celując bronią w sprzedawcę. Starszy mężczyzna szybko wyciąga z kasy wszystkie banknoty.
W tym samym czasie drugi z mężczyzn krąży wokół klientów i każe im wrzucać do worka portfele, telefony i biżuterię. Wszyscy słuchają jego poleceń, nikt nie protestuje. Tych kilkanaście czy kilkadziesiąt dolarów w ich oczach nie jest wartych narażania życia.
Zabrawszy wszystko z kasy pierwszy z mężczyzn zaczyna pomagać wspólnikowi w okradaniu klientów. Powoli zbliżają się do naszego stolika. Patrzę na twarze moich towarzyszy i dopatruję się w nich jakiś emocji. Dziwne, ale oni wszyscy są zadziwiająco spokojni. Oczywiście widać po nich szok i zdenerwowanie, ale nie takie jak u pozostałych. Daje mi to jasno do zrozumienia, że nie pierwszy raz znaleźli się w ekstremalnej sytuacji.
- Wy, dzieciaki, dawać fanty - jeden z mężczyzn staje przy naszym stoliku.
- Spokojnie - mówi Peter unosząc ręce go góry
Ciekawe czy zamierza coś zrobić. Czy ja zamierzam coś zrobić? Oceniam sytuację. Dwóch napastników, obydwoje uzbrojeni, mały lokal pełen cywilów. Wiem, że jestem na tyle szybka by obezwładnić ich obu nim połapią się co się dzieje. Na moją korzyść działa też to, że nie widzą we mnie zagrożenia, nie oczekują ataku. Wystarczy szybki, łatwy cios by odebrać broń pierwszemu, potem przeskoczyć przez stolik by znaleźć się przy drugim. Ile razy coś takiego ćwiczyłam? Ile razy powtarzałam ciosy i uderzenia mające mi pomóc obezwładnić przeciwnika? Nawet tego nie zliczę.
- Szybko - krzyczy zniecierpliwiony mężczyzna
Peter wyciąga swój portfel. Zaskakuje mnie tym gestem. Czyżby nie zamierzał walczyć? Może jednak nie jest Spider-Manem. Szybko jednak uświadamiam sobie jego sposób myślenia, jest taki jak mój. Nie może ich zaatakować. Jest obserwowany przez postronne osoby, w miejscu publicznym, nie ma na sobie stroju, który zapewniłby mu anonimowość. Idealna sytuacja aby wyjawić swój sekret, no bo jaki dzieciak walczy z rabusiami. Na pewno kilka osób zaczęło by się nad tym zastanawiać. Na dodatek wieść szybko by się rozeszła i zgromadziliby się wokół niego ciekawscy reporterzy z masą niewygodnych pytań.
Peter oddaje swój portfel, jego znajomi robią to samo. Rabusie wyglądają na zadowolonych, jeszcze chwila i stąd znikną.
- Ty - wskazuje na mnie bronią - Dawaj to co masz.
Nie mogę się powstrzymać i patrzę na niego wściekłym spojrzeniem. Całe moje ciało reaguje na rzucone mi wyzwanie. Gdyby bylibyśmy sami w jakiejś uliczce sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej. Teraz jednak nie mogłam ryzykować. Powoli wyciągam z kieszeni kilka banknotów i wrzucam je do nadstawionego worka. Ponownie czuję się bezradna, tak jak kiedyś. Nie lubię tego uczucia.
- Dawaj wszystko - krzyczy
- Nie mam więcej - mówię wściekłym głosem. Staram się panować nad rosnącą we mnie złością, ale przychodzi mi to z trudem.
- To daj telefon
- Nie mam telefonu
Nie liczę, że w to uwierzy, no bo która nastolatka nie ma teraz telefonu. Ja jednak mówię prawdę, nigdy go sobie nie sprawiłam. Nie było takiej potrzeby. Rabuś patrzy jednak na mnie z niedowierzaniem. Podobne emocje dostrzegam na twarzach MJ, Petera i grubego chłopca. Oni wszyscy chyba myślą, że oto postanowiłam grać bohatera.
- Bo już ci uwierzę - woła rabuś - Dawaj telefon w tej chwili.
- Alex - odzywa się MJ - Rób co mówi.
- Kiedy ja naprawdę nie mam przy sobie telefonu - bronię się.
Rabuś traci cierpliwość i ponosi mnie z miejsca. Sprawdza moje kieszenie i zagląda mi do torby, potem rozsypuje jej zawartość na ziemię. Nie znajduje telefonu.
- Spadamy - woła jego wspólnik.
Rozzłoszczony rabuś popycha mnie na ścianę i razem z tym drugim wybiegają z lokalu.
Kiedy niebezpieczeństwo mija i opada adrenalina część gości zaczyna płakać, inni uciekają z lokalu jakby i oni byli teraz ścigani. Właściciel dzwoni po policję. Muszę zniknąć nim się pojawią, jeszcze zechcą mnie wylegitymować i połapią się, że mam fałszywe dokumenty.
- Alex, wszystko dobrze? - pyta zaniepokojony Peter, pomaga mi się podnieść.
- Tak - odpowiadam, prawie nie odczułam uderzenia, bywało gorzej - Muszę iść.
- Musimy zaczekać na policję - mówi MJ
- Nie, ja muszę iść - upieram się i odrywam od siebie rękę Petera
Chyba myślą, że się boję. W sumie się nie mylą, nie mają jednak pojęcia czego tak naprawdę się obawiam. No bo dlaczego miałabym się bać policji, to ja jestem tutaj ofiarą.
Jestem ofiarą, ponownie stałam się ofiarą.
- Złapią ich, tu są kamery - mówi MJ bardziej do siebie niż do nas.
Już ich nie słucham, kieruję się w stronę wyjścia ignorując ich protesty.
Być może ich złapią, ale ja złapię ich wcześniej.
CZYTASZ
Córka Chaosu [Marvel]
FanfictionRozpoczęcie nauki w nowej szkole może być ciężkie, zwłaszcza gdy jesteś córką Red Skulla i ukrywasz się przed Tarczą i Hydrą. Start - 31.07.2022 Koniec - 31.10.2022